- Zamknęliśmy dwie placówki w centrum Kijowa, na Szota Rustawell i na Padole, w której zatrudnionych jest kilkanaście osób. Trudno w tej chwili powiedzieć, kiedy znów będą czynne. Wszystko zależy od rozwoju sytuacji - mówi Maciej Buczkowski z PZU.
- Pracownicy PZU Ukraina, którzy mają problem z dotarciem do pracy lub nie chcą wychodzić z domu, mogą obecnie pracować zdalnie. Najważniejsze jest bezpieczeństwo pracowników i klientów - wyjaśnia Buczkowski.
I podkreśla, że w odróżnieniu od placówek bankowych, jednostki PZU nie posiadają kas, cały obrót odbywa się bezgotówkowo, co znacznie minimalizuje ryzyko niebezpieczeństw.
- Oczywiście cały czas monitorujemy bezpieczeństwo pracowników działających oddziałów. Poinstruowaliśmy ich również, co robić w wypadku zagrożenia - dodaje.
Na razie na tymczasowe zamknięcie swoich oddziałów decydują się firmy funkcjonujące w największych miastach Ukrainy, w których zogniskowany jest konflikt. Im dalej od niego, tym spokojniej.
Oznacza to, że zatrudnionych w niej 260 osób na razie nie ma się czym martwić i codziennie pojawiają się w pracy.
- Również utrudnienia, które stwarzają protestujący na granicach póki co nie mają wpływu na naszą produkcję. Surowce, które mamy w magazynach, wystarczą na jakiś miesiąc - dodaje.
Oprócz Śnieżki swoją działalność na Ukrainie prowadzą również inne polskie firmy, wśród nich firma Fakro, producent okien dachowych. Na Ukrainie ma trzy fabryki, w których łącznie zatrudnia 570 osób. Jedna z nich jest zlokalizowana we Lwowie, ale nie ma na razie doniesień o tym, by prace w niej były zakłócone.
Sytuacja nie wpływa również bezpośrednio na funkcjonowanie ukraińskiej spółki poszukiwawczo-wydobywczej KUB-Gas, która należy do Serinus Energy. Ta jednak prowadzi swoją działalność niemal tysiąc kilometrów od Kijowa.
Grzegorz Pawlak, prezes Plast-Boksu zapewnia z kolei, że w fabryce w Czernihowie produkcja opakowań z tworzyw sztucznych nie została utrudniona, a praca ok. 130 osób zatrudnionych w fabryce przebiega normalnie.
- Polityczne wydarzenia, jakie do tej pory miały miejsce na Ukrainie, nie wpływają na działalność Plast-Boksu. Nie obserwujemy żadnych zakłóceń w funkcjonowaniu naszego zakładu i praca toczy się w normalnym trybie - komentuje Pawlak.
Na Ukrainie działają również takie firmy jak Can-Pak, Sanitec-Koło, Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych czy Maspex Wadowice. Ostatnia z wymienionych firm ma już pewne kłopoty w związku z sytuacją u naszego sąsiada.
Towary Maspeksu stoją na granicy, a niestabilny kurs hrywny sprawił, że ich partnerzy musieli podnieść ceny, co zapewne będzie odczuwalne w wynikach sprzedaży. Tym bardziej, że Maspex ma na Ukrainie 80 proc. udział w rynku cappuccino, prawie 65 proc. czekolady na gorąco i jest numerem dwa w segmencie zabielaczy z niemal 30 proc. udziałem.
- W piątek narodowy bank Ukrainy wprowadził antykryzysowe środki w celu utrzymania kursu hrywny w postaci rozporządzenia ograniczającego zakup waluty. Dla nas oznacza to w praktyce wydłużenie terminu realizacji przelewów, a co za tym idzie - znaczne opóźnienia w dostawach towaru - mówi Barbara Wieczorek, dyrektor eskportu z Maspex Wadowice.
Sprawy nie ułatwia fakt, że na granicy, po ukraińskiej stronie, samochody czekają dłużej na odprawę, niż do tej pory.
- Urzędnicy znacznie więcej czasu poświęcają na sprawdzanie dokumentów na towary, które od bardzo długiego czasu wysyłamy na Ukrainę, zachowując ten sam standard przy ich wypełnianiu. Z dnia na dzień potrafi się też zmienić schemat dotychczasowego naliczania opłat celnych - mówi Wieczorek.
Z tymi problemami będzie borykać się większość polskich firm eksportujących na Ukrainę (a jest ich ok. 1,5 tys.). Mocno ograniczona została już chociażby dystrybucja towarów Śnieżki. - Obecnie dostarczamy go tylko do zachodniej części Ukrainy - wyjaśnia Ryszard Stachnik.
Zdaniem prof. Elżbiety Mączyńskiej, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, sytuacja na Ukrainie może być poważnym zagrożeniem dla polskich firm eksportowych oraz ich pracowników. Nie tylko ze względu na możliwe blokady granic.
- Niepewna sytuacja polityczna wpływa na wiarygodność ukraińskich przedsiębiorców, dlatego też wiele spółek eksportujących towary może mieć obawy. Nie każdy będzie chciał podjąć ryzyko - ocenia.
Jeremi Mordasiewicz, ekspert PKPP Lewiatan, podkreśla że sytuacja zarówno polskich firm eksportowych, jak i inwestorów na Ukrainie zależy od tego, jak długo potrwa obecny stan.
- Jeżeli ludzie zajmują się czymś innym niż pracą na podwyższenie jakości życia, musi mieć to negatywny wpływ na rynek pracy i gospodarkę. W takich sytuacjach, jaka jest na Ukrainie, nie inwestuje się w pracowników, a myśli ludzi skierowane są w stronę przyszłości i chęci przetrwania tego trudnego okresu - dodaje.
KOMENTARZE (1)