- 27 marca polski rząd zamknął granice. Każdy, kto ją przekracza, automatycznie jest kierowany na kwarantannę.
- Polscy samorządowcy z miast położonych przy granicach apelują o wprowadzenie zmian w prawie.
- O złagodzenie restrykcji dotyczących pracowników transgranicznych zwrócił się do polskich władz także premier Brandenburgii.
"Dziś protestowaliśmy przeciw zamknięciu granic, chcąc tym samym zwrócić uwagę na to, w jakiej sytuacji znaleźli się pracownicy transgraniczni. Bez możliwości dojazdu do pracy, do lekarza, do urzędów, do banków. Rozdzieleni z rodzinami. Pozbawieni dochodów. Pozbawieni opieki medycznej. Usiłowano nie zauważać tego problemu... Ale my jesteśmy, istniejemy i będziemy o naszym istnieniu przypominać" – czytamy na profilu FB „Głos pracowników transgranicznych (Czechy)”, założonym przez Polaków pracujących w Czechach. Wpis zamieszczono po protestach (25 i 26 kwietnia) przeciwko zamknięciu granic .
Czytaj: Targowiska do ponownego zamknięcia. Winni kupujący
Od kiedy polski rząd zamknął granice, każda osoba, która mimo to jedzie do pracy (np. w Czechach) i wraca do Polski, automatycznie jest kierowana na kwarantannę. Takie rozwiązanie w rezultacie wyklucza możliwość dojeżdżania do pracy za granicą.
Jak tłumaczą na swoim profilu pracownicy, obostrzenia sprawiły, że zostali postawieni przed wyborem nagłej rezygnacji z pracy i poddania się po powrocie do kraju obowiązkowej kwarantannie bez możliwości podjęcia pracy po jej zakończeniu (w większości przypadków wiąże się to z wypowiedzeniem umowy o pracę przez pracodawcę).
Innym wyjściem jest pozostanie za granicą – co z kolei oznacza konieczność długotrwałej rozłąki z rodziną i najbliższymi i - jak widnieje na profilu pracowników transgranicznych - „wynajęcia mieszkania, czyli kolejne opłaty, na które nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić, opłacając rachunki, kredyty i zwyczajne, codzienne życie”.
To tylko jedna z kilku podobnych grup, jakie zawiązały się w mediach społecznościowych. To głównie ich członkowie zwoływali się ostatnio na protesty, który odbywały się także wzdłuż granicy z Niemcami, gdzie codziennie dojeżdżały do pracy dziesiątki tysięcy Polaków.
Apel o zmiany
Polscy samorządowcy z miast położonych przy granicach także apelują o wprowadzenie zmian w prawie. Już 25 marca prezydent Jastrzębia-Zdroju Anna Hetman wystosowała do premiera i ministrów pismo z apelem, aby rozwiązać sytuację. "W pełni rozumiem nadzwyczajną i niespotykaną sytuację, w której się znaleźliśmy i wynikającą z niej troskę o jak najlepsze zabezpieczenie naszego kraju. Nie może jednak ona odbywać się kosztem konkretnych osób, którym wprowadzonym rozporządzeniem wskazano, jako alternatywę utraty pracy, kilkunastodniową rozłąkę z rodzinami poprzez zamieszkanie po stronie czeskiej, pozostawiając im jeden dzień na podjęcie tak istotnej decyzji" - pisała.
Prezydent zwracała także uwagę, że zatrudnieni u czeskiego pracodawcy, którzy zdecydowali się na kwarantannę, mogą jedynie liczyć na zaświadczenie powiatowego inspektora sanitarnego o odbywaniu kwarantanny, bez idącego za tym wsparcia finansowego, jakie otrzymują inni powracający z zagranicy.
Problem dostrzeżono także po drugiej stronie granicy:
- Uważam, że polski rząd przedobrzył – ocenił w ubiegłym tygodniu, komentując decyzję władz w Warszawie, premier graniczącej z Polską Saksonii Michael Kretschmer w rozmowie z agencją DPA. I dodał: - Ludzie zdążyli się przyzwyczaić, że jeżdżą pomiędzy domem a pracą w obie strony. A przez rygorystyczne zamknięcie granicy z powodu koronakryzysu stało się to wielkim problemem.
Podkreślił też, że otwarcie granicy byłoby także w interesie strony polskiej, bo z powodu restrykcji cierpią przede wszystkim polscy obywatele.
O złagodzenie restrykcji dotyczących pracowników transgranicznych zwrócił się do polskich władz także premier Brandenburgii. "Moim zdaniem, osoby dojeżdżające do pracy powinny mieć możliwość dotarcia do swojego miejsca zatrudnienia po drugiej stronie granicy" - napisał Dietmar Woidke.
Według niego, w sytuacji przedłużenia przez Polskę obostrzeń dotyczących przekraczania granicy, potrzebne będą pragmatyczne rozwiązania, umożliwiające pracownikom transgranicznym dojazdy do pracy.
Praca jak w Polsce
Ten duży kłopot jest także dobrze znany prezydentowi Wodzisławia Śląskiego, Mieczysławowi Kiecy: – Szacujemy, bo trudno o dokładne dane, że pracujących w Czechach osób w Wodzisławiu i powiecie może być ok. 7-8 tys., a biorąc pod uwagę ich rodziny, to na 150 tysięcy mieszkańców regionu mamy bardzo istotną liczbę dotkniętych tym problemem.
Jak dodaje prezydent, dla samorządu sytuacja nie nastręcza kłopotów formalnych, ale pociąga za sobą daleko idące konsekwencje społeczne i finansowe.
- Ci ludzie są zagrożeni utratą pracy i mogą za chwilę zgłosić się do urzędu jako bezrobotni. Druga kwestia to fakt, że przestają wpływać podatki od ich wynagrodzeń, a mówimy o sporych kwotach, bo - wobec niewielkiego bezrobocia - nikt nie decydował się na pracę w Czechach za najniższą stawkę – tłumaczy Mieczysław Kieca.
Wspomniana już grupa pracujących w Czechach w wysłanej do premiera Mateusza Morawieckiego petycji napisała: "Zdajemy sobie sprawę z bardzo trudnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa, w której znalazła się nie tylko Polska, ale cały świat. Jednak uszczelnienie granic dla pracowników transgranicznych, co dotyka nas bezpośrednio, to sprawa, wobec której nie możemy pozostać obojętni, ponieważ chodzi tutaj o rzecz absolutnie podstawową – czyli pracę".
Pracownicy ci dodali też, że codzienne przekraczanie granic czesko-polskich nie było dla nich chwilową zachcianką, a koniecznością: "Co więcej – czuliśmy się bezpiecznie, ponieważ stan naszego zdrowia był każdorazowo kontrolowany zarówno na samej granicy, jak i w wielu zakładach pracy, gdzie wprowadzono dodatkowo wiele innych obostrzeń, takich jak stosowanie płynów dezynfekujących, rękawiczek, okularów ochronnych czy maseczek.
Jak zauważyli, pandemia koronawirusa jest i będzie ogromnym ciosem dla polskiej gospodarki, ale utrata pracy przez kilkadziesiąt tysięcy osób zatrudnionych do tej pory "transgranicznie" tylko ten stan pogłębi. "Dlatego, utrzymując stanowiska pracy, a zarobione pieniądze wydając właśnie w Polsce, mamy możliwość, by wpłynąć pozytywnie na zatrzymanie spadku gospodarczego" – wskazują skupieni w grupie.
Zaproponowali nawet rozwiązanie sytuacji, systematyzujące i ułatwiające ewidencję tzw. małego ruchu granicznego - poprzez wprowadzenie „książki transgranicznego pracownika“ w formie gotowego formularza, która (oprócz danych pracownika i pracodawcy) miałby zawierać miejsce na pieczątki służb granicznych z datami przekroczenia granicy – na wzór czeski.
Ich zdaniem potrzebne jest także wprowadzenie dodatkowego formularza zawierającego miejsce na pieczątkę pracodawcy, potwierdzającą, że w danym dniu pracownik świadczył pracę – dla zlikwidowania możliwości przekraczania granicy w innym celu.
Zdaniem prezydenta Wodzisławia to dobre pomysły: - Nie widzę większego zagrożenia w przypadku jeżdżących specjalnym autokarem do Czech niż dla chodzących do zakładów pracy na miejscu. Nikt nie mówi przecież o otwarciu granic, a ściśle kontrolowanych przejazdach, określonej grupy osób na stałej trasie.
Prezydent - spytany, czy zetknął się już z pracownikami, którzy stracili pracę w Czechach - mówi: - Są pojedyncze przypadki, ale jest już wielu takich, którzy stają przed wyborem: albo mieszkanie po tamtej stronie, albo utrata pracy. Czesi pewne zmiany wprowadzają szybciej niż my i tym większy jest problem, bo decyzje trzeba podejmować szybko.
Termin minął, ale jest nadzieja
O północy 26 kwietnia minął termin obowiązywania 14-dniowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających do Polski z zagranicy. Jednocześnie rząd wprowadził kolejną poprawkę do rozporządzenia, przedłużając jego obowiązywanie bezterminowo. Oznacza to de facto, że pracownicy transgraniczni, pracujący po obu stronach granicy nadal nie będą mogli wrócić do swoich zakładów pracy.
Nadzieją dla pracujących w Czechach i Niemczech może być zapowiedziane na ten tydzień spotkanie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, kiedy to w programie obrad znajdzie się kwestia małego ruchu granicznego.
Centrum Informacyjne Rządu zapewniło, że „rząd na bieżąco reaguje na sytuację związaną z epidemią koronawirusa, a także analizuje i ocenia ryzyka związane z wprowadzonymi ograniczeniami”. Odnosząc się do małego ruchu granicznego, CIR poinformowało, że "po przeprowadzeniu prac analitycznych dotyczących aktualnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa w Polsce i na świecie na podstawie aktualnych informacji z zagranicy, będzie można ocenić ryzyko w tym zakresie i podjąć decyzję, czy otworzyć ten ruch bez obowiązku kwarantanny".
Niemniej jednak trzeba pamiętać - kontynuowało Centrum Informacyjne Rządu - że za granicami Polski, np. w Niemczech, mamy do czynienia z dużo trudniejszą sytuacją, jeżeli chodzi o zachorowania. "Musimy brać pod uwagę ryzyko związane z możliwością przeniesienia wirusa z zagranicy oraz potrzeby mieszkańców terenów przygranicznych" - przypomniano też w wypowiedzi.
Pracownicy transgraniczni jednak liczą, że rząd dostrzeże ich problem. Jak napisali w piśmie do premiera, fala zwolnień w czeskich firmach już ruszyła, a to dopiero początek: "Zagraniczni pracodawcy zdają sobie sprawę, że przy obecnych regulacjach dotyczących granic nie są w stanie zapewnić zatrudnienia, a najłatwiejszym wyjściem jest zakończenie współpracy z pracownikami, zwłaszcza zatrudnionymi przez agencje. Tym bardziej, że świadczenia chorobowe nie są mile widziane przez dużą część pracodawców, którzy oczekują nas w pracy jak najszybciej".
Jak dodają, już dzisiaj sytuacja jest bardzo zła i dotyczy tysięcy Polaków. "Nie chcemy zostać beneficjentami urzędów pracy i pomocy społecznej, a przez to dodatkowo obciążać państwo. Nie prosimy o żadne dodatkowe świadczenia socjalne. Chcemy uczciwie pracować, płacąc składki i podatki. Jednak tę właśnie możliwość nam odebrano, pozostawiając niepewną przyszłość i w niedługiej perspektywie brak środków do życia" – apelują pracownicy transgraniczni.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (2)