Aktywnie tworzący na platformie YouTube chcą większej transparencji w polityce wynagradzania portalu. Doczekali się poparcia największego związku zawodowego w Europie.

- Sprawa osób tworzących na YouTube powraca, gdy serwis wyłączy bardziej znanym vlogerom możliwość partycypacji w zyskach z reklam.
- Taki przypadek niemieckiego twórcy popchnął go do aktywacji innych. Grupa licząca już 20 000 osób doczekała się wsparcia największego w Europie związku zawodowego IG Mettall.
- Twórcy stawiają ultimatum YouTube, by do końca miesiąca zasiadł do negocjacji.
Platforma YouTube zrewolucjonizowała Internet w 2005 r., kiedy weszła w sieć jako przyszły potentat w dystrybucji treści wideo. Wytyczyła trendy i zbudowała potężną grupę twórców. Ci żyją z publikacji na platformie. Jak określa ich CNBC to praktycznie profesjonaliści tematyczni publikujący o podróżach, edukacji, twórczości, książkach, pop-kulturze i wszelkich innych tematach. Żyją ze swojej twórczości. Ich zarobki to procentowy udział z reklam, jaki oddaje im YouTube, ale i promocja płatna oferowana im przez firmy.
Jednak w 2019 r. coś się zmieniło. Powstał wśród nich zauważalny ruch postulujący większą jasność i przejrzystość polityki YouTube. Punktem wyjścia do niezadowolenia twórców były zmiany polityki i monetyzacji treści, jakie Google (właściciel) i sam YouTube wprowadziły dwa lata temu. Na ich mocy administracja serwisu może odebrać danej osobie publikującej uprawnienie do udziału w programie partnerskim. Ten jest wymogiem przy partycypacji w zyskach z reklam.
Czytaj też: Gdzie szukać pracy? Agencje HR stawiają coraz częściej na social media
Jak przekazała CNBC Jörg Sprave, niemiecki twórca publikujący o procach i kuszach, zaczął swój kanał na YouTube 10 lat temu. Z zasięgiem 2,2 miliona subskrybentów publikacje tematyczne to jego pełnoprawna praca. W 2017 r. odebrano mu możliwość monetyzacji części jego filmów. Od tego zaczęła się jego walka o poprawę sytuacji. Założył grupę w sieci skupioną na podobnych przypadkach. Mieści się ona na Facebooku. Obecnie liczy 20 000 osób.


KOMENTARZE (0)