Do końca września, czyli ponad pięć miesięcy dłużej niż zakładano, potrwa referendum strajkowe w Biedronce. Aby strajk doszedł do skutku, musi się w nim wypowiedzieć połowa pracowników. To może być problem. Związkowcy nie mają danych wszystkich zatrudnionych, a na 67 tys. pracowników zaledwie ok. 4,8 proc. należy do którejś z czterech działających w firmie organizacji.
Spór na linii związkowcy-pracodawca trwa od ubiegłego roku. Związkowcy domagają się poprawy warunków pracy, w tym zmiany zasad magazynowania, które - ich zdaniem - są niezgodne z obowiązującymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa i higieny pracy. Innym postulatem jest zapewnienie ochrony w placówkach handlowych w godzinach wieczornych w dni poprzedzające niedziele i święta objęte ustawowym ograniczeniem handlu. Związkowcy twierdzą, że Jeronimo Martins Polska wydłużyło w te dni godziny otwarcia placówek handlowych bez uzasadnionej i obiektywnej potrzeby.
- Należy szczególnie podkreślić, że roszczenia organizacji związkowej nie mają charakteru płacowego. W zakresie kwestii wynagradzania strona związkowa skierowała jedynie potrzebę zmiany systemu premiowania, gdyż pracodawca uznaje usprawiedliwioną nieobecność pracownika – tj. zwolnienie chorobowe lub urlop na żądanie - jako główne kryterium decydujące o nieprzyznaniu pracownikowi premii, oraz propozycję w zakresie ustanowienia premii regulaminowej – wyjaśnia Piotr Adamczak, przewodniczący "Solidarności" w Biedronce.
Jak przypomina, w trakcie pierwszego spotkania z udziałem mediatora strona związkowa, wychodząc z propozycją zawarcia porozumienia, postanowiła odstąpić od niektórych żądań i zmodyfikować pozostałe. Pomimo tego, jak twierdzą, pracodawca nie rozpoczął negocjacji i podtrzymał swoje stanowisko. W trakcie drugiego spotkania mediacyjnego pracodawca także nie zmienił zdania.
Piotr Adamczak dziwi się szczególnie, że pracodawca nie chce zająć się kwestią magazynowania. - Zagrożenia występujące w sklepach związane z magazynowaniem produktów w przestrzeni handlowej, zalegającym towarem w magazynach, zablokowanymi drogami transportowymi czy brakiem porządku są dotkliwe nie tylko dla pracowników, ale również klientów. Postawa pracodawcy i brak woli do osiągnięcia porozumienia w jakimkolwiek punkcie żądań doprowadziły do impasu – twierdzi.
W styczniu zdecydowano o przeprowadzeniu referendum strajkowego. Początkowo zakładano, że potrwa ono od 15 stycznia do 30 kwietnia. Jednak już na początku pojawiły się problemy. Referendum przedłużono do 30 września tego roku.
- Decyzja o konieczności przedłużenia referendum strajkowego spowodowana jest utrudnieniami, jakie od początku prowadzenia sporu zbiorowego stwarzał pracodawca. Kiedy wystąpiliśmy, zgodnie z zapisami Ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, do pracodawcy o przekazanie imiennych list pracowników na potrzeby przeprowadzenia referendum, spotkaliśmy się z odmową. Mimo stanowiska Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który opublikował na stronie urzędu, że udostępnienie danych osobowych pracowników na potrzeby zorganizowania referendum nie narusza przepisów dotyczących ochrony danych osobowych pracowników, na które powoływał się pracodawca, nadal trwa spór z pracodawcą w tym zakresie - mówi Piotr Adamczak.
Czytaj też: Referenda strajkowe w Biedronce. UODO odpowiada na ważne pytanie związkowców
"Solidarność" w Biedronce organizuje referendum na własną rękę, na podstawie danych, które posiada.
- Ponadto pracodawca zakazał organizowania referendum na terenie poszczególnych sklepów, co spowodowało konieczność zbierania podpisów w innych wyznaczonych miejscach. Jak twierdzi nasz ekspert, członek zespołu negocjacyjnego dr Mateusz Warchał, sytuacja ta jest niedopuszczalna. Po pierwsze takie działanie może naruszać przepisy Ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych oraz Ustawy o związkach zawodowych w kontekście utrudniania prowadzenia działalności związkowej, a ponadto zapisy konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Wolność i niezależność związków zawodowych oraz ich uprawnienia zostały poważnie naruszone - mówi przewodniczący "Solidarności" w Biedronce.
Pułap nie do osiągnięcia?
Strajk może zostać ogłoszony, jeżeli w referendum weźmie udział co najmniej 50 proc. pracowników, z których większość będzie chciała jego przeprowadzenia. Jeśli pracownicy opowiedzą się za strajkiem, nastąpi on najwcześniej późną jesienią. Jak będzie wyglądał? Na razie nie wiadomo.
- Pracownicy chętnie, mimo trudności jakie stworzył pracodawca, biorą udział w referendum i są coraz bardziej zdeterminowani, aby podjąć akcję strajkową. Nie ukrywam jednak, że obawiają się, jakie konsekwencje wyciągnie wobec nich pracodawca. Strajk prawdopodobnie odbędzie się jesienią tego roku. Nie mogę podać konkretnego terminu, bo na ten moment obawiam się pracodawcy i kolejnych utrudnień - mówi Piotr Adamczak.
Co na to Jeronimo Martins Polska? - Nie komentujemy referendum organizowanego przez Komisję Zakładową NSZZ „Solidarność”. Zaznaczamy jedynie, że w komunikacji do sklepów podkreślaliśmy, iż udział w referendum jest w pełni dobrowolny, a kierownictwo sklepów nie może ani namawiać, ani zabraniać udziału w nim pracownikom po godzinach i poza miejscem pracy. Przed zakończeniem obecnie trwającego referendum nie sposób odnosić się do potencjalnych kolejnych kroków, które zależą od jego wyników. W uzupełnieniu zaznaczamy, że aktualnie w firmie zatrudniamy ok. 67 tys. pracowników, z czego zaledwie ok. 4,8 proc. należy do któregoś z czterech działających w firmie związków zawodowych - mówi Justyna Rysiak z Jeronimo Martins Polska.
KOMENTARZE (1)