Niemieccy pracownicy zaczynają naciskać strajkami na pracodawców. Motoryzacyjne marki, w tym Daimler, odczuły ciężar protestu. Strajki odbyły się we wtorek i środę. Idzie o 6 proc. podwyżki.

W pierwszej połowie stycznia pisaliśmy o wezwaniu do strajku wystosowanym przez związek zawodowy IG Metall. W myśl tej odezwy pracownicy przemysłu samochodowego i metalowego za Odrą mieli strajkować, by podkreślić swoje żądania płacowe. Apel nie poszedł na marne.
Agencja informacyjna Reuters poinformowała, że 10 tysięcy pracowników niemieckiego Daimlera popiera postulaty podwyżek i zawiesiło wykonywanie obowiązków w proteście ostrzegawczym. Strajk miał miejsce we wtorek (16 stycznia). Na zatrzymanie pracy zdecydowali się też pracownicy koncernu w Badenii-Wirtembergii w środę (17 stycznia). Strajkujących były 4 tysiące. Kolejne marki mogą odczuć kłopoty, bo groźba strajku wisi nad BMW i Audi.
Czytaj też: Za Odrą nowym prawem walczą o równe płace kobiet i mężczyzn
Pracownicy widzą, że gospodarka rośnie
Niskie bezrobocie w Niemczech, dobre wskaźniki płynące z największej gospodarki Europy, ośmieliły niemieckie związki zawodowe. Koordynujący styczniowe strajki IG Metall (największy niemiecki związek zawodowy) chce od pracodawców przemysłu samochodowego 6 proc. podwyżki płac. Taki ruch może podnieść wynagrodzenia prawie 4 milionom pracujących w Niemczech.
- Gospodarka rozwija się w takim tempie, bo właśnie pracownicy naszego sektora dzień w dzień ciężko pracują - akcentował Roman Zitzelsberger z IG Metall. Jego słowa zacytował wspomniany już Reuters.
Niemieccy pracodawcy w początku stycznia byli gotowi zaoferować stronie związkowej 2 proc. podwyżki. To za mało i do porozumienia nie doszło.
Kolejne postulaty
W tle strajków pojawia się też postulat strony związkowej o ograniczeniu czasu pracy. IG Metall sugeruje, by pracownik mógł pracować 28 godzin tygodniowo, gdy bazowy czas to 35 godzin. Tę propozycję niemiecki związek wysunął na jesieni 2017 r. Choć jest ona w szczegółach trochę obostrzona.


KOMENTARZE (0)