Będziemy namawiać nauczycieli do protestu. Inaczej nie wywalczymy swojego - powiedział w wywiadzie dla sobotnio-niedzielnego "Naszego Dziennika" szef Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność Ryszard Proksa.

Proksa przypomniał, że jednym z postulatów "Solidarności" jest powiązanie wysokości zarobków nauczycieli ze wskaźnikami ekonomicznymi. Podkreślił, że postulaty te nie są "niemożliwe do zrealizowania".
- Na razie nie ma jednak w tym względzie woli rządu - ocenił Proksa.
- Kiedy wyszliśmy 15 września na ulicę, gdy protestowaliśmy pod gmachem MEN, pani minister zapewniła nas, że spotka się z nami w bardzo krótkim czasie. A trwało to ponad dwa miesiące! - czytamy w wywiadzie.
Jak mówi, związkowcy liczyli, że skoro minister edukacji Anna Zalewska mówiła o dodatkowym miliardzie złotych na podwyżki, to będzie to "dodatkowa pula pieniędzy w stosunku do tego, o czym wcześniej rozmawialiśmy". Tymczasem "to pieniądze, które mieliśmy dostać od stycznia 2020 r., a zostały one przesunięte na wrzesień tego roku. I tyle" - powiedział Proksa w wywiadzie.
Zdaniem związkowca niskie pensje sprawiają, że brakuje chętnych do zawodu nauczycielskiego. Dodał, że "Solidarność" walczy o podwyżki wynagrodzeń dla wszystkich pracowników oświaty.
- Uważamy, że w budżecie państwa są pieniądze, które można przeznaczyć na ten cel - podkreślił Proksa w "ND".



KOMENTARZE (0)