Upadającym niemieckim liniom lotniczym wrzesień nie przyniósł dobrego odbicia. Tym razem to kadra zadała bankrutującej spółce cios. Odwołane loty poprzedzają upadek Air Berlin?

Takiego przerzedzenia kadry lotniczej w Berlinie dawno nie było. Jak informowała we wtorek (12 września) agencja informacyjna Reuters, Air Berlin (druga co do wielkości linia lotnicza Niemiec) była zmuszona odwołać 70 lotów we wtorek (12 września), bo piloci linii byli na chorobowym.
Liczba osób, które odstąpiły od wykonywania obowiązków z racji stanu zdrowia była nieprzeciętnie wysoka, choć nie była to pierwsza taka sytuacja
- Informacje na stronie linii lotniczej wskazywały, że loty dotknięte odwołaniem miały startować i lądować z większych lotnisk Niemiec, w tym z Berlina, Duesseldorfu, Hamburga i Kolonii - pisała agencja Reuters.
To nie pierwszy raz, kiedy w Niemczech dochodzi do takiej sytuacji. Rok temu sytuacja była analogiczna. Wówczas jednak towarzyszył jej podtekst strajku. Wypowiedział się wtedy związek zawodowy niemieckich pilotów. Związkowcy w 2016 r. akcentowali, że fiaskiem zakończyły się rozmowy z liniami lotniczymi, których efektem mogły być napięcia, cięcia płac i zwolnienia. Do tych jednak na masową skalę nie dochodziło, ale nie dajmy się zwieść Air Berlin tylko pogorszył swoją sytuację.
W sierpniu linia złożyła dokumenty o bankructwie do niemieckich regulatorów przestrzeni powietrznej i odpowiednich organów gospodarczych kraju. Bezpośrednim powodem takiej decyzji miała być decyzja Etihad Airways. Ta firma lotnicza bowiem wycofała wsparcie finansowe dla Air Belin po stratach z zeszłego roku. Efekt był łatwy do przewidzenia.
Najprawdopodobniej Air Belin zwinie skrzydła jeszcze w 2017. Do przejęcia majątku firmy już ustawia się kolejka w tym niemiecka Lufthansa - rywal Air Belin na niemieckim i europejskim rynku lotniczym.



KOMENTARZE (0)