• Czasem jesteśmy tak sfrustrowani w pracy, że ciężko ukryć negatywne emocje.
• Kiedy frustracja i złość narasta, wystarczy byle zapalnik, by wybuchnąć. Lepiej jednak uważać.
• Wybuch niemal na pewno oznacza poważne konsekwencje.
• Możemy nie dostać referencji, zniszczyć sobie reputację, a nawet narazić się na konsekwencje prawne i finansowe.
- Autor:AT
- •11 lip 2016 11:15

Rzucenie papierami albo gwałtowna kłótnia na odchodne mogą przynieść natychmiastową ulgę. Ale na dłuższą metę to się rzadko opłaca.
Czasem pracownik jest tak sfrustrowany w pracy, że ciężko jest mu ukryć negatywne emocje. Powodów może być mnóstwo: przełożony, który na każdym kroku umniejsza zasługi, notoryczny brak awansu lub podwyżki, rozgrywki personalne, natłok zadań, które nie przynoszą satysfakcji. Albo wszystko na raz.
Wreszcie czara goryczy się przelewa. Frustracja i złość narasta, a wtedy wystarczy byle zapalnik, by wybuchnąć. Lepiej jednak uważać.
Czytaj też: Chcesz pokoju w pracy? Szykuj kłótnię
- Podstawowe pytanie brzmi: czy sytuacja wymaga tak radykalnej reakcji? Czy wybuch jest uzasadniony? Bo niemal na pewno oznacza poważne konsekwencje na wielu polach. Nie dostaniemy referencji, możemy zniszczyć sobie reputację albo nawet – jeśli emocje porządnie wezmą górę - narazić się na konsekwencje prawne i finansowe – mówi Bartosz Struzik z międzynarodowego serwisu z ofertami pracy MonsterPolska.pl.
Kiedy więc można zaszaleć?
Gdy nie potrzebujemy referencji
Trudno się dziwić, że szef nie będzie chciał wypisać listu polecającego po tym, jak pracownik wykrzyczał mu, w jak wielkim ma go poważaniu.

- Trzeba się z tym liczyć, chyba, że nie potrzebujemy referencji, bo: te z wcześniejszej pracy są ciągle aktualne, potencjalny pracodawca o nie nie prosi, mamy dogadaną nową posadę, sami zakładamy firmę albo odchodzimy na emeryturę – mówi Struzik.


KOMENTARZE (1)