Zdaniem ekspertów, nie istnieją żadne przeszkody, by polskie start-upy wchodziły na zagraniczne rynki. Pytanie jednak, czy każdy start-up powinien być globalny i jakiego wsparcia powinno młodym przedsiębiorcom udzielać państwo?
Jak twierdzi Tomasz Hanczarek, wiceprezes rady nadzorczej Work Service, nie istnieją żadne przeszkody, by polskie start-upy wchodziły na zagraniczne rynki. – Potrzebne są tylko chęci i wiara w to, że się uda – dodaje.
– Jak zakładaliśmy Work Service, takich firm jak nasza było wiele. Większość została sprzedana na wczesnym etapie rozwoju. My nie chcieliśmy zarobić kilku groszy i kupić fajnego samochodu. Dążyliśmy do tego, aby nasza firma była w TOP 10 na świecie. To jest nadal aktualne – mówi Hanczarek.
Szymon Janiak, CMO OORT, podziela opinię Tomasza Hanczarka. Uważa jednak, że młodzi powinni otrzymać więcej wsparcia. – Start-upy często liczą na to, że chociaż na początku ktoś im wystawi pomocną dłoń – czy to w formie monitoringu, czy finansowania. Fajną inicjatywę realizuje PARP, mnożąc programy, które pomagają w różny sposób akcelerować spółki – komentuje.
Janiak dodaje też, że wsparcie finansowe powinno mieć granice. – Jeśli komuś damy za dużo na początku, to się zrobi leniwy i nie poradzi sobie w świecie biznesowym. Rozdawanie dużych sum może prowadzić do patologii – zacznie się wyciąganie kasy z różnych instytucji – mówi Janiak.
– Start-up to nie zabawa, kultura i fun. Chodzi o biznes. Od początku trzeba myśleć, jak nasz pomysł ma zarabiać i w jaką stronę ma zmierzać – komentuje Janiak.
Janiak uważa, że nie każdy start-up musi być globalny. – Teraz jest ciśnienie, że trzeba wychodzić na zagraniczne rynki. Jednak to, że na dany produkt jest popyt w jednym kraju, nie oznacza, że musi być też w innym. Multilokalne kultury zupełnie inaczej podchodzą do tych samych potrzeb. Mamy komercjalizować się i zarabiać. Jeśli globalizacja ma nas w tym wspomóc, to róbmy to. Jednak nic na siłę – dodaje.
Marek Zmysłowski, CEO i założyciel HotelOga, przytacza przykład Coca-Coli, która jest w każdym kraju na świecie. W czym tkwi ich fenomen?
– Coca-Cola nie nazywa się firmą globalną, ale multilokalną. Musimy przestać być polskimi firmami, które zdobywają kraje. Trzeba w każdym państwie znaleźć lokalnego partnera, który pozwoli dopasować produkt czy usługę do konkretnego rynku – mówi Zmysłowski.
Jak dodaje Zmysłowski, przedsiębiorca musi wybrać, czy chce być królem, czy bogatym. Wybór należy do niego. – Jeśli chce się być królem w swojej firmie i tylko wydawać polecenia, to istnieje duże ryzyko, że nie będzie się bogatym – dodaje Zmysłowski.
Marek Zmysłowski, CEO i założyciel HotelOga (Fot. PTWP)
Łatwiejsze wejście na obcy rynek
Marek Przystaś, współzałożyciel Duckie Deck, mówi, że aby zwiększyć szanse polskich globalnych biznesów, trzeba wesprzeć ich na starcie – pomóc początkującym, którzy startują na studiach czy kończąc liceum. W Polsce nie jest łatwo rozkręcić biznes ze względu na wysokie podatki.
– Przedsiębiorczość w Polsce pączkuje od niedawna. Musimy nadganiać, dużo pracować i robić swoje. Potrzeba czasu na pełny rozwój ekosystemu – komentuje Przystaś.
Marek Przystaś, współzałożyciel, Duckie Deck (Fot. PTWP)
(nie)potrzebne rządowe wsparcie
Polskie start-upy wspiera również państwo. Jak podkreśla Iwona Woicka-Żuławska, zastępca dyrektora Departamentu Współpracy Ekonomicznej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, z jednej strony to start-upy promują Polskę jako kreatywną i innowacyjną. Z drugiej zaś ministerstwo stara się wspierać młode firmy w zagranicznych podbojach, zwłaszcza w pierwszym wejściu na obcy rynek. Przykładowo polscy ambasadorzy mogą pomóc w szukaniu partnera finansowego.
- Ambasadorzy powinni być kanałami wejścia na zagraniczny rynek, zwłaszcza w takich krajach jak Afryka, Azja czy Ameryka Łacińska. Bez wsparcia rządowego ciężko uzyskać odpowiednie zgody na prowadzenie biznesu, nie wspominając o poszukiwaniu partnerów – mówi Woicka-Żuławska.
Iwona Woicka-Żuławska, zastępca dyrektora departamentu współpracy ekonomicznej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych (Fot. PTWP)
Wsparcie państwa nie powinno być jednak fundamentalnym elementem dla przedsiębiorców. Jak zaznacza Tomasz Hanczarek, rozwój spółki to zdobywanie nowych klientów, a nie rządowa pomoc. – Trzeba pamiętać, że start-up to biznes, a nie narzekanie i jęczenie o pieniądze – dodaje.
Jego opinię podziela Marek Zmysłowski. – Start-upy to nie są duże firmy, które walczą o duże, rządowe kontrakty. Najcenniejszą rzeczą, którą polski ambasador w Nigerii dla mnie zrobił, było napisanie listu polecającego. Tego rodzaju pomoc to coś, czego potrzebujemy – ocenia.
Również Hanczarek mówi, że przedsiębiorcy powinni oczekiwać od rządu miękkiego wsparcia, a nie prowadzenia za nich biznesu.
– Jak zakładałem w Wietnamie szkołę dla spawaczy, to najpierw udałem się do polskiej ambasady. Nie otrzymałem jednak miejsca do pracy czy klientów. Dostałem podstawową pomoc w kwestii bezpieczeństwa – co i gdzie można robić. O tego rodzaju wsparcie trzeba zabiegać. Nikt za nas biznesu nie zrobi – komentuje Hanczarek.
Debatę poprowadził Grzegorz Kiszluk, redaktor naczelny magazynu
Potrzebna zmiana mentalności
Iwona Woicka-Żuławska mówi także o zmianie mentalności, która jest potrzebna. Po pierwsze, przedsiębiorcy powinni zgłaszać się do ministerstwa i prosić o pomoc. Rząd nie chce wspierać firm na siłę.
– To nie jest tak, że mamy na przykład pięć uniwersalnych narzędzi, które stosujemy wobec wszystkich. Każda firma jest inna. Staramy się wsłuchiwać w ich potrzeby – wyjaśnia Woicka-Żuławska.
Po drugie, w Polsce niepowodzenie traktuje się jako porażkę, a to błąd. – W Stanach Zjednoczonych przedsiębiorcy patrzą na partnerów, którym nie powiodło się, jako na osoby z większym doświadczeniem, z którymi w przyszłości współpraca może być owocna – mówi Woicka-Żuławska. – Musimy pamiętać, że kreatywność i innowacyjność są związane z ryzykiem – dodaje.
*Artykuł powstał na podstawie debaty „Go global!”, która odbyła się podczas European Start-Up Days w Katowicach. Wydarzenie odbyło się w ramach VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
KOMENTARZE (1)