Choć bezrobocie utrzymuje się na stabilnym, niezbyt wysokim poziomie, a liczba pracujących Polaków rośnie, nie oznacza to, że mogą oni liczyć na dobrze płatną i gwarantującą im dostęp do wszystkich świadczeń pracę marzeń. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach powstające nowe miejsca pracy będą bardzo kiepskiej jakości.
Z najnowszej odsłony opublikowanego przez GUS Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności i Bezrobocia wynika, że w III kwartale 2020 r. populacja pracujących w wieku 15 lat i więcej liczyła 16 644 tys. W porównaniu z II kwartałem 2020 roku pracowało więcej osób - o 370 tys., czyli o 2,3 proc. Wzrost - choć minimalny - widoczny był także w stosunku do tego samego okresu 2019 roku. Liczba pracujących Polaków wzrosła o 25 tys., czyli 0,2 proc..
Zmiana ta w większym stopniu dotyczyła kobiet niż mężczyzn. Mimo to, podobnie jak w poprzednich okresach, w tej grupie nieco większą zbiorowość stanowili mężczyźni (55,2 proc.).
Na pierwszy rzut oka dane te - szczególnie w czasie pandemii koronawirusa - mogą cieszyć, jednak jeśli zestawimy je z danymi płynącymi z „Informacji o wybranych świadczeniach pieniężnych” opublikowanych przez Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, okaże się, że choć coraz więcej Polaków pracuje, to liczba osób odprowadzających składki maleje. Na koniec września liczba osób posiadających ubezpieczenie zdrowotne wyniosła 16 434 tys. i była o 268 tys. mniejsza niż na początku tego roku.
Co to oznacza? Interpretacji może być kilka, jednak ta która wydaje się najbardziej prawdopodobna mówi o tym, że pracodawcy w czasie pandemii odeszli od nakładających na nich więcej obowiązków i kosztów umów etatowych na rzecz umów cywilnoprawnych, które dają im więcej swobody lub też w ogóle wypychają podwładnych na samozatrudnienie lub do szarej strefy.
Praca za minimalną
Od nowego roku osoby zarabiające płacę minimalną otrzymają podwyżkę. Minimalne wynagrodzenie za pracę wzrośnie o 200 zł i wyniesie 2,8 tys. zł. Z kolei minimalna stawka godzinowa dla określonych umów cywilnoprawnych wyniesie 18,30 zł. Oznacza to wzrost o 1,30 zł w stosunku do 2020 r. (17 zł). Tym samym płaca minimalna będzie wyższa o 7,7 proc. w stosunku do najniższej płacy, która obowiązuje w 2020 r. Minimalne wynagrodzenie będzie stanowić 53,2 proc. prognozowanego na 2021 r. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
Czytaj więcej: Wynagrodzenie w gospodarce narodowej. Ponad 5 tys. zł różnicy między najlepiej i najgorzej zarabiającymi
Wszystko wskazuje na to, że podwyżka płacy minimalnej będzie głównym działaniem pracodawców (oczywiście narzuconym odgórnie) na rzecz podwyższenia wynagrodzenia swoim pracownikom. Wyniki opublikowanego na początku grudnia badania Plany Pracodawców, zrealizowanego przez Instytut Badawczy Randstad wspólnie z Gfk Polonia, wskazują, że w wielu przypadkach będzie to jedyna podwyżka, na jaką mogą liczyć w przyszłym roku pracownicy. Blisko 60 proc. pracodawców zadeklarowało zatrudnianie pracowników w oparciu o płacę minimalną. Jest to wzrost o 11 pkt. proc. w porównaniu do listopada 2019.
– Wyniki badania wyraźnie pokazują, że dynamiczny wzrost płacy minimalnej wpływa na wynagrodzenie osób, które zarabiają najmniej, ale nie zawsze przekłada się na wyższe pensje pracowników z grup o większych kwalifikacjach. Powoduje to wypłaszczanie zarobków w firmach. Ta sytuacja może wpływać na mniejszą motywację pracowników do rozwoju zawodowego, a dla pracodawców oznaczać trudności związane z podnoszeniem kompetencji członków zespołu. Tymczasem bez odpowiednio wykwalifikowanych pracowników wyzwaniem może stać się utrzymanie właściwego kierunku rozwój firmy w okresie dynamicznych zmian rynkowych – komentuje wyniki badania Monika Hryniszyn, dyrektor personalna i członek zarządu Randstad Polska.
Według Raportu o inflacji NBP podwyżki wynagrodzeń rok do roku w 2021 roku wyniosą od 3,4 proc. w pierwszym kwartale do 5,9 proc. w ostatnim.
- W drugiej połowie 2021 roku możliwe jest stopniowe odwrócenie negatywnych tendencji na rynku pracy. Wraz z częściowym przywracaniem trybu pracy sprzed pandemii, nastąpi sukcesywny wzrost dynamiki płac w gospodarce. Będzie on skutkiem odbudowy intensywności pracy, przywracania dodatków pozapłacowych lub zaniechanych dotychczas, a planowanych wcześniej podwyżek wynagrodzeń. Na kształtowanie się płac wpływać będzie również planowany wzrost płacy minimalnej o 7,7 proc. od stycznia 2021 roku. Przy podwyższonej stopie bezrobocia, dynamika wynagrodzeń w horyzoncie projekcji nie osiągnie jednak poziomu z lat 2018- 2019 - czytamy w raporcie NBP.
Więcej elastyczności
- Pandemia pokazała, że firmy potrzebują większej elastyczności. Dla nich jest to bardzo trudny czas. A niepewność jutra tylko potęguje obawy o przyszłość. Tym bardziej, że nie wiem, czy nie będzie kolejnej fali lub też nie pojawi się nowy rodzaj wirusa, co ma mieć miejsce właśnie w Wielkiej Brytanii. Dlatego trzeba szukać takich rozwiązań, które pozwolą rynkowi pracy dostosować się do nowych realiów funkcjonowania - w rozmowie z PulsHR.pl komentuje aktualną sytuację dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Jak wskazuje, swoje robi też bardzo wysoki klin podatkowo-składkowy dla osób najmniej zarabiających. Z drugiej strony rząd planuje wprowadzić pełne oskładkowanie umów zleceń, które - jak zaznacza Dudek - abstrahując od logiki systemowej tego kroku, w praktyce oznacza mniejszy dochód dla osób najmniej zarabiających.
- Jednocześnie mamy bardzo wysoką płacę minimalną, która po podwyżce sporo przebije 50 proc. prognozowanego na 2021 r. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Wyniesie ponad 53 proc. Tak duża podwyżka będzie miała miejsce w wyjątkowo trudnym okresie. A przypomnę, że jeszcze do niedawna istniała umowa społeczna mówiąca, że płaca minimalna powinna wzrosnąć do 50 proc. - przypomina dr Dudek.
W jego opinii to wszystko spowoduje, że firmy mniej chętniej będą tworzyły miejsca pracy oparte na etatach, które nakładają na nie sztywne wytyczne do spełnienia.
- Te wszystkie elementy rzeczywiście mogą wpłynąć na to, że pracodawcy niechętnie będą zatrudniali na podstawie umowy etatowej. Zaś mając za sobą walkę z konsekwencjami koronawirusa na podwyżki nie będzie ich stać. Przy czym warto zaznaczyć, że rynek pracy jest w Polsce bardzo zróżnicowany. Wszędzie tam, gdzie potrzebne są szczególne kompetencje, twarda wiedza, ogromne zaangażowanie, cały czas panuje niedobory pracowników. I tam pracodawcy będą robili wszystko by utrzymać lub pozyskać dobrze wykwalifikowanego pracownika - wyjaśnia. - Jednak w przypadku prac prostych, gdzie wymagane są mniejsze kwalifikacje, rzeczywiście jakość miejsc pracy może się pogorszyć - podsumowuje.
O gasnącym rynku pracownika mówi również Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, ekspert rynku pracy. - Ostatnie lata przyzwyczaiły nas do tego, że to pracownicy, zwłaszcza ci najbardziej wyspecjalizowani, mogli dyktować warunki na rynku pracy. Pracodawcy konkurowali o najlepsze osoby, średnie zarobki szły w górę, a pracownicy chętnie zmieniali pracę na lepiej płatną. Wydaje się, że załamanie pewnych rynkowych procesów z uwagi na pandemię, a także wymuszone przez nią zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa, spowoduje wyhamowanie tzw. „rynku pracownika” - komentował na łamach PulsHR.pl.
KOMENTARZE (1)