Trwa rejestracja uczestników na nasz tegoroczny Europejski Kongres Gospodarczy. Zapraszamy! Udział możecie potwierdzić pod
tym linkiem.
- W związku z epidemią COVID-19 większość polskich przedsiębiorców wysłała swoich pracowników na zaległe urlopy oraz wstrzymała nowe rekrutacje - wynika z 41. edycji badania Plany Pracodawców realizowanego przez Instytut Badawczy Randstad.
- Część firm skorzystała też z rozwiązań tarczy antykryzysowej, najczęściej z możliwości okresowego zwolnienia z odprowadzania składek ZUS.
- W badaniu zaobserwowano spadek liczby przedsiębiorstw, które zamierzają zwiększać zatrudnienie oraz podnosić wynagrodzenie.
Jak wynika z 41. edycji badania Plany Pracodawców, realizowanego przez Instytut Badawczy Randstad, w związku z epidemią koronawirusa 56 proc. przedsiębiorstw wysłało swoich pracowników na zaległe urlopy. Takie działania podejmowane były najczęściej przez firmy zatrudniające od 50 do 250 osób (63 proc.).
Z kolei 54 proc. pracodawców wstrzymało nowe rekrutacje. Dotyczyło to głównie organizacji powyżej 250 zatrudnionych. Wśród innych rozwiązań stosowanych przez przedsiębiorców w Polsce znalazło się także wstrzymanie premii uznaniowych (34 proc.) oraz tych za realizację celów (26 proc.), nieprzedłużenie zleceń osobom zatrudnionym na podstawie umów cywilnoprawnych (20 proc.), zmniejszenie wynagrodzenia w związku ze zmianą czasu pracy (19 proc.) oraz m.in. rozwiązanie umowy o pracę z pojedynczymi pracownikami (18 proc.).
- Zdecydowana większość działań podejmowanych przez pracodawców, mimo że mogą być odbierane jako niekorzystne dla pracowników, nie obejmuje zwolnień z pracy. Z jednej strony to może być efekt tarcz antykryzysowych, które są mocno nastawione na wsparcie utrzymania zatrudnienia, z drugiej strony – pracodawcy mają w pamięci niedawne problemy z pozyskiwaniem pracowników, dlatego zachowują dużą ostrożność w wypowiadaniem umów o pracę. Wśród stosowanych przez firmy rozwiązań dostosowujący się do obecnej, trudnej sytuacji dominują te, które polegają na ograniczaniu dodatków do wynagrodzenia i utrzymaniu zatrudnienia na dotychczasowym poziomie. Wysyłanie pracowników na zaległe urlopy jest działaniem racjonalnym w sytuacji zmniejszonego zapotrzebowania na pracę, mówi Monika Fedorczuk, ekspert rynku pracy Konfederacji Lewiatan.
Ponad połowa polskich firm (56 proc.) deklaruje, że okres potrzebny do powrotu do normalnego funkcjonowania wyniesie do 6 miesięcy, przy czym nawet 31 proc. szacuje, że będzie to mniej niż 3 miesiące. Największymi optymistami są przedsiębiorstwa zatrudniające do 50 osób – 58 proc. liczy, że sytuacja organizacji unormuje się w pół roku.
- W ostatnich miesiącach obserwowaliśmy dawno nienotowany wzrost liczby osób zainteresowanych podjęciem pracy, co często wiązało się ze zmianami w strukturze zatrudnienia podejmowanymi przez polskie firmy. Teraz widzimy, że sytuacja się normuje - fala zaniepokojenia przeszła, a pracodawcy coraz częściej wracają do funkcjonowania, choć w zupełnie nowych warunkach, do których musieli się dostosować. Nie jest to łatwy proces, bo oznacza szereg działań, które z jednej strony zapewnią produkcję i zbyt towarów, a z drugiej strony stworzą bezpieczne warunki dla zatrudnionych. Widać to w odpowiedziach przedstawicieli firm, które brały udział w badaniu. Czas powrotu do normalnego funkcjonowania szacują oni na blisko pół roku. Jednak kroki te podjąć muszą, bo bez ich podjęcia powrót do działania przedsiębiorstwa w tej rzeczywistości byłby niemożliwy, mówi Monika Hryniszyn, dyrektor personalna i HR consultancy w Randstad Polska.
Rozwiązania tarczy antykryzysowej
Część z firm zdecydowała się także na wykorzystanie rozwiązań wprowadzonych przez rząd, aby pomóc pracodawcom w utrzymaniu dotychczasowego poziomu zatrudnienia. Najpopularniejszym z zaproponowanych przez ustawodawcę świadczeń było czasowe zwolnienie z odprowadzania składek ZUS (39 proc.). Zdecydowana większość (85 proc.) przedsiębiorców oceniła taką możliwość jako pomocną. Najczęściej po takie rozwiązanie sięgają przedsiębiorcy zatrudniający do 50 pracowników (43 proc.).
Spośród wszystkich firm 31 proc. skorzystało z dofinansowania wynagrodzeń pracowników oraz składek na ubezpieczenie społeczne. 82 proc. uznało je za pomocne. Wśród przedsiębiorstw najczęściej takie dopłaty otrzymały firmy zatrudniające powyżej 250 osób. 19 proc. ogółu badanych firm odroczyło płatność podatków, 13 proc. wprowadziło świadczenia postojowe dla osób prowadzących działalność gospodarczą, 8 proc. wzięło niskooprocentowaną pożyczkę dla mikroprzedsiębiorców, a 7 proc. pożyczkę obrotową na finansowanie deficytu w kapitale obrotowym.
32 proc. wszystkich firm pozytywnie ocenia działania rządu w związku z epidemią. O propozycjach regulatora najlepiej wypowiadają się przedstawiciele przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 250 osób. 44 proc. z nich ocenia je jako bardzo dobre i dość dobre. Najgorzej działania rządu oceniają firmy zatrudniające do 50 pracowników. 37 proc. z nich uważa je za raczej złe i bardzo złe.
- Niewątpliwie plusem działań rządu było sprawne uruchomienie instrumentów wspierających przedsiębiorców. Ustawa z 31 marca 2020 roku, zwana antykowidową, została wdrożona niemal natychmiast, co umożliwiło transfer środków, przede wszystkim na wsparcie wynagrodzeń pracowników, do przedsiębiorców. Dzięki temu, w najgorszym dla przedsiębiorców okresie „zamrożenia” gospodarki, było możliwe utrzymanie zatrudnienia na względnie stałym poziomie. Istotnym z punktu widzenia biznesu są dwa pytania; jak długo będzie trwała i jaki będzie miała przebieg epidemia w Polsce i Europie i czy rząd zdecyduje się na przedłużenie rozwiązań wspierających przedsiębiorców. Jest zrozumiałe, że na pierwsze pytanie nikt na razie nie zna odpowiedzi. Problemem jest dla wielu osób prowadzących firmy brak informacji o przewidywanych działaniach rządu - mówi Monika Fedorczuk.
- Kolejne odsłony Tarczy Antykryzysowej tworzyły wrażenie, że rząd w pierwszym rzędzie troszczy się o najmniejsze podmioty gospodarcze, a mniej instrumentów kieruje do większych i co więcej – wprowadza je później, niż w przypadku małych i średnich firm. Jednak odbiór tych pakietów rozwiązań i wsparcia jest zgoła odwrotny. Wynikać to może z faktu, że im większe przedsiębiorstwo, tym łatwiej mu pokonać bariery biurokratyczne. Ale chodzi także o to, że np. większym firmom często łatwiej wyodrębnić grupę pracowników, których mogą wysłać na postojowe lub zmniejszyć im wymiar czasu pracy – w małych podmiotach może to być trudniejsze, także psychologicznie - zwraca uwagę Łukasz Komuda, ekspert rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
- W badaniu Randstad widać, że największe podmioty korzystały częściej z wszelkich wymienionych środków mających poprawić kondycję przedsiębiorstwa – zarówno tych wprowadzonych przez Tarcze, jak i dostępnych na co dzień. W sytuacji kryzysu małe firmy cierpią więc podwójnie – nie tylko mają mniej rezerw i pola manewru, ale też większą trudność skorzystania z rządowych rozwiązań ratunkowych - dodaje Komuda.
Nie będzie zwolnień?
65 proc. pracodawców nie planuje zmian w zatrudnieniu. 13 proc. wskazuje na możliwość zwolnień, a 14 proc. deklaruje zwiększenie liczby pracowników, tj. mniej o 10 punktów procentowych względem poprzedniej edycji badania. Jednocześnie odsetek firm, które nie wiedzą, czy takie zmiany nastąpią w ciągu najbliższych 6 miesięcy, wzrósł do 8 proc., tj. o 5 punktów procentowych względem końcówki 2019 r. Potwierdza to, że sytuacja epidemiczna spowodowała niepewność wśród pracodawców.
Najwięcej nowych rekrutacji planują firmy w zachodniej oraz centralnej (woj. mazowieckie, łódzkie, świętokrzyskie) części Polski (16 proc.) oraz w miastach powyżej 200 tys. mieszkańców (19 proc.). Redukcji etatów najczęściej spodziewać się mogą mieszkańcy centrum Polski (14 proc.) oraz wsi znajdujących się w obrębie aglomeracji (15 proc.).
Jeśli chodzi o branże, to najwięcej firm, deklarujących chęć zwiększenia zatrudnienia, działa w sektorze SCC/BPO (29 proc.). Zwolnień natomiast najczęściej powinni obawiać się pracownicy przedsiębiorstw świadczących usługi z zakresu pośrednictwa finansowego (26 proc.).
Połowa firm, które planują zmniejszenie poziomu zatrudnienia, wskazuje jednak że dotyczyć one będą pojedynczych pracowników. 37 proc. przedsiębiorstw bierze pod uwagę zwolnienie do 20 proc. załogi, a 8 proc. mniej niż połowę zespołu.
- Część tych zmian na rynku pracy będzie wymagać od wielu osób nabycia nowych umiejętności, niezbędnych do podjęcia zatrudnienia. Zakładamy, że zjawisko przebranżowienia będzie narastać i stanie się powszechne, zwłaszcza w tych branżach, które najmocniej odczuły spadek produkcji - mówi Monika Hryniszyn.
- Szczególnie pożądane mogą okazać się kompetencje cyfrowe, ponieważ w obliczu COVID-19 firmy coraz częściej stawiają na wdrażanie rozwiązań informatycznych. Widać to w przyrostach w branży e-commerce, ale także w niesłabnącym zapotrzebowaniu na specjalistów IT. W takich dynamicznych warunkach i przy przyspieszonej cyfrowej transformacji nie wszyscy pracownicy mogą sobie sami poradzić z wyzwaniem przebranżowienia. Dotychczas pracodawcy dość rzadko uczestniczyli w tym procesie, ale ich udział jest coraz częściej pożądany. Pracownicy oczekują takiego wsparcia i będą życzliwiej spoglądać na pracodawcę, który zapewni im je w trudnym czasie. Ta perspektywa zostanie z nimi także w lepszych czasach, gdy role się odwrócę i to pracodawcy znów będą zabiegać o najlepsze talenty na rynku - dodaje.
Firmy niechętne do podwyżek
72 proc. przedsiębiorstw planuje utrzymanie pensji na obecnym poziomie. 14 proc. wskazało na możliwą redukcję wynagrodzeń, a 8 proc. planuje dać zatrudnionym podwyżki. W tej ostatniej kwestii jest to o 40 punktów procentowych mniej niż w poprzedniej edycji badania z grudnia 2019 roku, w której notowano historyczne maksimum związane z wprowadzeniem wyższej płacy minimalnej.
Podniesienia pensji najczęściej spodziewać się mogą mieszańcy zachodniej Polski (9 proc.), miast powyżej 200 tys. mieszkańców (11 proc.) oraz zatrudnieni w branży SSC/BPO (26 proc.).
Jeśli chodzi o redukcję wynagrodzeń, to największe zmiany spodziewane są na północy Polski oraz w miastach powyżej 200 tys. mieszkańców, gdzie na taką możliwość wskazuje odpowiednio 17 proc. i 20 proc. firm. W podziale na branże, najwięcej obniżek pensji planowanych jest w budowlance oraz handlu i naprawach (po 17 proc.). W blisko połowie przedsiębiorstw (48 proc.), które zmuszone będą do redukcji wynagrodzenia swoich pracowników, zmiany dotkną ponad 90 proc. załogi. Najwięcej, bo po 23 proc. firm planuje obniżki pensji na poziomie od 7 do 10 proc. lub od 16 do 20 proc.
Polskie firmy w gorszej sytuacji finansowej
39 proc. pracodawców swoją sytuację finansową określa jako dobrą, a 6 proc. uważa, że jest bardzo dobra. W najlepszej kondycji są przedsiębiorstwa na wschodzie kraju (woj. lubelskie, podlaskie, warmińsko-mazurskie i podkarpackie), gdzie 46 proc. firm ocenia swoją sytuację ekonomiczną pozytywnie oraz te, działające we wsiach poza obrębem dużych aglomeracji (51 proc.).
Z drugiej strony, aż 15 proc. pracodawców wskazało, że ich sytuacja ekonomiczna jest zła lub bardzo zła. Jest to najwyższy odsetek w całej historii badania, tj. od 2008 r. Najwięcej firm, które wskazały na problemy finansowe, znajduje się na zachodzie i południu Polski (woj. lubuskie, wielkopolskie, kujawsko-pomorskie oraz dolnośląskie, opolskie i śląskie – w obu makroregionach po 16 proc.) oraz w miastach powyżej 200 tys. mieszkańców (18 proc.).
W najlepszej sytuacji są przedsiębiorstwa z branży obsługi nieruchomości i firm. 61 proc. z nich określa swoją kondycję jako dobrą i bardzo dobrą. Najwięcej problemów finansowych zgłaszają natomiast firmy zajmujące się transportem, gospodarką magazynową i łącznością. 20 proc. ocenia, że ich sytuacja jest zła lub bardzo zła. Na trudności wskazuje też 19 proc. organizacji funkcjonujących w obszarze pozostałej działalności usługowej.
Spodziewana recesja
59 proc. pracodawców w ciągu najbliższych 6 miesięcy spodziewa się w Polsce recesji. To o 35 punktów procentowych więcej niż zanotowano w poprzedniej edycji badania. Największymi pesymistami są przedsiębiorcy z północy Polski (63 proc.) oraz miast powyżej 200 tys. mieszańców (64 proc.). Na wzrost gospodarczy liczy 4 proc. firm, tj. spadek o 11 punktów procentowych względem końcówki zeszłego roku.
- W wynikach badania wyraźnie widać, co moim zdaniem napawa pewnym optymizmem, rozbieżność w ocenie sytuacji w kraju i we własnej firmie. O ile w ocenie większości badanych polską gospodarkę czeka w najbliższym czasie recesja, o tyle w odniesieniu do oceny sytuacji we własnej firmie najczęściej udzielaną odpowiedzią jest ta wskazująca, że sytuacja w firmie jest dobra. To może oznaczać, że dla większości firm skutki pandemii koronawirusa były dotkliwe, ale nie zachwiały w sposób znaczący stabilnością finansową przedsiębiorstw - podkreśla Monika Fedorczuk.
W podziale na branże, na pogorszenie się sytuacji gospodarczej, wskazują najczęściej przedstawiciele firm z sektora transportu, gospodarki magazynowej i łączności (68 proc.) oraz obsługi nieruchomości i firm (67 proc.). Na wzrost gospodarczy w Polsce liczy natomiast najwięcej firm z sektora SSC/BPO (16 proc.).
- Firmy przeczuwały nadchodzące chudsze lata już od jesieni 2018 roku. Wskazywało na to nie tylko badanie pracodawców Randstad, ale i obliczany przez GUS wskaźnik ogólny klimatu koniunktury, który pogarszał się powoli i stopniowo, by po wybuchu pandemii zanurkować rekordowo głęboko. Dla przykładu w branży zakwaterowania i gastronomii do minus 70 punktów w kwietniu 2020 roku z minus 9 punktów w marcu, a dla handlu detalicznego – do minus 50 z minus 3 - komentuje Łukasz Komuda.
- Mamy do czynienia z podwójnym kryzysem: na i tak zapowiadane spowolnienie gospodarcze nałożył się szok zamrożenia funkcjonowania całych sektorów w związku z pandemią oraz drastycznego spadku popytu, jaki dotknął dużą część branż (coś, z czym nigdy nie mieliśmy do czynienia). To dlatego dominacja negatywnych prognoz jest o wiele większa niż w przypadku kryzysu finansowego, który globalnie doświadczaliśmy po 2007 roku - dodaje ekspert rynku pracy z FISE.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)