- Maciej Łączny z Techlandu w rozmowie z PulsHR.pl podkreśla, że Polska już nie potrafi zapewnić rodzimym firmom potrzebnych ludzi.
- Na porządku dziennym są transfery najbardziej utalentowanych z jednej firmy do drugiej.
- Odpowiedzią jest szkolenie pracowników, intensywne pozyskiwanie talentów z innych branż, ale i próba przekonania zagranicznych developerów, że w Polsce można robić dobre gry. To ostatnie oznacza wejście w rywalizację z potężnymi studiami z całego świata.
Przy okazji kolejnej edycji katowickich mistrzostw świata w grach komputowych - Intel Extreme Masters - odbywały się fora i debaty poświęcone szeroko pojętej branży elektronicznej. PulsHR.pl przy tej okazji rozmawiał z Maciejem Łącznym, managerem w Techlandzie. Firma jest międzynarodowym developerem i wydawcą gier. Zatrudnia 260 osób. Do tytułów, które rozsławiły jej markę należą: seria Dying Light, czy Dead Island.
Zapytaliśmy Macieja Łącznego, co w jego ocenie jest największym sukcesem branży i polskich developerów oraz co stanowi największą przeszkodę w rozwoju w nadchodzących miesiącach i latach?
Pracujący nad serią Dying Light manager podkreśla, że branża dotarła do ściany w pozyskiwaniu talentów w Polsce.
- Polska z 40 milionami mieszkańców - mówi nam Łączny - przestała mieć wystarczającą ilość talentów, by zaspokoić rosnące potrzeby branży. - Ten problem dotyka wszystkich. Na porządku dziennym są transfery najbardziej utalentowanych z jednej firmy do drugiej.
Czytaj też: Zwolnienia w Apple
"Kanibalizm"
Temat tego swoistego "kanibalizmu" nasz rozmówca poruszył w czasie III Ogólnopolskiego Kongresu Sportów Elektronicznych (OKSE). Wtórował mu w diagnozie Stan Just, pracujący dla spółki CDProject.
- Potrzebujemy seniorów (doświadczonych - red.) - precyzował. - Potrzebujemy designerów, programistów, artystów. Przyjmiemy takie osoby w każdej ilości. Największe firmy w Polsce mają cały czas wakaty. Obawiam się, że tak dużej dziury nie zdołamy szybko zakleić - po czym podzielił się obserwacją, że mimo wielu osób przychodzących do czołowego developera w polskiej branży gier, nadal potrzeba ludzi.
- Polska branża jest trochę zamkniętym środowiskiem - wtórował mu Jakub Wójcik z fundacji Indie Games Polska. - Cały czas widać te same twarze, te same osoby. To poważny problem na naszym rynku.
Taki stan rzeczy jest efektem dwóch problemów. Po pierwsze, polski rynek produkcji gier, choć ma już ponad 20 lat, nadal nie jest branżą w pełni rozwiniętą. Producentów jest mało, jeśli porównamy liczby z innymi krajami. Po drugie, edukacja nowych pracowników trwa długo. Za długo, jak na tak dynamiczny sektor.
Czytaj też: Kontrowersyjne pytania w rekrutacyjnej przeglądarce IBM
Kierunki rekrutacji
Popyt na pracowników branża stara się zaspokoić aktywnością na różnych polach. W grę wchodzą: szkolenia, staże, tzw. game jamy i penetracja rynku międzynarodowego.
Jednak każda próba zbudowania stabilnego źródła pracowników jest obarczona ryzykiem. Szkolenie młodych ludzi trwa, a często inwestycja w młodego pasjonata gier kończy się jego utratą na rzecz konkurencji. Oddelegowanie praktyka z firmy, który podzieli się doświadczeniem, np. na kontrakt do szkoły wyższej, może oznaczać mniejszą liczbę godzin jego pracy w firmie. Gdy pozyskuje się pracowników poza Polską, trzeba się mierzyć z potężną konkurencją, np. Doliny Krzemowej.
Nietypowe talenty poszukiwane
Do tych problemów dochodzi różnorodność umiejętności, jakie potrzebne są w projektowaniu gier. Obok naturalnie programowania i IT potrzebnego w gamedevie, a o tych specjalistów już bardzo trudno, potrzebni są w pracy nad multimedialnymi projektami: kompozytorzy, scenopisarze, artyści wizualni (rysownicy, graficy, animatorzy, modelujący w 3D), czy w końcu testerzy.
- To nie jest też zwyczajna edukacja - podkreślała obecna na OKSE Anna Bal z ARP Games. Jest ona jedną z pierwszych absolwentek kierunku projektowanie gier w Cieszynie. - To nie mogą być studia wykładowe. Nie można projektowania nauczyć bez praktyki. Kierunek, który kończyłam, był oparty o bliskie współdziałanie z branżą.
Polski gamedev w liczbach
W 2018 r. portal agregujący dane o polskich firmach projektujących gry polskigamedev.weebly.com wyliczył, że w naszym kraju działa około 560 podmiotów mających już pozycję i starających się zaistnieć w branży projektowania gier.
Miastami w Polsce, które najczęściej pojawiają się jako siedziby tych firm są: Warszawa, Poznań, Kraków. Choć znajdziemy developerów gier także w Gliwicach, Lublinie, Rzeszowie czy Gdyni.
Branżę ostatnio prześwietlał Forbes, który opublikował latem ubiegłego roku duży raport o polskich producentach gier. Wyliczył w nim, że łączna wartość 25 głównych spółek growych w Polsce to 26,2 miliarda złotych. Za większą część tej kwoty odpowiada giełdowa kapitalizacja CD Projektu, który był pierwszą firmą polskiego gamedevu, która zanotowała międzynarodowy sukces (gra Wiedźmin). Ta spółka była też najwięcej warta z trzech głównych firm analizowanych przez Forbes. CDProjekt w 2018 r. wyceniano na 18,9 miliarda zł. Drugi był Techland wart 3,5 mld zł. Poniżej tej dwójki znalazł się 11bit studios z wyceną na poziomie 1,1 mld zł.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)