Od godziny 7 na polskich drogach trwa "Protest69". Akcja przypomina strajk włoski. Kierowcy tirów jeżdżą wolniej, a to może oznaczać drogowy paraliż. Czego chcą, przeciw czemu protestują?
W terenie zabudowanym jadą 40 km/h, poza nim 60 km/h, a na autostradach 69 km/h. Kierowcy tirów chcą w ten sposób zaprotestować przeciw działaniom policji, a konkretnie działaniom "TIR", podczas których kierowcy samochodów ciężarowych są karani m.in. za zbyt długie wyprzedzanie na drogach ekspresowych i autostradach.
– Wiele osób spoza branży pyta nas, po co ten protest, czy aż tak bardzo przeszkadza nam akcja "TIR". Chyba nikt poza kierowcami, spedytorami, właścicielami firm transportowych nie zdaje sobie sprawy, jak wielu przepisom i ograniczeniom podlegają kierowca i transport w dzisiejszych czasach – czytamy na fejsbukowym profilu organizatorów protestu.
Zaznaczają oni przy tym, że "z całą mocą" potępiają uporczywe blokowanie pasa dla pojazdów osobowych, lecz uważają, że uznaniowe definiowanie zbyt długiego wyprzedzania, co w konsekwencji wprowadza całkowity zakaz wyprzedzania, to nadużycie.
– Nasz zawód w Europie już traktowany jest jak skarbonka do wyłudzania pieniędzy, tym bardziej boli fakt, iż także nasza ojczyzna, Rzeczpospolita Polska dołączyła do tego festiwalu okradania kierowców, nie tylko z pieniędzy, lecz także i z tak pożądanego w naszym zawodzie czasu. Brak unormowania w Polskim prawie "zbyt długiego wyprzedzania" podkreśla tylko fakt, że doszliśmy do momentu, kiedy każde wyprzedzanie można uznać za wykroczenie – twierdzą kierowcy.
Już w pierwszej dobie od ogłoszenia protestu chęć udziału w akcji zadeklarowało ponad 1000 osób. – Pamiętajcie, nie jesteśmy krowami mlecznymi, by przeszło 6 służb mundurowych nas doiło. Pokażmy, że potrafimy się zjednoczyć, dziś – by walczyć o zakazy, jutro – by walczyć o lepsze warunki pracy! Niebawem się okaże, ilu z nas chce zmian, a ilu chce tkwić w stagnacji. Zapraszajcie znajomych, oznaczajcie ich w poście, udostępniajcie wydarzenie. Pokażmy, że nie tylko górnicy i lekarze potrafią walczyć o swoje – apelowali na stronie akcji jej organizatorzy. Przedstawili też swoje postulaty.
Coraz mniej chętnych
Jak wynika z raportu PwC „Rynek pracy kierowców w Polsce 2016”, na polskim rynku brakuje około 100 tys. kierowców. Analitycy wyliczyli, że do 2025 roku luka na rynku pracy może sięgnąć nawet 300 tys. wakatów dla zawodowych kierowców.
Z raportu PwC wynika, że na polskim rynku jest ok. 600-650 tys. aktywnych zawodowo kierowców, z czego około 500-550 tys. stanowią kierowcy samochodów ciężarowych. Co roku z zawodu odchodzi ok. 25 tys. osób, natomiast liczba kierowców uzyskujących kwalifikację to około 35 tys. Nie pozwala to jednak na uzupełnienie niedoborów kadrowych. Aby było to możliwe, liczba osób uzyskujących każdego roku kwalifikację wstępną do zawodu powinna wynosić co najmniej 60 tys.
Głównym powodem jest wysokość wynagrodzeń. Mimo że kierowcy zarabiają relatywnie dobrze, to mają poczucie, że kwota zarobków nie rekompensuje częstych rozstań z rodziną i długich pobytów poza domem. Innymi ważnymi czynnikami wpływającymi na poziom satysfakcji jest wygoda i wyposażenie pojazdów wykorzystywanych w pracy oraz jakość współpracy z przełożonymi.
Młodsi zarabiają więcej
Mediana zarobków polskiego kierowcy to 5218 zł netto. Na tę kwotę składają się: podstawa, diety, dodatki i premie. Okazuje się jednak, że dwa ostatnie elementy wynagrodzenia dostaje tylko nieco ponad 36 proc. truckerów – wynika z raportu „Zarobki kierowców zawodowych w Polsce”, przygotowanego przez TransJobs.eu.
Zarobki kierowców rosną dużo szybciej niż średnia pensja w przedsiębiorstwach. „Jeśli jednak przyjrzymy się głębiej, to okaże się, że w zależności od charakteru pracy kierowcy, sytuacja wygląda różnie” – donoszą autorzy raportu. Ponad połowa zarabia bowiem poniżej 5 tys. zł netto. Najmniej, bo równowartość stawki minimalnej, zarabia 2,5 proc. kierowców. Powyżej 6 tys. zł netto dostaje 15,1 proc. osób, a powyżej 7 tys. – aż 20,1 proc.
Tak lukratywnymi zarobkami mogą się jednak cieszyć pracownicy działający w ruchu międzynarodowym, posiadacze umowy o pracę, najczęściej obsługujący zestaw z naczepą.
Wysokość zarobków zależy więc od kilku czynników. Po pierwsze od rodzaju tras; w ruchu lokalnym mediana zarobków to 2900 zł netto. W krajowym - 3500 netto. W międzynarodowym, na terenie UE, aż 6100 zł. Po drugie od systemu pracy. Najlepiej płatne to oczywiście 4 tygodnie w pracy, 1 tydzień w domu. Tu mediana zarobków sięga wspomnianych rekordowych 7 tys. zł na rękę.
Czytaj też: Ustawa o transporcie drogowym wzbudza kontrowersje
Nie bez znaczenia jest również typ zabudowy pojazdów (medianę przekraczającą 5500 zł netto otrzymują obsługujący m.in. plandeki czy ponadgabaryty), branży pracodawcy (powyżej 5 tys. zł netto otrzymują pracownicy branży transportowej i spedycyjno-transportowej) oraz wielkość firmy (powyżej 5,5 tys. netto zarabiają osoby pracujące w firmach zatrudniających powyżej 50 osób).
Co dość kontrowersyjne, istotne są również wiek i doświadczenie pracownika. Kontrowersyjne, bo z raportu TransJobs.eu wynika, że im dłuższy staż, tym niższe zarobki. Najwięcej zarabiają nowi pracownicy – przebywający w firmie do dwóch lat. Kto pracuje w jednym miejscu powyżej 5 lat, dostaje z reguły mniej. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku wiekowych pracowników.
To dopiero przedsmak
Niewykluczone, że wkrótce kierowcy tirów zorganizują kolejny protest. Wszystko zależy od tego, jaki efekt przyniesie piątkowa akcja. Tyle, że nie chodzi w niej jedynie o przepisy i odwet na policji.
– Akcja trwa od rana, niestety nie jesteśmy w stanie określić, w której części kraju wygląda to lepiej, a w którym gorzej, ponieważ 4 tysiące ludzi, którzy zadeklarowali udział w proteście, są rozbici na całą Polskę, do tego w przedziale od godz. 7 do 20 nie zrobią takiego spektakularnego protestu, jakbyśmy sobie życzyli, ale na pewno zaakcentujemy to, że jesteśmy, że nie podobają nam się pewne rzeczy i że walczymy o ich zmianę – mówi jeden z organizatorów "Protestu69".
Zaznacza, że akcja ma charakter próbny, ale jej efektem ma być petycja, która trafi na biurko ministra. – Chcemy sprawdzić, czy kierowcy nieprawdę chcą zmian, czy jest to jedynie luźna rozmowa na parkingu. Na pewno wielu boi się reakcji pracodawców, konsekwencji opóźnienia dostaw, wielu spieszy się do bliskich, by po 3-4 tygodniach spędzić z nimi czas. Po kilku godzinach akcji wiem na pewno, że kierowcy chcą tych zmian – mówi mężczyzna.
W najbliższym czasie protestujący zamierzają złożyć w ministerstwie petycję o zmiany w zakazie wyprzedzania i uregulowanie oraz zdefiniowanie pojęcia "zbyt długie wyprzedzanie", a w dalszej fazie – w przypadku braku reakcji ministerstwa – zapowiadają kolejny protest, jak mówią – bardziej drastyczny. Polegać ma na jaszcze wolniejszej jeździe.
– Jeśli protest spotka się z pozytywną reakcją kierowców, chcemy zawalczyć o to, co najbardziej ich trapi, czyli wynagrodzenia, zaplecze socjalne, prawa, których nam brakuje. I o mandaty, które za często się sypią, jak również o karanie krzyżowe. Często jest tak, że pracodawca zapomniał wypełnić jakiś dokument, o którym my nawet nie wiemy, a kierowca – jako uczestnik ruchu drogowego – musi ponosić konsekwencje, czyli w tym przypadku płacić – mówi nasz rozmówca.
Twierdzi również, że informacje o zarobkach nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji. – Jeśli mówi się, że kierowca zarabia 8-9 tys., to jest to mocno przesadzone, chyba że pracuje w systemie 4/1, czyli cztery tygodnie w pracy, jeden tydzień w domu. Średnim realnym zarobkiem, gdy jest się pięć dni w trasie i dwa dni w domu, jest ok. 4,5-5,5 tys. – mówi kierowca. – Najgorsze jest to, że większość kierowców zarabia najniższą średnią krajową i do tego dochodzą diety. Jeśli chodzi o kredyty, ubezpieczenia, pożyczki, jest trudno, bo jesteśmy liczeni od tej najniższej średniej. Diety też są rozliczane różnie. Aczkolwiek najgorsze są tak naprawdę dwie rzeczy – rozłąka z bliskimi i brak szacunku. Wszyscy nas traktują jak zło konieczne.
Policja szanuje, ale musi reagować
O przebieg protestu zapytaliśmy u źródeł, czyli w Komendzie Głównej Policji. Jak mówi podinsp. Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji, akcja nie wpływa na sytuację na drogach. Tak przynajmniej było w godzinach dopołudniowych.
– Nie mamy żadnych informacji, żeby działo się coś nadzwyczajnego, nie obserwujemy żadnych poważniejszych ruchów. Sami się zastanawiamy. Może kierowcy czekają na popołudnie, gdy ludzie będą chcieli wyjechać na weekend? – zastanawia się podinsp. Kobryś.
Jednocześnie stanowczo zaprzecza, jakoby policja prowadziła nagonkę na kierowców tirów. – Niektóre media błędnie odczytały intencje policji w zakresie działań "TIR". Najważniejszymi miernikami, które stosujemy, jest po pierwsze niestosowanie się do zakazu wyprzedzania określonego znakiem B26, a druga rzecz, na którą zwracamy uwagę, to tzw. szeryfowanie na drodze, czyli blokowanie pasa, uniemożliwianie jazdy na tzw. zamek błyskawiczny w przypadku zwężenia drogi. Gdzieś niepotrzebnie ktoś zasugerował, że naszym celem jest walka ze zbyt długim wyprzedzaniem – to jest tylko przy okazji, ale bardziej skupiamy się na obszarach objętych znakiem zakazu i łamaniem go przez kierowców – mówi Kobryś.
– Nie wiem, czy to jest polowanie, jeśli w okresie 3-16 na tylu drogach ujawniliśmy 1180 wykroczeń, które nie zakończyły się mandatem czy wnioskiem o ukaranie. Ktoś niepotrzebnie to wszystko rozdmuchał, ale po części się z tego cieszymy. W jakimś stopniu ta akcja otworzy oczy i kierowcom ciężarówek, i może ci w samochodach osobowych zrozumieją, że nie zawsze zachowują się właściwie, podjeżdżając pod zderzak, błyskając światłami. Wszystkim przyda się trochę refleksji. My, jako policja, mamy świadomość, że zawód kierowcy to ciężki kawałek chleba i naprawdę ich szanujemy, ale kierowcy triów muszą też szanować tych, którzy jeżdżą pozostałymi pojazdami – mówi policjant.
Ustawa z podpisem prezydenta
Wśród oczekiwań kierowców zawodowych są zmiany w wynagrodzeniach. Tematem tym zajęło się w ostatnim czasie Ministerstwo Infrastruktury. Chce ono, by kierowcy zawodowi za podróż służbową byli rozliczani jak pracownicy delegowani do pracy za granicą. Oznacza to koniec diet i ryczałtów za nocleg.
Autorzy projektu, argumentując przedstawione zmiany, powołują się m.in. na konieczność dostosowania polskich regulacji do przepisów unijnych dotyczących minimalnej stawki za pracę w innym kraju. Jednakże ponad połowa badanych przewoźników (56 proc.) uważa, że zmiany systemu wynagrodzenia kierowców w Polsce nie są konieczne.
Czytaj też: Koniec diet i ryczałtów za nocleg dla kierowców?
Z kolei 82 proc. właścicieli firm transportowych, przebadanych w trakcie konsultacji społecznych przez Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych wraz z Ogólnopolskim Centrum Rozliczania Kierowców, stwierdziło, że projekt Ministerstwa Infrastruktury dotyczący nowelizacji ustawy o czasie pracy kierowców zawodowych zaprezentowany w Komisji Trójstronnej jest nie do zaakceptowania.
KOMENTARZE (2)