- Liczba ukraińskich uchodźców - głównie kobiet z dziećmi - którzy zdecydują się zostać w Polsce, zależeć będzie przede wszystkim od rozwoju sytuacji w ich ojczyźnie i od przyszłej odbudowy kraju.
- W każdym scenariuszu jednak będziemy mieli do czynienia w Polsce z większą liczbą imigrantów z Ukrainy, niż miało to miejsce przed wojną.
- Znalezienie dla nich miejsca na rynku pracy, dostosowanie systemu edukacji do ukraińskich dzieci, by ich matki mogły pracować - to największe wyzwania, z jakimi polski rynek pracy będzie się musiał zmierzyć w najbliższych miesiącach. Ale nie jedyne.
Polski rynek pracy od wielu lat patrzy na Wschód i tam szuka pracowników - Ukraińców i Białorusinów. W 2021 r. tym pierwszym wydano 150 tys. zezwoleń na pracę, drugim - 35 tys. Jednak 24 lutego 2022 r., gdy wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą, która zmusiła miliony Ukraińców do ucieczki, sytuacja diametralnie się zmieniła. Jak wylicza ONZ, z ponad 44-milionowej Ukrainy wyjechało już 5 mln ludzi, z czego 3 miliony trafiły do Polski.
Obecnie bardzo trudno przewidzieć, jaka będzie przyszłość tych milionów ukraińskich uchodźców wojennych. Liczba osób, które zdecydują się zostać w Polsce, zależeć będzie przede wszystkim od rozwoju sytuacji w ich ojczyźnie i od przyszłej odbudowy kraju.
Ukraińców w Polsce zostanie więcej, dużo więcej
Biorąc te czynniki pod uwagę Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego opracował trzy hipotetyczne scenariusze, jeśli chodzi o liczbę Ukraińców w Polsce.
- W pierwszym scenariuszu, zakładającym długotrwałą wojnę ciągłą i kontynuację z różną intensywnością konfliktu przez następnych kilkanaście lat, przewidujemy, że w okresie średnioterminowym w Polsce zamieszkać może ok. 3,1 mln Ukraińców, z czego aktywnych zawodowo będzie 2,3 mln zł. To ponad 1 mln osób więcej, niż przebywało w Polsce przed 24 lutego - mówił prof. Maciej Duszczyk, specjalista od migracji z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego, podczas sesji "Ukraina i Białoruś - polski rynek pracy na zapleczu wojny", która odbyła się w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Czytaj także: Na granicy wszyscy mają nadzieję, że Polska to tylko chwilowy dom [REPORTAŻ]
W drugim scenariuszu - najbardziej optymistycznym, bo zakładającym, że jesienią tego roku zostanie zawarty pokój, liczba aktywnych zawodowo Ukraińców, którzy pozostaną w Polsce może sięgnąć 1,5 mln osób. To wciąż ok. 200-300 tys. więcej niż przed wojną.
- To najmniej prawdopodobny naszym zdaniem scenariusz. O wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz kontynuacji destrukcyjnej wojny przez kolejne miesiące. Szacujemy, że wtedy liczba Ukraińców w Polsce może wzrosnąć nawet do 3,4 mln osób, w tym aktywnych zawodowo będzie nawet 2,2 mln - wyliczał prof. Duszczyk, prezentując najnowszy raport specjalistów z Ośrodka Badań nad Migracjami.
Jak dodał, za tymi liczbami kryją się konkretne wyzwania.
System edukacji musi się dostosować
- Z punktu widzenia rynku pracy, gigantycznym wyzwaniem jest dostosowanie systemu edukacji do przyjęcia ukraińskich dzieci, które trafiły do Polski. W zależności od wariantu mówimy o ok. 750 tys. nawet do 1,1 mln dzieci w polskich szkołach - dodał prof. Duszczyk, zwracając uwagę, że z tym wyzwaniem przyjdzie się nam zmierzyć już 1 września tego roku, gdy rozpocznie się nowy rok szkolny. Dlatego musimy się odpowiednio przygotować, by się temu sprostać, by ukraińskie dzieci mogły pójść do szkół a ich matki do pracy.
Na zdjęciu dworzec w Przemyślu w pierwszych dniach wojny w Ukrainie (fot. PTWP)
Profesor pozytywnie ocenił sygnały, płynące ze strony rządu, na temat prac nad strategią imigracyjną, prowadzonych wspólnie z samorządami. Ma ona skupiać się głównie właśnie na edukacji. Szczegóły poznać mamy 26 czerwca.
- Cieszą nas działania ze strony rządu, ale skala problemów jest olbrzymia - podkreślał prof. Duszczyk. Na odpowiedź czekają pytania o to, czy mali Ukraińcy mają się uczyć według polskiego programu, czy zdalnie według ukraińskiego. Co z brakami sprzętowymi, z czego mają się uczyć?
Działania ze strony rządu dostrzegł również Piotr Masłowski, zastępca prezydenta Rybnika.
- Rząd chyba po raz pierwszy tak głęboko pracuje z samorządami i to plus całej sytuacji. Jednak kwestia szkolnictwa, która wymaga wypracowania pilnych rozwiązań, nie jest największym problemem. O wiele większym wyzwaniem będzie sytuacja kobiet, które mają małe dzieci w wieku przedszkolnym i jeszcze młodsze. W przedszkolach będzie problem, w żłobkach natomiast przewidujemy dramat - przestrzegał samorządowiec.
Jego zdaniem tych kobiet z małymi dziećmi nie uda się zaktywizować i trafią one do systemu pomocy społecznej, co będzie budziło ogromne emocje wśród mieszkańców miast.
Rynek pracy też musi odrobić swoją lekcję
Do potrzeb Ukraińców, którzy przybyli do Polski i zapewne zostaną, dostosować się musi nie tylko system edukacji, ale również sam rynek pracy.
- Do tej pory do pracy przyjeżdżali praktycznie sami mężczyźni, teraz trafiają tu głównie kobiety - zwrócił uwagę Rafał Rogala, menedżer z zespołu imigracyjnego EY. Pozostają więc w Polsce wakaty w zawodach deficytowych i w dodatku zmaskulinizowanych, których kobiety nie będą w stanie wypełnić.
- Polscy przedsiębiorcy nie będą w stanie tak przekształcić swoich firm i organizacji, by zatrudnić kobiety w miejscach pracy opuszczonych przez mężczyzn. To będzie niemożliwe - dodał ekspert EY.
Jego zdaniem kluczowe obecnie jest z jednej strony rozpoznanie, jakie są potrzeby osób, które trafiły do Polski, jakie mają kwalifikacje i doświadczenie. Z drugiej strony trzeba określić, jaką mamy ofertę dla nich, ile miejsc pracy czeka i w jakich branżach.
- Jednak to zadanie nie może opierać się tylko i wyłącznie na przedsiębiorcach. To musi być kilkustopniowe działanie, począwszy od państwa, po którego stronie leży wskazanie chociażby strategii włączenia tych osób do rynku pracy, przez samorządy, skończywszy na podmiotach zatrudniających imigrantów, które będą wdrażać indywidualne programy integracyjne, dostosowane do ich własnych potrzeb - wyliczał Rafał Rogala.
Pracodawcy również mają świadomość wyzwania, jakim będzie proces przekwalifikowywania przybyszów z Ukrainy.
- Ta grupa naszych gości z Ukrainy, która przyjechała do Polski w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, ma duży dystans do pokonania, jeśli chodzi o dostosowanie się do rynku pracy. Do tej pory w Polsce proces przekwalifikowywania pracowników do nowych potrzeb działał, delikatnie mówiąc, mało efektywnie. To dlatego, że w ostatnim czasie bezrobocie w Polsce praktycznie nie istniało. Dlatego największym problemem nie będzie przyjęcie do pracy Ukraińców, ale dostosowanie ich do potrzeb rynku - mówił Przemysław Mikus, wiceprezes Software Development Association Poland (SoDA).
Jak wskazał, tylko kilkanaście procent imigrantów to wysoko wykwalifikowani specjaliści, których obecnie najbardziej potrzeba. Dlatego proces dostosowania będzie olbrzymim wyzwaniem. Zwłaszcza, że przez konflikt duża część firm zachodnich kończy pracę w Rosji i Białorusi i poszukuje specjalistów właśnie w Polsce. To zwiększa popyt na tego typu pracowników na krajowym rynku.
Nowa fala imigracji Ukraińców do Polski to głównie kobiety z dziećmi (fot. PTWP)
Praca i edukacja to nie wszystko
Znalezienie pracy i zabezpieczenie opieki nad ukraińskimi dziećmi nie zamyka listy wyzwań. Zdaniem Tetiany Gomon, współautorki i liderki Kampanii Społecznej „Partnerstwo i Zatrudnienie", przygotowując polski rynek pracy do przyjęcia uchodźców z Ukrainy, nie można zapominać o też o kwestiach językowych.
- Te kobiety z dziećmi, które trafiły do Polski, nie myślały o przeprowadzce. Wojna zaskoczyła je z dnia na dzień, musiały uciekać, by ratować siebie i swoje rodziny. Teraz są w obcym kraju i muszą mieć podstawy językowe, by porozumieć się chociażby ze szkołą czy pójść do lekarza. Tu także potrzeba wprowadzenia systemowego działania, by cała odpowiedzialność za działania w tej sferze nie spoczywała to tylko na fundacjach. Powinny w to włączyć się również samorządy - mówiła Tetiana Gomon.
- Polacy przyjęli pod swój dach Ukraińców, teraz trzeba odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, by umożliwić im usamodzielnienie się, żeby we własnym zakresie mogli zabezpieczyć potrzeby swoje i swoich rodzin w Polsce - dodała.
Dariusz Szymczycha, wiceprezes zarządu Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, zwrócił uwagę również na pewne kulturowe uwarunkowania, z którymi zmierzyć się będzie musiał polski rynek pracy, czyli de facto polscy pracodawcy.
- Część z kobiet, które trafiły do Polski, żyło w innym modelu rodziny, w którym nie były aktywne zawodowo. To mężczyzna pracował i utrzymywał rodzinę. W tej fali imigracyjnej będziemy musieli podjąć ten problem, jak te kobiety zaktywizować. Przy tym nie chodzi o to, by diametralnie je zmieniać, ale by do nich dotrzeć i rozbudzić potrzebę pracy. Tak by były zdane na systemy pomocowe. To będzie narastający problem natury psychologicznej. Nie możemy zostawić tych kobiet w poczuciu beznadziei - dodał Dariusz Szymczycha.
Zobacz zapis całej sesji Ukraina i Białoruś – polski rynek pracy na zapleczu wojny, która odbyła się w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)