Na „zakazanych” niedzielach najbardziej zyskują punkty usługowe, sklepy internetowe oraz dyskonty – wynika z analizy kondycji polskiego sektora detalicznego, którą przeprowadził Haitong Bank.
Przedstawiciele sektora detalicznego w Polsce nieco mniej optymistycznie oceniają koniunkturę na rynku niż 12 miesięcy temu. Minął wówczas rok od wprowadzenia Programu 500+ i wciąż była nadzieja, że rząd nie zdecyduje się na wprowadzenie zakazu handlu w niedziele. Uczestnicy rynku uważają jednak, że sytuacja makroekonomiczna jest dosyć korzystna.
Rekordowo niskie bezrobocie oraz dynamiczny wzrost płac sprawiają, że nastroje konsumentów są najlepsze od dekad i korzystnie wpływają na dalszy wzrost sprzedaży detalicznej. Wzrost cen żywności nieco spowolnił po osiągnieciu niezwykle wysokiego poziomu w drugiej połowie ubiegłego roku. Z kolei sprzedaż detaliczna żywności pozostaje na ścieżce ciągłego wzrostu, który w czerwcu sięgnął około 3,1 proc.
– Wzrost płac, który rok temu był jednym z głównych obaw branży handlowej, nadal sprawia, że bardzo trudno jest pozyskać i utrzymać pracowników. A spowolnienia go raczej nie należy się spodziewać w kolejnych kwartałach – mówi Krzysztof Kawa, analityk Haitong Bank. – W 2016 i 2017 r. branża boleśnie odczuwała wyższy niż średni krajowy wzrost płac, który wpływa bezpośrednio na koszty operacyjne oraz decyduje o poziomie przychodów i dochodów pozostających do dyspozycji firm. Jednak w pierwszej połowie bieżącego roku średni wzrost płac w handlu ponownie się zrównał z poziomem ogólnokrajowym (7,0 proc.), co powinno pomóc spółkom detalicznym w pozyskiwaniu nowych pracowników i zarządzaniu obecnymi – dodaje.
W ubiegłym roku udział e-commerce w polskim rynku spożywczym sięgnął 0,9 proc., znacznie poniżej średniej Europy Zachodniej, która według danych Kantar wynosi 5,6 proc. Najbardziej popularną platformę online prowadzi Carrefour, a rynek jest zdominowany przez graczy omnichannel z hipermarketowymi korzeniami. Wyjątkami są Piotr i Paweł oraz specjalistyczne platformy frisco.pl i bdsklep.pl.
Czytaj także: Zakaz handlu w niedziele: Kogo dotyczy i jakie zmiany wprowadza ustawa?
– Dyskonty nie weszły jeszcze na ten rynek. Zakaz handlu w niedzielę może z powodzeniem przyspieszyć penetrację e-commerce w Polsce, w tym w segmencie dóbr szybko zbywalnych, ponieważ część konsumentów może zdecydować się na przeniesienie swoich niedzielnych zakupów z tradycyjnych sklepów do sieci. Szacujemy, że sam zakaz handlu może zwiększyć udział rynkowy e-commerce w Polsce w latach 2018-2020 odpowiednio o 0,5, 0,9 i 1,2 proc. – zaznacza Krzysztof Kawa.
Niepewność wokół kwestii prawnych
Jeżeli chodzi o kwestie prawne, najważniejszym tematem pozostaje niedawno wprowadzony zakaz handlu w niedzielę, który znacząco zmienia codzienną działalność firm. Natomiast pełne konsekwencje dla sprzedaży i kosztów pozostają niepewne.
Filipe Rosa, Szef Działu Analiz, Analityk sektora detalicznego Haitong Bank w Portugalii, zauważa, że większość uczestników polskiego rynku nie oczekuje, by wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę miało istotny wpływ na ogólny wzrost rynku, ale uważają, że będą w tym zwycięzcy i przegrani. Niektórzy z nich uważają, że najbardziej poszkodowane będą super- i hipermarkety z powodu ich ponadprzeciętnego udziału w niedzielnym handlu. Wśród zwycięzców większość uczestników rynku wskazuje na punkty usługowe i sklepy internetowe – które zgodnie z prawem mogą być otwarte w niedzielę – oraz dyskonty, które dzięki swojej skali i rentowności przejmą nieproporcjonalnie duży udział sprzedaży przeniesionej z niedzieli na inne dni tygodnia.
Nie ma zgody co do tego, jakie będą konsekwencje dla tradycyjnego handlu. Niektórzy obserwatorzy uważają, że część tradycyjnych sklepów nie zdecyduje się na otwieranie w niedzielę, a nawet, że mogą one paść ofiarą intensywnych działań promocyjnych podejmowanych przez dyskonty. Inni spodziewają się, że tradycyjne sklepy będą się starały wykorzystać przewagę, jaką daje im prawo do handlowania w niedzielę i w związku z tym będą w stanie odzyskać część sprzedaży utraconej na rzecz nowoczesnych formatów handlowych.
Z kolei wiodące sieci dyskontów – sklepy których i tak są bardzo zatłoczone – mogą mieć problemy z obsługą wzmożonego ruchu w piątkowe i sobotnie godziny szczytu. To może skutkować pewną frustracją klientów i spowodować transfer części z nich do innych sąsiadujących placówek.
Konsolidacja powinna trwać
W branży handlowej panuje powszechna zgoda, co do tego, że konsolidacja utrzyma się w sektorze spożywczym, który wciąż jest bardzo rozdrobniony. Filipe Rosa zwraca uwagę, że skala staje się coraz ważniejsza, biorąc pod uwagę, że trzech najważniejszych graczy, czyli Biedronka, Lidl i Kaufland, cały czas rosną w siłę. Głównymi kandydatami do przejęcia wydają się lokalne sieci supermarketów z kilkoma wyjątkami (np. Dino). Ich rentowność jest dosyć niska i brakuje im skali oraz pozycji rynkowej, która umożliwiałaby konkurowanie z dyskontami i wiodącymi sieciami supermarketów. Niektórzy uczestnicy rynku sygnalizują, że potrzebna jest również dalsza konsolidacja w segmencie hipermarketów, dlatego że tracą one udział w rynku i nie ma na nim miejsca dla tak wielu graczy.
Konsolidacja w tradycyjnym handlu także powinna być kontynuowana w wolniejszym tempie. Eurocash podkreślał kilkakrotnie, że wielu spośród jego franczyzobiorców osiąga wiek emerytalny i prawdopodobnie przekażą biznes potomkom. Jednak drugie pokolenie nie zawsze chce przejąć rodzinny interes, wybierając własną ścieżkę kariery. Sprzedaż firmy innym graczom rynkowym wydaje się być zatem jedyną drogą do wycofania się z biznesu. Analitycy Haitong Bank zakładają, że trend ten będzie się utrzymywał i oczekują, że mogą pojawić się informacje o niewielkich akwizycjach w segmencie franczyzowym. Oczekują również, że Eurocash będzie jednym z nabywców pierwszego wyboru i będzie działał, jako konsolidator rynku przy tego typu transakcjach dzięki swoim relacjom ze sklepami tradycyjnymi.
KOMENTARZE (0)