Zamiast pracować siedzą na Facebooku, uprawiają wirtualne ogródki, robią zakupy na Allegro albo opłacają bieżące rachunki. Tymczasem rynek dostarcza pracodawcom coraz to nowsze narzędzia umożliwiające śledzenie poczynań podwładnych w sieci. Czy taka kontrola ma sens?
– Ideą każdej organizacji jest optymalizacja kosztów. Nie widzę nic złego w tym, że pracodawca sprawdza, czy pracownicy nie siedzą na Facebooku w czasie pracy, czy nie zajmują się prywatnymi sprawami. Jeśli to robią, kradną czas, który powinien być poświęcony na sprawy zawodowe mówi Piotr Syguła, właściciel firmy Returnconsulting.pl.
Sam na razie nie wykorzystuje tej metody, ponieważ zespół, którym zarządza, nie jest duży i działa efektywnie. Jednak gdyby była taka konieczność, nie zawahałby się wprowadzić takiego rozwiązania.
– Oczywiście pracownik musi zostać o tym poinformowany i powinien podpisać odpowiedni aneks do umowy, że się na to godzi. Jednak już sam brak jego akceptacji dla takiego zapisu może być dla pracodawcy sygnałem, że ma coś do ukrycia – podkreśla Syguła.
– Zmienił się menedżer i nagle byłam na cenzurowanym. Zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy skrzynka pocztowa zaczęła mi wolno działać – opowiada.
– Złożyłam wypowiedzenie. Nowy menedżer najwidoczniej chciał się rozeznać w sytuacji, ale zamiast podglądać i śledzić moją pocztę, mógł po prostu po ludzku przyjść pogadać, zapytać i dowiedzieć się rzeczy, które go interesowały – wspomina. – To tak jak w małżeństwie: jeśli żona zaczyna grzebać w telefonie męża, to coś jest nie tak. Tylko niekoniecznie z mężem – dodaje.
Czytaj też: Prawdziwa rewolucja. Te wynalazki na zawsze odmienią HR
Kontrola najwyższym stopniem zaufania? W firmach to również gra o kasę. Jak wylicza A plus C z Krakowa (twórca programu Bizlook, którego jedną z głównych funkcji jest monitorowanie, do czego pracownicy wykorzystują komputery), 1,5 h dziennie internetowej laby w przypadku pracownika, który miesięcznie zarabia 3 tys. zł brutto, to dla firmy koszt w wysokości prawie 6,5 tys. zł rocznie. Jeśli w firmie jest dziesięciu takich pracowników, to firma traci rocznie ponad 60 tys. zł.
Jak wynika z badania „Internet w pracy", przeprowadzonego przez firmę Gemius, 10 proc. ogólnej liczby pracowników polskich firm trwoni czas w pracy na internetowe rozrywki. I rzadko kiedy wystarcza im na to 1,5 h godziny dziennie.
Czy inwigilowanie pracowników jest dobrą metodą, aby temu zaradzić? Wprowadzenie takiego rozwiązania jest mocno ryzykowne, jeśli zależy nam na zachowaniu zdrowych relacji w firmie.
– Nawet ci pracownicy, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia i nie muszą się takiej kontroli obawiać, mogą się poczuć urażeni, kiedy pracodawca postanowi wprowadzić monitoring ich pracy na komputerze. Jest to dla nich oznaka braku zaufania. Poza tym praca coraz mocniej ingeruje w życie prywatne, a pracownicy coraz bardziej narzekają na to, że czują się jak więźniowie – mówi Izabela Kielczyk, psycholog biznesu i coach wyższej kadry menedżerskiej.
Doradza jednak, żeby przed podjęciem decyzji o wprowadzeniu takiej kontroli porozmawiać z pracownikami. Jeśli faktycznie istnieje problem z wydajnością pracy, taka rozmowa może pomóc wspólnie znaleźć wyjście z sytuacji. Gdy szef zdecyduje się, że będzie obserwował pracę swoich ludzi, musi ich o tym wcześniej poinformować i wyjaśnić przyczyny swojej decyzji. Nikt nie lubi być stawiany przed faktem dokonanym.
– Wydaje mi się, że taka kontrola powinna być ostatecznym rozwiązaniem, wprowadzonym wtedy, kiedy problem w firmie jest naprawdę poważny, urasta do patologii. W przeciwnym wypadku pracownicy czują się jak dzieci, do których nie ma się zaufania i które trzeba pilnować. A co wtedy robią dzieci? Buntują się – podkreśla Izabela Kielczyk.
Jej zdaniem szefowie powinni pogodzić się również z myślą, że nikt nie jest w stanie nieprzerwanie i wydajnie pracować przez okrągłe osiem godzin.
– Każdy potrzebuje chwili wytchnienia. Jedni wychodzą na papierosa, inni zamieniają kilka słów z kolegą z pracy, idą na kawę, a jeszcze inni buszują w sieci – dodaje.
Zdaniem Dagmary Dłużniewskiej pracowników najczęściej inwigilują firmy, które nie radzą sobie z zarządzaniem ludźmi, czyli mają kiepskich menedżerów, niepotrafiących motywować ludzi do pracy. Dlatego muszą się uciekać do restrykcyjnych sposobów.
– Dla prawdziwego menedżera to, co pracownik robi w tzw. międzyczasie, czy siedzi na Facebooku, czy dzwoni do rodziny jest sprawą drugorzędną, bo jego ludzie i tak są efektywni. On po prostu wie, jak nimi zarządzać. Nie musi ich obserwować, żeby nad nimi panować – twierdzi Dłużniewska.
– Sama kiedyś dostawałam co miesiąc na biurko zestawienie stron internetowych, które oglądali moi pracownicy. Dla mnie to było krępujące i nie widziałam powodu, żeby ich monitorować – dodaje.
Podkreśla również, że w Polsce firmy wciąż są zarządzane feudalnie i nie brakuje w nich menedżerów psychopatycznych, dla których liczą się tylko cele ekonomiczne, a do ich osiągnięcia dążą bezrefleksyjnie, nie zważając na relacje międzyludzkie. – Tymczasem z ludźmi trzeba rozmawiać, szanować ich zdanie, potrzeby. I to naprawdę się zwraca – podsumowuje Dłużniewska.
KOMENTARZE (2)