Premier Mateusz Morawiecki poinformował o kolejnych obostrzeniach związanych z rosnącą liczbą zakażonych koronawirusem. Eksperci nie mają wątpliwości - będą one bolesne dla polskiej gospodarki i rynku pracy. Pytanie tylko, jak bardzo.
Od poniedziałku 9 listopada na naukę zdalną przechodzą też uczniowie klas 1-3. Od soboty 7 listopada hotele maja być otwarte tylko dla podróżujących służbowo, zamknięte będą kina, teatry, muzea, galerie. Mniej osób będzie mogło też jednocześnie zrobić zakupy w mniejszych sklepach. Będą też ograniczenia dotyczące galerii handlowych.
- Nie zajmuję się epidemiologią i nie jestem specjalistą w tym zakresie. Po dzisiejszej konferencji wnioskuję, ze sytuacja zdrowotna w Polsce jest zła albo bardzo zła. Natomiast wprowadzone obostrzenia mają pomóc w tym, aby nie doprowadzić do całkowitego lockdownu – komentuje Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jak zauważa ekspert PIE, wprowadzone obostrzenia będą bolesne dla polskiej gospodarki. I choć mamy do czynienia z lockdownem, to nie jest on tak duży jak wiosenny. Przedszkola i żłobki są nadal otwarte, co jest ogromnym wsparciem dla pracujących rodziców.
- Nie tracą oni przywileju. Mogą iść do pracy lub pracować z domu, jednocześnie nie muszą martwić się opieką nad dziećmi. To bardzo ważne. Jeśli popatrzymy na pierwszy lockdown, to zauważymy, że szkoły i przedszkola zostały zamknięte w czasie roku szkolnego, kiedy był problem z podażą pracy. Natomiast odmrożenie gospodarki nastąpiło w wakacje, kiedy dzieci mają wolne od nauki – mówi Kubisiak.
Na ten aspekt zwraca uwagę także Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert ds. prawa pracy Pracodawców RP. Jej zdaniem zamknięcie szkół może spowodować zmniejszenie liczby pracowników na rynku, co też utrudni działalność niektórych przedsiębiorstw, szczególnie tych, które w znacznej mierze zatrudniają kobiety opiekujące się dziećmi do 8. roku życia.
- Dlatego też należy uznać za zasadne utrzymywanie otwartych żłobków i przedszkoli, bowiem ich zamknięcie spowodowałoby jeszcze większe braki kadrowe na rynku z uwagi na konieczność sprawowania opieki nad najmłodszymi dziećmi. A tego rodzaju opieka jest trudna do pogodzenia z pracą zawodową – podkreśla Siemienkiewicz.
Lockdown odbije się na rynku pracy
Zdaniem Katarzyny Siemienkiewicz zapowiedzi wygłoszone przez premiera nie spowodują większych zmian na rynku pracy.
- Apel o upowszechnienie pracy zdalnej jest jak najbardziej słuszny, ale należy zauważyć, że wiele firm już z tej możliwości korzysta. Zarówno pracodawcom, jak i pracownikom powinno zależeć, aby w zakładach pracy nie powstawały ogniska zachorowań, co może doprowadzić do paraliżu działalności firmy i zagrożenia zdrowia pracowników. Dlatego warto, żeby przedsiębiorstwa, które jeszcze nie wprowadziły pracy zdalnej, rozważyły taką ewentualność z uwagi na panującą sytuację epidemiczną - mówi Siemienkiewicz.
Jeżeli chodzi o zamknięcie części sklepów w galeriach handlowych, instytucji kultury, salonów fitness i obiektów sportowych, to - zdaniem Katarzyny Siemienkiewicz - nie wpłynie to pozytywnie na rynek pracy.
- Osoby zatrudnione w tych branżach stracą źródło dochodu, a nie wiemy jeszcze, jakie rekompensaty otrzymają. W najczarniejszym scenariuszu pracodawcy mogą utracić płynność, a pracownicy nie będą mieli gdzie wrócić – komentuje Siemienkiewicz.
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Kubisiak. Jego zdaniem niepokojące jest to, że spora część zamrożonych branż nie miała szansy odbudować się po pierwszym lockdownie, np. kultura. W tych branżach może dojść do poważnych konsekwencji. Część sektorów - HoReCa, turystyka, handel - miały szansę się odbudować w wakacje, ale też nie będzie im łatwo.
Andrzej Kubisiak zauważa też, że póki co mamy częściowy lockdown i nie dotyka to wszystkich pracowników. Z perspektywy naszego kraju i gospodarki, która jest oparta na przemyśle i produkcji, negatywne efekty nie będą odczuwalne w tak dużej skali, jak miało to miejsce na wiosnę.
- Dużym uderzeniem dla Polski byłoby zamknięcie sektora przemysłowego. Działania rządu mają sprawić, że unikniemy tego scenariusza – ocenia Andrzej Kubisiak.
Firmy są jednak bogatsze o doświadczenia. Drugi lockdown nie jest tak dużym zaskoczeniem, jak zamrożenie gospodarki w marcu, kiedy nikt nie był przygotowany na taką sytuację.
- Dzisiaj trochę lepiej rozumiemy warunki, w jakich musimy działać. Nie oznacza to, że wiele firm jest w lepszej sytuacji. Pamiętajmy, że sporo spółek nie wróciło do stanu sprzed pandemii. Niektórzy uszczuplili oszczędności, inni obcięli koszty, by przetrwać, a w tej chwili nie mają już z czego ciąć – komentuje Kubisiak.
Ekspert PIE zwraca uwagę, że nie sprzyja nam roczna koniunktura i sezonowość. Pierwszy lockdown miał miejsce na wiosnę, z kolei moment rozmrażania gospodarki przypadł na okres wakacyjny, kiedy mamy wzrost na rynku pracy. Pomogło to niewątpliwie wyjść z lockdownu. W tej chwili wchodzimy w okres zimowy, który jest czasem wygasania gospodarki - część prac sezonowych jest zamrażana, np. w budowlance czy turystyce.
- Nakłada nam się na to recesja i drugi lockdown. Również proces odmrażania gospodarki nie będzie następował w okresie popytu, ale w czasie, kiedy popyt ten jest ograniczany. Może to wywołać negatywne reperkusje – dodaje Kubisiak.
Pozytywny jest natomiast fakt, że mimo wszystko wchodzimy w ten drugi lockdown z relatywnie dobrą sytuacją na rynku pracy.
- Popyt w dużej mierze został odbudowany w okresie wakacyjnym i wczesnojesiennym. Wrześniowe dane GUS pokazują, że liczba ofert pracy była porównywalna do tej sprzed roku. Bezrobocie jest wyższe niż na początku roku, ale jest na niższym poziomie niż się spodziewaliśmy. Drugi lockdown byłby dużo bardziej bolesny, gdyby nasza sytuacja była tak trudna jak np. we Francji, Hiszpanii, Grecji czy we Włoszech, gdzie poziom bezrobocia jest na wysokim poziomie – ocenia Andrzej Kubisiak.
Czy będzie fala zwolnień? Zdaniem eksperta PIE musimy rozpatrywać taki scenariusz. Trudno zakładać, żeby lockdown, nawet częściowy, odbył się bez reperkusji.
- Widzieliśmy, ile środków zostało wiosną przeznaczonych na ratowanie miejsc pracy, a mimo tego nie obyło się bez zwolnień. Bezrobocie wzrosło, a część osób wypadła z rynku pracy i zasiliła grupę biernych zawodowo – podkreśla Kubisiak.
Wsparcie finansowe
Andrzej Kubisiak pozytywnie ocenia zamiar wprowadzenia kolejnej formy pomocy dla firm. Jak zaznacza, uruchamiane dzisiaj mechanizmy wsparcia są podobne jak te podczas pierwszej fali pandemii. Dzięki temu przedsiębiorcy łatwo i szybko będą mogli je uruchomić, bo wiedzą, jak z nich korzystać. Nie trzeba więc budować narzędzi od nowa.
- Działania te pomogły osłonić rynek pracy. Przykładowo zasiłki dla rodziców, często niedoceniane rozwiązanie, jednak w wielu przypadkach pozwoliły na zamrożenie zatrudnienia i obniżenie kosztów – pracownicy otrzymywali pieniądze z ZUS-u. Jak więc widać, dostępne narzędzia potrafią zamrozić rynek pracy. Pytanie jednak, czy pracodawcom i pracownikom wystarczy determinacji. Podobnie jak wiosną firmy muszą chcieć walczyć o członków swojej załogi, a pracownicy być może będą musieli po raz kolejny przystać na gorsze warunki zatrudnienia. To jest kluczowy element – komentuje Kubisiak.
Narodowa kwarantanna
Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan podkreśla z kolei w rozmowie z PAP, że najważniejszą informacją, jaką przekazał premier była - paradoksalnie - nie ta dotycząca zamknięć galerii handlowych, tylko komunikat, z którego wynika, że "już dziś spełnione mamy warunki do wprowadzenia narodowej kwarantanny”.
- Od 50 do 75 przypadków na 100 tys. mieszkańców to mamy już w tej chwili – zaznacza Witucki.
Maciej Witucki zwrócił uwagę, że nie wiadomo też, co oznacza "narodowa kwarantanna".
- Konkretna informacja, o co chodzi, musi w tej sprawie jak najszybciej od rządu popłynąć. Nie możemy na to czekać np. 10 dni. Niewiele osób ma chyba teraz wątpliwości, że „narodowy lockdown” nie zostanie wprowadzony. Dziś mamy 25 tys. przypadków, a według moich wyliczeń, żeby wprowadzić taki ogólny lockdown, musi tych przypadków być ok. 29 tys. dziennie. Tyle osiągniemy w ciągu tygodnia – podkreśla Witucki.
Przedstawiciel Lewiatana zwrócił uwagę, że organizacja na czele której stoi, postuluje kilka rozwiązań, które rząd powinien wziąć pod uwagę. Tych punktów jest 10, a niektóre z nich stanowią m.in. o tym, by obostrzenia i zakazy miały dwutygodniowy okres obowiązywania, a ich ewentualne wydłużenie powinno być z tygodniowym wyprzedzeniem komunikowane. Organizacja chce również, utrzymania ruch pasażerskiego oraz działanie stacji paliw, zabezpieczenia łańcuchów dostaw, umożliwienia świadczenia pracy zdalnej osobom przebywającym na kwarantannie.
KOMENTARZE (0)