- Na 27 państw Unii Europejskiej Polska jest 5. (razem z Cyprem, Portugalią i Słowenią) najbardziej zapracowanym krajem. Średni czas pracy w podstawowym miejscu pracy wynosi u nas 41,3 godzin tygodniowo.
- Partia Razem poinformowała, że do końca wakacji złoży w sejmie projekt ustawy, w którym wnioskować będzie o skrócenie tygodnia pracy z 40 do 35 godzin.
- - Rewolucja regulacyjna na rynku pracy w warunkach ogromnej niestabilności makroekonomicznej, finansowej i geopolitycznej nie jest dobrym pomysłem - komentuje dr Jarosław Wąsowicz z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów. Z danych Eurostatu wynika, że w 2021 roku statystyczny pracownik na etacie w Polsce pracował w tygodniu średnio 41,3 godziny. Najwięcej pracowali Serbowie – 44,2 godziny i Szwajcarzy – 43,6. Z krajów należących do Unii Europejskiej dłużej od Polaków pracowali Grecy – 43,2 godziny tygodniowo, Austriacy – 41,8, Szwedzi – 41,6.
Polska wśród 27 państw UE jest więc pod tym względem na 5. miejscu (razem z Cyprem, Portugalią i Słowenią). Średnia dla całej Unii Europejskiej to 40,5 godziny pracy w tygodniu.
Zobacz: Niemcy pracują prawie najkrócej w Europie, ale dla nich to wciąż za dużo
40 godzin pracy tygodniowo standardem, ale nie wszędzie
40-godzinny tydzień pracy to standard przyjęty przez wiele przedsiębiorstw na świecie. Ogólne przepisy prawa pracy w UE mówią, że pracodawca musi zadbać, aby średni tygodniowy czas pracy pracowników – włącznie z godzinami nadliczbowymi – nie przekraczał 48 godzin w przeliczeniu na maksymalnie czteromiesięczny okres odniesienia.
Jednak rozwiązania przyjęte przez poszczególne kraje UE różnią się między sobą. Z przepisów unijnych wynika zakres swobody w uregulowaniu kwestii wymiaru czasu pracy. Dlatego są państwa, które ustawowo pracują mniej niż 40 godzin tygodniowo. Dla przykładu, zgodnie z prawem Irlandczycy pracują 39 godzin tygodniowo, Włosi 38, Duńczycy 37, a Francuzi – 35.
Rozwiązania przyjęte przez poszczególne kraje UE różnią się między sobą (fot. Milad Fakurian/Unsplash)
Wiele zapowiada, że dyskusja nad skróceniem tygodniowego czasu pracy z 40 do 35 godzin rozpocznie się także w Polsce. Złożenie odpowiedniego projektu ustawy do końca wakacji zapowiedziała partia Razem.
To kolejna próba skrócenia czasu pracy podejmowana przez polityków lewicy. W styczniu 2018 roku parta poinformowała, że będzie to jednym z pierwszych projektów, które partia chciałaby zrealizować po wejściu do sejmu.
- Polska skróciła dzień pracy do 8 godzin sto lat temu, a przecież od tamtej pory wzrosła wydajność i zmieniły się technologie. Do tego pracownicy, którzy mają więcej czasu na odpoczynek, pracują wydajniej - argumentuje pomysł poseł "Razem" Adrian Zandberg.
Jaka jest szansa na rządowe poparcie projektu? Wiele wskazuje, że mała. W lutym 2022 roku interpelację w tej sprawie złożył poseł Porozumienia Michał Wypij. Zapytał on Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej m.in. o to, czy prowadzi badania efektywności pracy pod kątem skrócenia tygodniowego czasu pracy oraz czy podjęło prace wprowadzające kodeksowe zmiany w tygodniowym czasie pracy.
W odpowiedzi resort pracy poinformował, że Polska nie pracuje nad rozwiązaniami, które miałyby skrócić obecny 40-godzinny tydzień pracy. Mimo że przeprowadzone w Polsce badania - na które powołuje się zresztą w odpowiedzi resort pracy - wskazały, że Polacy obecnie pracują krócej niż przed wybuchem pandemii, a jednak lepiej oceniają swoją wydajność pracy i zaangażowanie w nią.
Propozycja Razem
Jak argumentują politycy, "pozwoli to na realizację takich społecznie pożytecznych celów, jak:
- zwiększenie czasu, który pracownicy i pracownice mogą spędzać z rodziną czy na rozwoju osobistym,
- zwiększenie wydajności dzięki dłuższemu czasowi na odpoczynek pomiędzy zmianami,
- ochrona zdrowia polskich pracowników i pracownic,
- nieznaczne zwiększenie liczby miejsc pracy w Polsce".
Jak przekonują pomysłodawcy projektu, "zmniejszenie wymiaru pracy odbędzie się bez wpływu na miesięczne dochody osób pracujących obecnie w wymiarze 40 i więcej godzin w tygodniu – zmniejszenie czasu pracy nie powinno mieć wpływu na bezwzględny poziom miesięcznych zarobków pracowników i pracownic w Polsce".
To nie jest dobra pora na skrócenie czasu pracy
Dr Jarosław Wąsowicz z Katedry Analiz i Prognozowania Rynku Pracy Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach do pomysłu podchodzi raczej sceptycznie.
- W warunkach wysokiej inflacji, która jest skutkiem m. in. szoku podażowego wynikającego z przerwanych łańcuchów dostaw, a także braków kadrowych w określonych zawodach i specjalnościach, propozycja skrócenia normatywnego czasu pracy zniweczyłaby przynajmniej część oczekiwanych skutków antyinflacyjnej polityki pieniężnej - komentuje w rozmowie z PulsHR.pl. - Gdyby projekt ten wszedł w życie w bieżących warunkach makroekonomicznych, przedsiębiorcy odczuliby spadek produktywności pracy, a chcąc utrzymać produkcję na niezmienionym poziomie, musieliby ponieść dodatkowe koszty pracy (np. godzin ponadwymiarowych).
A dodatkowe koszty pracy, które ponosiłby pracodawca, w konsekwencji mogłyby wpłynąć in minus na wynagrodzenia.
- Nie jest również wykluczone, że w perspektywie zmniejszającej się dynamiki PKB byłoby to argumentem dla pracodawców do obniżek wynagrodzeń. Gdyby naiwnie założyć, że nowa regulacja doprowadzi do nieinflacyjnego wzrostu zatrudnienia, to należałoby skrócić czas pracy w jeszcze większym wymiarze - dodaje.
Kolejnym argumentem zdaniem Wąsowicza jest aktualna sytuacja, w jakiej znajduje się Polska.
- Rewolucja regulacyjna na rynku pracy w warunkach ogromnej niestabilności makroekonomicznej, finansowej i geopolitycznej nie jest dobrym pomysłem.
Skoro w pewnej części przedsiębiorstw już funkcjonuje 4-dniowy tydzień pracy (korzystny dla obydwu stron stosunku pracy), to niech to pozostanie częścią bilateralnych ustaleń pomiędzy pracodawcą i pracownikiem. Tylko wówczas pracodawca będzie funkcjonował w elastycznych warunkach i będzie mógł powrócić do 5-dniowego tygodnia pracy, gdy będzie to dla niego szczególnie istotne lub wręcz konieczne, np. w warunkach wysokiego popytu na jego produkty/usługi czy braków kadrowych - dodaje.
Przeczytaj: Cały czas żyjemy w micie, że Polacy za mało pracują. To nieprawda
Dodatkowe koszty pracy, które ponosiłby pracodawca, w konsekwencji mogłyby wpłynąć in minus na wynagrodzenia (fot. Andreas Klassen/Unsplash)
Skrócenie czasu pracy w Polsce jest nieuniknione
Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, zauważa, że skrócenie czasu pracy jest nieuniknione.
- W moim przekonaniu skracanie czasu pracy będzie postępowało za sprawą zmian technologicznych, ze względu na presję pracowników, a także strukturalne zmiany w globalnej gospodarce. Rozwój gospodarki opartej o czas wolny, a wiec bazującej na biznesach wypełniających czas wolny pracowników, przyspieszył w ostatnich dekadach, także za sprawą powstania weekendów i przejścia z 6 na 5 dni pracy w tygodniu. Dane OECD pokazują, że od lat 70-tych nieprzerwanie skraca się czas pracy w krajach rozwiniętych. Pandemia przyspieszyła tempo zmian w kontekście 4-dniowego tygodnia pracy i zaowocowała kolejnymi eksperymentami na dużą skalę (Wielka Brytania i Hiszpania). W moim przekonaniu będzie to proces stopniowy i zajmie przynajmniej dekadę - komentuje dla PulsHR.pl.
Jak podkreśla, zmniejszenie godzinowego wymiaru pracy będzie wymagało zwiększenia liczby zatrudnionych. Ale nie tylko.
- Z drugiej strony, jak pokazują badania naukowe, jest to element poprawiający kondycję psychiczną pracowników i ograniczający ryzyko wypalenia zawodowego oraz liczby branych L4 przez pracowników. Wszystko zależałoby od sektorowej i branżowej specyfiki, ale przy stopniowych zmianach takie działania nie musiałyby przynosić większych turbulencji - dodaje.
Choć proces jest nieunikniony, to na drodze do jego realizacji stanąć może kilka całkiem dużych problemów.
- Demografia może stać w opozycji do planów skracania tygodnia pracy. Szczególnie trudna sytuacja miałaby miejsce w obszarze ochrony zdrowia. Już dziś widzimy niedobory kadrowe wśród białego personelu i medyków, a średnia ich wieku wskazuje na starzenie się tej grupy zawodowej, która musi wypełniać swoją pracę 7 dni w tygodniu. Oznaczałoby to zwiększenie liczby etatów, które jeszcze trudniej byłoby obsadzić - wskazuje Kubisiak.
To jednak nie oznacza, że taka zmiana nie jest możliwa. Trzeba ją tylko dobrze wprowadzić. Pośpiech w tym przypadku jest niewskazany.
- Ze względów kosztowych taka zmiana powinna dokonywać się stopniowo, a nie skokowo. To znaczy w warunkach skracania godzinowego, np. wprowadzić co roku o jedną godzinę krótszy dzień pracy, aż dojdzie on do poziomów docelowych. W przypadku skracania o dzień pracy, wprowadzać narastająco poszczególne np. piątki wolne – początkowo raz w miesiącu, by stopniowo dojść do wolnych wszystkich piątków. Takie mechanizmy pozwolą dostosować się bardziej płynnie i nie wywołają jednorazowego szoku - podkreśla Kubisiak.
Zmniejszenie godzinowego wymiaru pracy będzie wymagało zwiększenia liczby zatrudnionych (fot. Bruce Mars/Unsplash)
Tydzień pracy w Polsce
8-godzinny dzień pracy obowiązuje w Polsce już ponad 100 lat. Ustanowiono go w 1918 roku, a dekret wprowadzający to rozwiązanie podpisał Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Obowiązkowo pracowano wówczas również w soboty. Dopiero 21 lipca 1973 r. Polacy po raz pierwszy w historii nie poszli do pracy w sobotę. Jednak w tym roku zyskali tylko dwie wolne soboty. W kolejnych latach zwiększała się ich pula.
Obecnie, zgodnie z Kodeksem pracy, czas pracy wynosi 8 godzin na dobę w przeciętnie 5-dniowym tygodniu pracy oraz 40 godzin tygodniowo w przyjętym okresie rozliczeniowym nieprzekraczającym 4 miesięcy.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (228)