- Wiosną 2018 roku informacja o brakach kadrowych w Poczcie Polskiej dotarła nawet do Piotra Krzystka, prezydenta Szczecina. Mieszkańcy miasta skarżyli się na całkowite załamie usług PP.
- Jak tłumaczyli wtedy przedstawiciele spółki, przyczyną zamieszania była typowa dla tej pory roku zwiększona liczba zachorowań wśród pracowników.
- Kolejny sezon na chorowanie w pełni. A choroba dla pracodawców to spory kłopot logistyczny, ale i spory koszt.
Według ZUS przeciętna długość absencji chorobowej w 2017 r. wyniosła 37,35 dnia na jedną osobę. Każdego roku w Polsce lekarze wystawiają ponad 20 milionów druków zwolnienia chorobowego. Chorujemy częściej niż statystyczny Europejczyk. Dla firm to spory koszt.
Jak w rozmowie z PulsHR.pl wyliczał Mikołaj Zając, prezes firmy Conperio, która zajmuje się monitorowaniem zasadności wystawiania pracownikom L4, firma powinna przekazywać na płace pracowników 20-30 proc. jej przychodu brutto.
- Oznacza to, że każdy pracownik zarabiający 3 333 zł powinien wypracować 10 000 zł. Jeżeli opuści cały miesiąc w pracy, kosztuje to firmę jego wynagrodzenie w wysokości 3 333 zł oraz 10 000 zł zysku, którego nie wypracował. Do tego dochodzi koszt pracownika tymczasowego (kolejne 3 000 zł) lub nadgodzin (około 5 000 zł) bądź dodatkowych osób na liście płac - podawał konkretny przykład.
Ale kwestie finansowe to tylko jedne z szerokiego wachlarza konsekwencji, jakie wiążą się z chorobą pracowników. Dlatego nie ma się co dziwić, że wiele przedsiębiorstw walczy z tym zjawiskiem.
Góra rusza na pomoc
W marcu 2018 r. ówczesny radny miejski Henryk Jerzyk w Szczecinie tak pisał w interpelacji skierowanej do włodarza miasta: "Wnoszę o podjęcie interwencji przez prezydenta miasta u dyrektora Poczty Polskiej w celu radykalnej poprawy, a w rzeczywistości przywrócenia świadczenia usług pocztowych dla mieszkańców osiedla Płonia, Śmierdnica, Jezierzyce".
Była to reakcja na zgłaszane do niego skargi od mieszkańców, którzy swoje przesyłki otrzymywali nawet z ponad miesięcznym opóźnieniem. Sprawcą całego zamieszania były bakterie i wirusy, które zaatakowały większą niż zazwyczaj w takim czasie liczbę pracujących w tym regionie listonoszy. Firma na szybko przeprowadzała rekrutację, ale nie udało się uniknąć niezadowolenia wśród klientów.
Czytaj więcej: Fikcyjne L4 zyskują popularność. To kpina z państwa, prawa i etyki lekarskiej
Jak wyjaśnia Irmina Gocan, zastępca dyrektora zarządzającego pionem kapitału ludzkiego w pocztowej spółce w Poczcie Polskiej, spółka stara się, by takie sytuacje nie miały miejsca. Jednocześnie przyznaje, że biorąc pod uwagę obecną sytuację na rynku pracy i związane z nimi problemy z pozyskaniem odpowiedniej liczby kandydatów, utrudnienia w realizacji usług mogą się pojawiać, tym bardziej, jeśli okresowo pojawią się np. wakujące stanowiska i okres chorobowy, na który - jak zaznacza - nie mamy wpływu.
- Musimy też pamiętać, iż skala działań Poczty Polskiej jest tak duża, że incydentalnych trudności nie da się uniknąć. Staramy się jednak minimalizować ryzyko wystąpienia trudności przez akcje interwencyjne. Zatrudniamy na umowy zlecenie, korzystamy z rozwiązań zapisanych w Kodeksie pracy, jak czasowe oddelegowanie pracowników lub uruchamiamy tzw. pomoc koleżeńską, czyli program dobrowolnego oddelegowania do pracy - wyjaśnia zastępca dyrektora zarządzającego pionem kapitału ludzkiego.
W firmie są listy chętnych do wsparcia urzędów pocztowych i sortowni w sytuacji braku obsad. Pracownikom pomagają wtedy osoby z innych placówek oraz pracownicy biurowi. Osoba, która się na to godzi, wybiera lokalizacje urzędów, w których w razie awarii byłaby gotowa pomagać. Na listę wpisywać się może każdy chętny, znajdziemy tam m.in. kierowników czy dyrektorów poszczególnych działów.
Czytaj więcej: Poczta Polska przygotowuje się do świątecznego rekordu, ruszyła sezonowa rekrutacja pracowników
- Ja jeszcze nie miałam okazji pracować w urzędzie. Placówki, które wybrałam, akurat nie wymagały takiego wsparcia. Za to takie wsparcie realizowali nie tylko pracownicy, ale i menadżerowie różnych działów - przyznaje Gocan.
Jednocześnie dodaje, że czasowa zmiana miejsca pracy przynosi firmie dużo dobrego. - Pozwala nam poznać nasze miejsce pracy od podszewki, spojrzeć na nie z innej perspektywy - mówi. Jak dodaje, firma w zeszłym roku zorganizowała większą akcję kierowania pracowników administracji do sortowni, bo to głównie tam jest problem.
- Później przeprowadziliśmy wśród uczestników ankietę. Pytaliśmy o to, co warto poprawić w tym miejscu pracy. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że pracownik administracji ma nieco inne spojrzenie. Jednak ich wnioski przekazaliśmy osobom zarządzającym. Część została wprowadzona w życie - podkreśla. W kolejnych odsłonach akcji, z osobami, które przejdą oddelegowanie, zostaną przeprowadzone wywiady. Zdobyta w ten sposób wiedza ma wpłynąć na poprawę jakości pracy na konkretnych stanowiskach.
Gocan przyznaje, że nie zawsze spojrzenie pracownika, który na co dzień siedzi za biurkiem, będzie trafione w to, czego oczekują osoby pracujące tam 5 dni w tygodniu po 8 godzin. - Ale zawsze to kolejny głos w doskonaleniu procesów - podkreśla.
Nastawienie na zdrowie
Okazuje się, że coraz więcej firm stara się zapobiegać chorobowej absencji i zadbać o zdrowie swoich pracowników. Dzięki temu udaje im się zminimalizować problemy, jakie są następstwem rosnącej liczby zachorowań w sezonie. Jak na początku grudnia podała Polska Izba Ubezpieczeń, w ciągu pierwszych trzech kwartałów Polacy wydali na dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne 586 mln zł. To prawie 19 proc. więcej niż rok wcześniej.
- Z danych wynika, że poziom składki w ubezpieczeniach grupowych rośnie niewiele szybciej niż liczba ubezpieczonych. Pokazuje to wyraźnie, że pracodawcy chcą zapewnić swoim pracownikom szerszy dostęp do świadczeń medycznych, stąd też rośnie popularność szerszych pakietów. Podyktowane jest to z jednej strony kwestiami medycznymi, z drugiej strony walką o pracownika – wyjaśnia Dorota M. Fal, doradca zarządu Polskiej Izby Ubezpieczeń.
- Pracodawcy dążą także do ograniczenia absencji chorobowych swoich pracowników, które stanowią realny koszt dla firm. ZUS podał, że w 2017 r. przedsiębiorcy wydali z własnej kieszeni 6,3 mld zł, finansując pierwszy miesiąc zwolnienia lekarskiego swoich pracowników - dodaje.
Ciekawą inicjatywę od lat prowadzą również pracownicy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. By zadbać o swoje zdrowie i szerzyć ideę szczepień, sami się im poddają. W październiku 2018, blisko 150 urzędników zaszczepiło się przeciw grypie.
- Pracownicy Głównego Inspektoratu Sanitarnego szczepią się od lat i korzystają z zalecanej ochrony przed sezonem epidemicznym. Mamy pewność, że dzięki temu zmniejszymy ryzyko zachorowania, a nasza odporność będzie lepsza. Ja szczepię się z wyboru, aby wyeliminować ciężkie powikłania pogrypowe i nie zarażać innych wirusem grypy - tłumaczył dr hab. n. med. Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny.
Jednocześnie GIS przypomina, że według obowiązujących międzynarodowych zaleceń, w tym także i polskich, przeciw grypie powinny szczepić się wszystkie osoby, które chcą ustrzec się choroby i uniknąć jej powikłań. Co więcej, z "złapanie" wirusa. To m.in. pracownicy ochrony zdrowia, szkół, handlu, transportu oraz inne osoby narażone na kontakty z dużą liczbą ludzi.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (6)