Gdy nieco pięć lat temu Rada Dialogu Społecznego zastępowała Komisję Trójstronną, partnerzy społeczni mieli nadzieję na rzeczywisty dialog i wypracowywanie wspólnych rozwiązań. Dziś wydaje się, że nadzieje były płonne. Czy "jutro" sytuacja się zmieni?
Niedawno Rada Dialogu Społecznego obchodziła piąte urodziny. Prezydent RP powołał ją 22 października 2015 r. – na mocy ustawy z 24 lipca 2015 r. o Radzie Dialogu Społecznego i innych instytucjach dialogu społecznego. Miała stanowić udoskonalone forum dialogu trójstronnego w Polsce (pracowników, pracodawców oraz rządu), działając na poziomie centralnym.
Urodziny przeszły niemal niezauważone – i to w kwaśnej atmosferze spowodowanej nie tylko pogarszającą się sytuacją gospodarczą i niepewnością związaną z rozwojem pandemii. W 2020 roku wewnętrzne spory i polityka sparaliżowały prace Rady.
Rada Dialogu Społecznego zastąpiła Komisję Trójstronną ds. Społeczno-Gospodarczych. Pierwotnie to ciało powołano w 1994 r. (w podpisanym w 1993 r. „Pakcie o przedsiębiorstwie państwowym w trakcie przekształcania” znalazł się zapis zapowiadający jej utworzenie).
Potem kilkakrotnie nowelizowano przepisy regulujące pracę tej wspólnej platformy, w tym zmieniając nazwę na Komisję Trójstronną ds. Społeczno-Gospodarczych.
Owa komisja przeżywała różne koleje losu, ale w 2013 r. nastąpił – ostateczny, jak się okazało – paraliż: w czerwcu związki zawodowe zawiesiły swoje w niej prace, uznając, że dialog jest pozorowany, a rząd nie bierze pod uwagę związkowych postulatów.
Związkowcy przedstawili projekt ustawy tworzącej nową instytucję, która – jak twierdzili – miała szansę na rzeczywisty dialog. Potem własny projekt zaprezentowali pracodawcy; w końcu wspólny już zespół wypracował jednolity tekst, przedstawiony przez obie wspomniane strony rządowi.
Po niespełna dwóch latach prace nad projektami się zakończyły. I – po części za sprawą kalendarza politycznego – wydawało się, że osiągnięto w tej sprawie porozumienie ponad politycznymi podziałami: nową ustawę podpisywał prezydent Bronisław Komorowski, a pierwszy skład nowego ciała powoływał prezydent Andrzej Duda.
Miało być pięknie…
Realny dialog miało zapewnić zniesienie podporządkowania (tak przynajmniej twierdzili związkowcy) rządowi instytucji odpowiadającej za dialog społeczny. Najbardziej widocznym tego przejawem był sposób wyboru przewodniczącego.
W Komisji Trójstronnej szefem komisji była osoba wyznaczona przez premiera spośród jej rządowych członków. W RDS przewodniczącym – na roczną kadencję – zostaje naprzemiennie kandydat związków, pracodawców lub rządu. Do prezydium Rady, prócz przewodniczącego, wchodzi dwóch wiceprzewodniczących – tak, by wszystkie strony dialogu były w nim reprezentowane.
W przepisach znalazło się wówczas również postanowienie, że posiedzenia Rady i prezydium odbywają się nie rzadziej niż co dwa miesiące. Prezydent zyskał prawo powoływania i odwoływania członków RDS, wskazanych przez związki, pracodawców i premiera.
Pracownicy i pracodawcy mieli mieć równą liczbę reprezentantów – po 24. Na starcie Rady ośmiu jej członków wskazywało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Forum Związków Zawodowych i NSZZ „Solidarność”, a po sześciu – organizacje pracodawców: Lewiatan, Pracodawcy RP, Business Centre Club i Związek Rzemiosła Polskiego. Do RDS przedstawicieli – z głosem doradczym – wprowadzili też prezydent oraz prezesi NBP i GUS.
W zamyśle RDS stanowiła nowe otwarcie. Do ogólnych jej celów (narzuconych ustawowo) należały m.in. zapewnienie warunków do rozwoju społeczno-gospodarczego oraz zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki i spójności społecznej, realizacja zasady partycypacji i solidarności społecznej w stosunkach zatrudnienia, a także prace na rzecz poprawy jakości formułowania i wprowadzania polityk oraz strategii społeczno-gospodarczych.
Polityczne zgrzyty
Konstrukcja prawna, na której osadzono Radę Dialogu Społecznego, wygląda znacznie lepiej niż w przypadku poprzedniczki. Jeśli zatem dziś przyszłość działania Rady stoi pod znakiem zapytania, wypada się zastanowić, co poszło nie tak…
O tym, że RDS nie spełniła pokładanych w niej nadziei, zdecydowały w znacznej mierze polityka i skala politycznych podziałów. Przeniosły się one na skład Rady.
Nie można kategorycznie sformułować opinii, że byli „równi i równiejsi”, widać było jednak gołym okiem, że „Solidarność” znajdowała się w wielu sprawach (nie wszystkich) znacznie bliżej stanowiska gabinetu Zjednoczonej Prawicy niż pozostali reprezentowani w Radzie Dialogu Społecznego partnerzy społeczni. Przykładem – ubiegłoroczne „separatystyczne” porozumienie z rządem nauczycielskiej „S” podczas strajku tej grupy zawodowej.
Innym czynnikiem, który osłabił znaczenie Rady, stała się przyjęta przez rząd filozofia zgłaszania co bardziej kontrowersyjnych pomysłów jako projektów poselskich, które – w myśl prawa – konsultacjom społecznym nie podlegają. Ta praktyka stała się tak powszechna, że Rada – choć zachowała podstawowe ustawowe kompetencje – została w praktyce wyłączona ze znacznej części procesu legislacyjnego.
Ponadto – podobnie jak w przypadku Komisji Trójstronnej – decydujące zdanie w ostatecznym rozrachunku miał rząd. Tu nic się nie zmieniło, co nie powinno być zaskoczeniem, gdyż to w ręku rządu spoczywają instrumenty realizacji polityki społeczno-gospodarczej; może on oczywiście (często to robi) wysłuchać głosu i postulatów strony społecznej, ale patrzy na nie poprzez pryzmat zarówno możliwości politycznych, jak i celów politycznych. No i budżetu…
To zjawisko nasiliło się wraz z wybuchem pandemii; tarcze antykryzysowe były uchwalane w trybie pilnym (co zrozumiałe), ale skutkowało to pominięciem formalnych konsultacji. Odbywały się jedynie sporadyczne konsultacje z przedstawicielami poszczególnych branż. Co więcej: jedna z tarcz de facto zniosła zasadę niezależności Rady od rządu...
W następstwie nowelizacji ustawy o Radzie z wiosny tego roku premier może dokonywać zmian w jej składzie w czasie trwania zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii. Do tej pory mógł czynić to prezydent, który członków Rady (przedstawicieli pracowników, pracodawców i rządzących) powoływał na wniosek organizacji. Szefowi rządu taki wniosek jest potrzebny.
To rozwiązanie wzbudziło protesty strony społecznej - z jednej strony głośne, z drugiej - niezbyt stanowcze, bo w trakcie pandemii były ważniejsze rzeczy niż kłótnie o strukturę i sposób powoływania przewodniczącego (być może te kontrowersyjne zmiany wynikły z takiego właśnie oglądu sytuacji przez rząd, tym bardziej, że to niejedyne kontrowersyjne zmiany w prawie wprowadzone pod osłoną pandemii).
Ostatecznie jednak presja strony społecznej okazała się skuteczna. Pod koniec listopada pojawił się projekt nowelizacji ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, w którym znalazły się przepisy przywracające poprzednio obowiązuje zasady dotyczące odwoływania członków Rady Dialogu Społecznego.
Projekt odnosi się do jeszcze jednego konfliktu, który paraliżował prace Rady Dialogu Społecznego w ostatnich miesiącach.
Wewnętrzne pęknięcia
Kryzys rozpoczął się jednak tuż przed pandemią. Na początku marca Piotr Duda, szef NSZZ Solidarność, i Cezary Kaźmierczak, lider Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, zawiesili udział w Radzie Dialogu Społecznego (RDS).
Powód? Radzie przewodniczy Andrzej Malinowski, szef organizacji Pracodawcy RP, który – według nich – miał być tajnym współpracownikiem służb wojskowych PRL, działającym pod pseudonimem „Roman”. Malinowski usilnie zaprzeczał, ale Duda i Kaźmierczak domagali się jego dymisji…
Proponowane we wspomnianym projekcie przepisy przewidują, że prezydent RP odwoła członka rady, który złoży nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne (co musi potwierdzić sąd prawomocnym orzeczeniem).
Bardziej restrykcyjne przepisy mają dotyczyć przewodniczącego RDS. Projekt precyzuje: "Funkcji tej nie będzie mogła pełnić osoba, która pracowała w organach bezpieczeństwa PRL, współpracowała z nimi lub pełniła w nich służbę (czyli zostanie z niej odwołana, nawet jeśli przyzna się w oświadczeniu do współpracy ze służbami PRL)".
To koniec konfliktów z ostatnich miesięcy. Kolejną przyczyną paraliżu Rady stała się jesienna rekonstrukcja rządu Zjednoczonej Prawicy. Powołanie Jarosława Gowina na stanowisko ministra rozwoju, pracy i technologii wzbudziło stanowczy sprzeciw „Solidarności”, która uznaje go za skrajnego, gospodarczego liberała.
Dokładnie w piątą rocznicę powołania Rady Dialogu Społecznego szef Solidarności Piotr Duda oraz kilku innych członków związku zrezygnowało z zasiadania w Radzie Dialogu Społecznego.
– Powodem jest bezprawne powołanie przez prezydenta Andrzeja Dudę nowych członków Rady – przekazał lider „S”. Chodzi i o wicepremiera Jarosława Gowina, i o ministra Przemysława Czarnka.
Z członkostwa w Radzie Dialogu Społecznego zrezygnowali - poza Dudą - Bogdan Kubiak, Henryk Nakonieczny, Wojciech Ilnicki, Andrzej Kuchta, Jarosław Lange, Waldemar Sopata i Leszek Walczak.
W sumie po pięciu latach funkcjonowania Rada Dialogu Społecznego znalazła się – podobnie jak swego czasu Komisja Trójstronna – na ostrym zakręcie. Czy z niego wyjdzie? To w znacznym stopniu nie zależy od samej Rady. Bo gdy w politycznej przestrzeni brakuje woli dialogu, nie pomoże nawet najdoskonalsza dedykowana temu celowi instytucja.
Na razie Jarosław Gowin, mocno deklarując wolę odbudowy autorytetu Rady, spotkał się z Piotrem Dudą. Zobaczymy, jakie będą tego efekty...
Tekst pochodzi z Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł (wydanie 6/2020).
KOMENTARZE (2)