Konieczne jest wypracowanie systemowych narzędzi pomocowych dla firm kooperujących z górnictwem, które ucierpią z powodu zamykania kopalń - ocenia Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa (GIPH), szacując liczbę pracowników przedsiębiorstw współpracujących z górnictwem na ok. 400 tys.
"Liczba mieszkańców Śląska to 4 mln 489 tys. osób, z czego górnicy to ok. 83 tys. mieszkańców, a nawet 400 tys. pracowników zatrudnionych jest w firmach okołogórniczych i firmach z nimi współpracujących. Jeśli weźmiemy pod uwagę rodziny osób związanych zawodowo z sektorem górniczym, można szacować, że od jego kondycji zależy byt około 2 mln osób, co stanowi niemal połowę populacji Śląska" - czytamy w opracowaniu, udostępnionym w poniedziałek przez górniczą Izbę.
Ekonomiści podzielili przedsiębiorstwa powiązane z górnictwem na trzy grupy. Pierwsza to firmy bezpośrednio dostarczające kopalniom produkty (np. maszyny i materiały) oraz rozmaite usługi, w tym specjalistyczne. Druga grupa do instytucjonalni odbiorcy węgla - m.in. elektrownie i ciepłownie, koksownie i przemysł. Trzecią - największą - grupę stanowią działające najczęściej w sąsiedztwie kopalń firmy, dostarczające produkty i usługi przede wszystkim górnikom i ich rodzinom - to np. lokalne sklepy i placówki usługowe.
Badacze przyjęli, że liczba pracowników powiązanych bezpośrednio z branżą górniczą wynosi 120 tys., nie obejmuje ona jednak pracowników przedsiębiorstw z grupy trzeciej, niewspółpracujących z kopalniami na zasadach B2B. Samorządy szacują się, że w lokalnym biznesie, prosperującym w dużej mierze właśnie dzięki górnictwu, pracuje kolejne ok. 280 tys. osób.
"Konieczna jest więc zmiana myślenia o sytuacji ekonomicznej na Śląsku i postrzeganie problemu górnictwa w dużo szerszym kontekście niż dotychczas. Dotyczy to konsekwencji wygaszania kopalni dla dużo szerszej grupy osób i podmiotów (w tym samorządu terytorialnego) oraz wpływu na sytuację gospodarczą całej Polski" - przekonują przedstawiciele Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, wskazując, iż obecnie na sytuację Śląska i innych regionów tradycyjnie związanych z górnictwem negatywnie wpływa także kryzys wywołany pandemią.
Prezes GIPH Janusz Olszowski uważa, że środowisko firm okołogórniczych powinno być reprezentowane w rozmowach dotyczących transformacji sektora węglowego oraz regionu.
"Tylko członkowie naszej Izby zatrudniają ponad 100 tys. osób. Izba jest naturalnym partnerem do rozmów ze stroną rządową i społeczną o wsparciu podmiotów, które mogą ucierpieć lub - powiedzmy wprost - mogą przestać istnieć bez pomocy tych, którzy dziś wspierają polskie górnictwo" - powiedział prezes, podkreślając potrzebę wypracowania systemowych narzędzi pomocowych dla firm współpracujących z kopalniami.
Zdaniem prezesa dostarczającej maszyny i urządzenia dla górnictwa Grupy Famur, Mirosława Bendzery, bez dialogu i planu działań, zagrożone są setki tysięcy miejsc pracy w sektorze firm okołogórniczych.
"Dodatkową trudność stanowi dualizm koniecznych do podjęcia działań, gdyż do czasu wygaszenia górnictwa w Polsce, branża w dalszym ciągu będzie musiała świadczyć swoje usługi sektorowi górnictwa, zapewniając bezpieczeństwo i ciągłość jego działania w okresie planowanej transformacji, jednocześnie szukając możliwości dywersyfikacji i przebranżowienia pracowników. To olbrzymie wyzwanie dla nas wszystkich" - powiedział prezes, cytowany w poniedziałkowym komunikacie prasowym.
Przedstawiciele branży namawiają, by tworząc rozwiązania dla firm okołogórniczych, wykorzystać już istniejące i często działające na niewielką skalę projekty biznesowe lub wspierać nowe, do których realizacji na Śląsku jest już zaplecze w postaci wiedzy, ludzi czy parków maszynowych. "Branża okołogórnicza jest głęboko przekonana, że to ostatni moment na stworzenie planu i konsekwentnej realizacji wypracowanych rozwiązań" - czytamy w opracowaniu.
W raporcie GIPH oceniono, że dotychczasowe programy wsparcia często nie wskazują jasno źródeł finansowania proponowanych działań oraz nie skupiają się na transformacji biznesowej, ale wspierają np. rekultywację terenów pokopalnianych czy projekty infrastrukturalne. Ponadto - czytamy w opracowaniu - procedury związane z aplikowaniem o środki, np. unijne, są często czasochłonne i niejasne. W konsekwencji - także w związku ze stosunkowo niewielkimi funduszami, które można pozyskać - firmy rezygnują z aplikowania.
Czytaj też: PGE: jest porozumienie ze związkami zawodowymi
Autorzy raportu przytaczają przykłady z Niemiec, gdzie zmiany w górnictwie zostały ściśle określone i przebiegły zgodnie z tzw. mapą drogową, uchwaloną w porozumieniu z władzami lokalnymi górniczych regionów: Nadrenii Północnej-Westfalii, Kraju Sary oraz górniczymi związkami zawodowymi. Podejmowane tam działania były adresowane nie tylko do odchodzących z pracy górników, ale też ukierunkowane na aktywizację zawodową i tworzenie nowych miejsc pracy oraz warunków dla rozwoju przedsięwzięć biznesowych i przyciągania inwestorów.
"Likwidacja 33 tys. (tylko!) stanowisk pracy w górnictwie (niemieckim - PAP) trwała 11 lat i kosztowała 15 mld euro. Mimo olbrzymiego wysiłku organizacyjnego i finansowego trudno mówić o prosperity regionów pogórniczych w Niemczech, gdzie bezrobocie jest średnio wyższe o 5-6 proc. niż w całym kraju i wynosi ok. 11-12 proc. To powinno być szczególnym ostrzeżeniem dla Polski, która nie posiada tak znacznych nakładów finansowych, które może przeznaczyć na wygaszanie górnictwa i jest mniejszym państwem, stąd perturbacje mogą być bardziej dotkliwe w skali całego kraju" - ostrzega Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa.
KOMENTARZE (0)