Pielęgniarki szpitala w Staszowie (woj. świętokrzyskie), domagające się gwarancji podwyżek pensji, wznawiają protest - od środy (5 kwietnia) będą odchodziły od łóżek pacjentów na wybranych oddziałach lecznicy.

• W środę (5 kwietnia) pracy nie podejmą pracownicy diagnostyki laboratoryjnej, obrazowej, pielęgniarki zatrudnione w poradniach specjalistycznych i diagnostycznych oraz pielęgniarki z oddziału internistycznego z pododdziałem kardiologicznym i z oddziału geriatrycznego szpitala.
• W czwartek - z oddziału ginekologiczno-położniczego, a w piątek - z chirurgii.
• Władze szpitala zapewniają, że podczas strajku pacjenci będą bezpieczni.
Podczas wtorkowych rozmów z dyrekcją placówki nie doszło do porozumienia.
Pielęgniarki domagają się, by dodatek finansowy, który otrzymują, został wpisany do podstawy wynagrodzenia. Od łóżek pacjentów miały odejść od poniedziałku, bo władze szpitala nie podejmowały z nimi "konstruktywnych rozmów" w tej sprawie. W ubiegły piątek zawiesiły protest - ustaliły z dyrekcją, że we wtorek obie strony przestawią propozycje porozumienia.
Według przewodniczącej Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w staszowskim szpitalu Beaty Uby, we wtorek władze szpitala nie były przygotowane do negocjacji. "Przyszłyśmy z naszym projektem porozumienia i okazało się, że władze szpitala nie mają w ogóle swojego projektu. Zostałyśmy zlekceważone" - oceniła.
Jak mówiła Uba, projekt związkowy zakładał sukcesywne włączanie do podstawy pensji dodatku, który pielęgniarki otrzymują na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia. "Tu byłyśmy otwarte na propozycje, jak by to miało wyglądać" - zapewniła. Dodała, że dyrektor mówił jedynie o włączeniu do pensji 10 proc. z tego dodatku.
Pełniący obowiązki dyrektor lecznicy Józef Żółciak powiedział, że w piątek wyszedł z propozycją włączenia do płacy zasadniczej takiej części dodatku. Wyjaśnił, że oznaczałoby to, że w szpitalu oznaczałoby to szybszą realizację przepisów, które mają obowiązywać od lipca (ustawa o minimalnym wynagrodzeniu pracowników medycznych - red).
"Panie na to nie wraziły zgody. Poprzednio proponowały włączenie do płacy zasadniczej kwoty dodatku, jaką otrzymują - bez pochodnych i składek ZUS. A w zaproponowanym dziś porozumieniu, włączenia wszystkiego - całych 400 zł. Po stronie pracodawcy zostałyby koszty pochodnych od tej kwoty i składek ZUS" - opisywał Żółciak.
Dyrektor dodał, że związek chciał, aby kolejne kwoty dodatków wchodziły do podstawy pensji sukcesywnie do 2019 r. Według dyrektora, związek w projekcie ugody chciał też zagwarantowania prawa do strajku "w każdym czasie". "Nie mogłem się zgodzić na takie warunki. Jestem otwarty na propozycje. Liczę, że codziennie będziemy w jakiś sposób próbować rozwiązać tę sytuację" - podkreślił.

KOMENTARZE (0)