- Koronawirus paraliżuje domy pomocy społecznej i ośrodki opieki w Polsce, zmieniając je nierzadko w swoiste więzienia, do których nie można wejść, i z których trudno wyjść.
- W środku są zwykle podopieczni - nawet kilkudziesięciu - i raptem kilka pielęgniarek; czasami tylko jedna...
- Tam, gdzie sytuacja jest najbardziej dramatyczna, wojewodowie - nakazem administracyjnym - kierują wsparcie dla przemęczonego personelu. Nie wszędzie jednak to wsparcie dociera.
Od kilku tygodni uwaga całego kraju koncentruje się na domie pomocy społecznej w Drzewicy (woj. łódzkie). Koronawirus zdziesiątkował jego podopiecznych. Na 60 osób ponad 40 jest zakażonych!
Chorych było zresztą więcej, ale część przewieziono do szpitala w Zgierzu.
Po rozpaczliwych apelach personelu, na początku kwietnia wojewoda łódzki Tobiasz Bocheński podjął decyzję o skierowaniu do ośrodka sześciu pielęgniarek. Problem w tym, że w pracy stawiły się dwie, a 14 kwietnia dołączyła do nich trzecia.
- To było było dla nas olbrzymie zaskoczenie, bo przecież to jest służba - jak w wojsku czy w innych formacjach. Kadra medyczna służy społeczeństwu w potrzebie, a sytuacja jest wyjątkowa. Niestety, stało się, jak się stało. Gdyby wszystkie delegowane panie zgłosiły do pracy według wspomnianego klucza (praktycznie wszystkie są mieszkankami gminy Drzewica albo ościennych miejscowości), mielibyśmy pełen zespół sześciu pielęgniarek i sytuacja nie byłaby tak dramatyczna, jak w ostatnich dniach - mówi Marcin Baranowski, starosta opoczyński.
Podkreśla też, że pielęgniarki "bez problemu mogłyby pracować" i że miałyby możliwość całodniowego odpoczynku - czy to w placówce, czy to poza nią (taka opcja też istniała).
- Dobrze, że do dwóch pań, które się zgłosiły, dotarła trzecia, która czekała na wynik testu. To ogromne odciążenie, bo podczas gdy dwie pielęgniarki pracują, trzecia może odpocząć - dopowiada Marcin Baranowski.
Poza trzecią pielęgniarką, pracującą od kilku dni, wspomnianą dwójkę wsparli dwaj wolontariusze i dwaj żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej.
- To bardzo wpłynęło na samopoczucie - i fizyczne, i psychiczne tych pań. Apel o wsparcie, który pojawił się w internecie, był w dużym stopniu podyktowany właśnie emocjami. Panie same przyznały, że ta sytuacja je zaskoczyła - mówi starosta.
Z drugiej strony - jak przyznaje - trudno im się dziwić: z dnia na dzień trafiły do innej pracy, innych realiów, nie znały mieszkańców, nie do końca miał im kto, przekazać wiedzę, bo personelu medycznego tam nie było. - Jedynie szefowa pielęgniarek w DPS-ie konsultowała z nimi pewne rzeczy telefonicznie, ale to nie jest to samo. Poza tym doszedł stres, emocje, praca w innej rzeczywistości... - mówi Marcin Baranowski.
Czytaj też: Ministerstwo Zdrowia w razie potrzeby będzie wskazywać dodatkową opiekę pielęgniarską w DPS-ach
Jak dodaje, sytuacja jest obecnie opanowana, a wsparcie dla ośrodka płynie z całej Polski.
- Zgłaszają się ludzie z różnych części kraju - z powiatu jarocińskiego, z Wrocławia, z Kędzierzyna-Koźla... Lekarz zakaźnik - w ramach wolontariatu - przyjechał przebadać wszystkich pacjentów i cały personel. Praktycznie cały czas jesteśmy "na telefonach"; mamy nadzieję, że idzie ku dobremu. Zgłasza się do nas nawet kadra medyczna z innych szpitali (mamy już konkretne nazwiska). Jest też światełko w tunelu, bo 15 kwietnia pobrano kolejne wymazy i jest szansa, że będziemy mogli podzielić się informacją o pierwszych ozdrowieńcach - spodziewa się starosta Baranowski.
Personel potrzebny od zaraz
DPS w Drzewicy nie jest jedynym w Polsce, który zmaga się z koronawirusem. Z trudną sytuacją przyszło mierzyć się również m.in. ośrodkom w Psarach (Wielkopolskie), Bochni (Małopolskie) czy i w Jakubowicach (Opolskie).
Dramatyczna wręcz sytuacja panuje w placówce przy ul. Bobrowieckiej w Warszawie, gdzie personel medyczny niepublicznego domu pomocy opuścił ośrodek, w którym część pacjentów jest zakażona koronawirusem.
W tej sprawie wojewoda mazowiecki złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na "narażeniu osób przebywających w placówce na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej".
W związku z brakiem kadry, wojewoda Konstanty Radziwiłł skierował do pracy w stołecznym DPS-ie dwie pielęgniarki i jednego lekarza. Jedna z pielęgniarek odmówiła stawienia się, zasłaniając się zwolnieniem lekarskim, druga - przez kilka dni sama opiekowała się kilkudziesięcioma podopiecznymi DPS-u.
We wtorek (14 kwietnia) wojewoda oddelegował do placówki kolejne 13 pielęgniarek i lekarza. Ponadto do pomocy - jako ochotnicy - zgłosiło się dodatkowo trzech lekarzy oraz dwie pielęgniarki.15 kwietnia wystawiane były kolejne skierowania - z nadzieją na pozytywny odzew. W razie braku takowego, delegowanym grozi kara finansowa.
"W przypadku niestosowania się do decyzji, wojewoda skieruje do placówki kolejnych lekarzy, ale jednocześnie na osoby niewypełniające decyzji nakładane będą kary administracyjne od 5 do 30 tys. zł. Ponadto wojewoda będzie kierował wnioski do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Na podstawie Ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (art. 48a ust. 2 i ust. 3 pkt 2) oraz Ustawy Kodeks postępowania administracyjnego (art. 104 § 1), wojewoda w drodze decyzji nałożył już pierwszych 5 kar pieniężnych (po 5 tys. zł) na osoby niewypełniające nałożonych na nich obowiązków. Decyzja o nałożeniu kary pieniężnej podlega natychmiastowemu wykonaniu" - informuje biuro prasowej mazowieckiego wojewody.
Czytaj też: W piętnastu domach pomocy społecznej jest problem z koronawirusem
W sumie w związku z obecną sytuacją epidemiologiczną w województwie mazowieckim, do 14 kwietnia wojewoda skierował do podmiotów leczniczych - domów pomocy i zakładów opiekuńczo-leczniczych - 130 osób, w tym pielęgniarki i pielęgniarzy, neurologów, internistów, anestezjologów i opiekunów.
Większość spośród osób, które nie zgłosiły się do pracy, przedstawiło zwolnienia lekarskie. Innymi powodami było m.in.: opieka nad dzieckiem, stan zdrowia i wiek, praca w innym szpitalu, kwarantanna. Dotychczas pracę podjęło łącznie 20 osób.
Medal ma dwie strony
Zofia Małas, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, zapytana o zachowanie pracowników stołecznego DPS-u przyznaje, że - opuszczając ośrodek - personel pozostawił jego mieszkańców, czyli osoby starsze i schorowane, bez jakiejkolwiek pomocy.
- Nie znam sprawy i nie mogę się wypowiadać, bo nie wiem, w jakim stanie była pani dyrektor ds. pielęgniarstwa, w jakim stanie była pielęgniarka czy kierownik, którzy nie zgłosili się do pracy. Nie mają rolą jest ocenianie czyjejś etyki; żeby wydać jakikolwiek osąd, trzeba znać racje drugiej strony, a my ich nie znamy... Faktem jest natomiast, że mieszkańcy tego ogromnego domu zostali bez profesjonalnej opieki - mówi Małas.
Jak dodaje, zapewnienie opieki w podobnej sytuacji to rola organu założycielskiego. - To zadanie wojewody, starosty (którzy są gospodarzami), by stworzyć takie warunki finansowe, lokalowe i logistyczne, żeby tam szybko dotarło zastępstwo - mówi prezes NIPiP.
Czytaj też: Pielęgniarki manifestują przeciwko warunkom pracy
Zdaniem Małas, działania ad hoc, czyli kierowanie pielęgniarek z dnia na dzień do pracy w DPS-ach, nie przyniosą pożądanych efektów. W jej opinii trzeba przemyślanych i zaplanowanych działań.
- Nie może być tak, że późnym wieczorem czy tuż przed północą, do drzwi pielęgniarki puka policja z nakazem stawienia się nazajutrz w danym ośrodku... Nie wiem, jaki jest klucz wyboru pielęgniarek, ale jedna z osób, które miała się stawić do pracy w Drzewicy, cierpi na przewlekłą chorobę. Nikt nie zapytał, czy jest zdrowa, czy przyjmuje leki itp... Ze strachu przed konsekwencjami, ale i z odpowiedzialności i poczucia empatii ta kobieta zgłosiła się do pracy; już od kilku dób nieprzerwanie pracuje, będąc u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Tak nie powinno być! - oburza się Małas.
I dodaje, że wyłączeń, które nie pozwalają delegować pielęgniarki nakazem jest więcej - m.in. niepełnosprawność czy samotne wychowywanie dziecka do 18. roku życia. - Mało tego, podobnie jak w każdej innej pracy, jeśli stanowisko pracy nie jest bezpieczne, pracownik może nie podjąć obowiązków. A w wielu DPS-ach o tym bezpieczeństwie nie ma mowy - brakuje środków ochrony, płynów do dezynfekcji itp. - wskazuje Zofia Małas.
Samorząd pielęgniarski oczekuje współpracy z wojewodami i starostami. (fot. PTWP)
Jak przyznaje prezes NIPiP, epidemia zaskoczyła wszystkich, ale do pewnych sytuacji można było się przygotować, przewidzieć je i opracować scenariusz działań.
- Wiedza o epidemii była już w lutym. I wtedy trzeba było przygotować listę rezerwowych pielęgniarek, określić warunki, na których mają pracować, wskazać, gdzie mają mieszkać. To nie jest tak, że pielęgniarki nie chcą pracować - same by się zgłaszały, ale kiedy wsadza się je "w kamasze" i wręcza nakaz, to nie dziwmy się, że nie stawiają się do pracy... To wszystko dzieje się na dziko - i właśnie to budzi niechęć pielęgniarek - mówi Małas.
Nie bez znaczenia, jak dodaje, są też kwestie finansowe. W 2018 r. Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych zorganizowała ogromną konferencję dotyczącą właśnie DPS-ów i opieki nad ich mieszkańcami.
- Udowadnialiśmy wtedy, że są tam potrzebne pielęgniarki, ponieważ w DPS-ach mieszkają nierzadko również ciężko chore, starsze osoby. Od tego czasu nie zrobiono nic; mało tego - pielęgniarkom, które są zatrudnione w tego typu ośrodkach nawet nie podniesiono wynagrodzenia o tzw. "zembalówkę" (1200 zł podwyżki - przyp.red.). Nasze prośby, doświadczenia, wytyczne przepadały bez echa. I teraz, kiedy nagle pojawił się problem, doczekaliśmy się ściągania pielęgniarek do tych domów w specjalnym trybie. To nie jest tak, że pielęgniarki nie chcą pracować, ale nie można deprecjonować ich pracy... Każdy chciałby mieć kadrę pielęgniarską, nie oferując nic w zamian - mówi Małas.
Nie siłą czy nakazem, ale współpracą - to jej zdaniem jedyna szansa na zapewnienie DPS-om personelu medycznego.
- Wraz z naszą kancelarią prawną opracowaliśmy poradnik, jakie działania powinna podjąć pielęgniarka w sytuacji, gdy otrzymuje nakaz stawienia się w pracy. Pisma z wytycznymi skierowaliśmy do izb okręgowych. To właśnie z nimi powinni współpracować wojewodowie. Należy współpracować, przygotować izbę pielęgniarek gotowych podjąć pracę w miejscach alarmowych, ale też zaproponować im korzystną ofertę finansową, ubezpieczenie, zapewnić bezpieczne miejsce pracy i miejsce odpoczynku - wskazuje prezes NIPiP.
Nie tylko DPS-y, nie tylko pielęgniarki
Z brakiem personelu zmagają się nie tylko domy pomocy społecznej, ale i szpitale. 14 kwietnia prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach, dr Tadeusz Urban zaapelował do lekarzy różnych specjalizacji o wsparcie dla szpitali, w których drastycznie brakuje kadry.
"Zwracam się do lekarzy różnych specjalizacji - wyłączając lekarzy powyżej 60. roku życia, wychowujących dzieci do lat 18 oraz ciężarne - z apelem o wsparcie kadrowe szpitali, w których wystąpiły drastyczne niedobory kadrowe. Potrzebni są lekarze-ochotnicy, którzy podejmą w nich pracę w czasie epidemii" - napisał, wyjaśniając: - "Znajdujemy się w sytuacji nadzwyczajnej, dla nas lekarzy nastał czas próby. Musimy dowieść, że przysięga Hipokratesa wypowiadana na początku naszej drogi zawodowej wciąż jest aktualna. Wielu lekarzy pracujących w szpitalach jest dramatycznie przeciążonych, ponieważ większość ich kolegów przebywa w przymusowej kwarantannie i niejednokrotnie nie są w stanie zapewnić ciągłości pracy oddziałów. Wymagają oni waszego wsparcia i pomocy".
Czytaj też: Wojewoda apeluje o zgłaszanie się chętnych do pomocy lekarzy i pielęgniarek
Prezes Urban podkreślił, że chciałby uniknąć nakazowego systemu delegowania do pracy lekarzy przez wojewodę śląskiego czy ministra zdrowia. Wyraził przekonanie, że uda się zapewnić opiekę wszystkim pacjentom bez tego przymusowego narzędzia.
Lekarze-ochotnicy mają się zgłaszać do Śląskiej Izby Lekarskiej, która stworzy listę osób gotowych do podjęcia wyzwań. Zasady oddelegowania ochotników będą takie, jakie zakłada tryb administracyjny co do wynagrodzenia, ewentualnego zakwaterowania i wyżywienia.
"Czynimy starania, aby lekarze ci zostali objęci dodatkowym ubezpieczeniem tak jak lekarze szpitali jednoimiennych oraz - w przypadku skierowania w miejsce docelowe - wyposażeni w pakiet środków ochrony indywidualnej umożliwiający przystąpienie do pracy" - zapewnił prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (9)