• Mariusz Turski, prezes AIP Seed Capital, Agnieszka Smektala, założycielka Ambasady Inspiracji, Maciej Balsewicz, prezes bValue, Jarosław Broda, wiceprezes w Tauronie oraz Péter Szlávik, współwłaściciel Simteam z Węgier rozmawiali o możliwościach wsparcia finansowego start-upów przez duży biznes i korporacje.
• - Rynek najlepiej wie, w którym kierunku będą rozwijały się innowacje; państwo może inspirować pomysły, lecz to kapitał musi inwestować w nowe technologie i brać na siebie ryzyko inwestycyjne - stwierdził właśnie wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki. - By przekonać inwestora do zainwestowania w start-up potrzebna jest odpowiednia motywacja, zaangażowanie oraz gra zespołowa - uważają nasi rozmówcy.
• Istotne też są kwestie techniczne. Produkt musi mieć MVP (Minimum Viable Product), a dobry inwestor, oprócz pieniędzy, daje wsparcie merytoryczne oraz kontakty, które ułatwiają działanie.
• Inwestorzy w zamian za wsparcie finansowe oczekują m.in. ciężkiej pracy i dobrych wyników.
Co pomaga w przekonaniu do siebie inwestorów? Mariusz Turski, prezes AIP Seed Capital, podkreśla, że ważne jest nastawienie. – Jeśli od początku ktoś tworzy bariery, to buduje tym samym przekonanie, że projekt jest słaby – komentuje.
– Patrzymy również, czy pomysłodawca rozumie swój projekt i jest w niego zaangażowany. To pierwsza przyczyna, dla której odrzucamy start-up. Jeśli widzimy, że ktoś nie zbadał swojego produktu i nie potrafi odpowiedzieć na konkretne pytania, nie decydujemy się na inwestycję – dodaje Turski.
Z kolei Agnieszka Smektala, założycielka Ambasady Inspiracji, porównuje spotkanie z inwestorem do rozmowy o pracę. – W krótkim czasie trzeba przekonać go do swojego projektu – mówi.
Kolejnym elementem, na który jej zdaniem zwraca uwagę inwestor, jest motywacja. Jak twierdzi Smektala, inwestor może zapytać, dlaczego ktoś tworzy dany projekt i skąd wie, że to będzie sukces.
– Motywacja niektórych jest kiepska. Na przykład słyszeli, że kumpel zarobił na bitcoinach i dlatego chcą spróbować powielić jego sukces. Inwestor wychwyci, że nie wychodzi to z serca – mówi Smektala.
– Ważna jest także definicja sukcesu – czy dana osoba mówi tylko o sobie, czy o zespole. Pokazuje to, czy w przyszłości start-upowiec będzie umiał stworzyć drużynę, która pomoże wdrożyć projekt – komentuje Smektala.
Jej zdanie podziela Maciej Balsewicz, prezes bValue, który uważa, że najważniejszy jest człowiek.
– Jeśli ktoś jest utalentowany, sprytny i ma doświadczenie, to można mu nawet podrzucić kolejne pomysły – mówi Balsewicz. – Ważny jest także zespół i jego podział. Trzeba grać zespołowo, a nie solo – dodaje.
Istotne też są kwestie techniczne. Produkt musi mieć MVP (Minimum Viable Product). – Jeśli projekt nie ma indywidualnej walidacji produktu, jest zdyskwalifikowany. Ważne jest, by zrobić test swojego rozwiązania – uważa Turski.
Jarosław Broda, wiceprezes ds. strategii i rozwoju w Tauronie, zwraca uwagę, że podczas współpracy na linii korporacja – start-up pojawia się bariera mentalna. Obie strony muszą zrobić kilka kroków w swoją stronę.
– Korporacja to w pewnym sensie klient, który ma coś kupić. Największym wyzwaniem jest bardzo krótki czas, w którym trzeba sprzedać swój pomysł. Powinno się pokazać nie tylko wartość dodaną produktu, ale też korzyści dla firmy. Nie da się tego zrobić, jeśli nie ma się dobrze przemyślanego projektu – ocenia Broda.
Jarosław Broda, wiceprezes ds. strategii i rozwoju w Tauronie (Fot. PTWP)
Pieniądze nie leżą na ulicy
Czy start-upowcom łatwo jest znaleźć pieniądze? Jak twierdzi Balsewicz, na rynku istnieje chmura pieniędzy, która wyprzedza liczbę pomysłów. – Na pewno nakręca to start-upowy trend. Z drugiej strony, przez to pojawia się też wiele słabych projektów, a także nieuczciwe praktyki – komentuje.
Maciej Balsewicz dodaje również, że choć istnieje wiele możliwości, by uzyskać dofinansowanie, to wbrew pozorom nie jest tak łatwo je dostać. – Wielu młodych przedsiębiorców chodzi od drzwi do drzwi i nie udaje im się zdobyć finansowego wsparcia – wyjaśnia.
Balsewicz zaznacza też, że chmura pieniędzy jest niesymetryczna. We wczesnej fazie rozwoju (seed) w naszym regionie są mniejsze szanse na pomoc. Wielu inwestorów woli zaawansowany etap, gdy firma ma roczne obroty. Wtedy inwestycja jest bardziej bezpieczna.
– W początkowej fazie rozwoju brakuje pieniędzy prywatnych. W tym momencie wkracza państwo. W USA jest inaczej – we wczesnym etapie start-upowcy są zdani sami na siebie – ocenia Balsewicz.
Maciej Balsewicz, prezes bValue (Fot. PTWP)
Są jednak podmioty, które wspierają start-upy w inwestycjach seedowych, np. AIP. – Do tej pory zainwestowaliśmy 100 tys. zł w każdy projekt. Gdy firma pokazała, że ma bardzo dobre MVP, szukaliśmy dalszych dróg finansowania. Szacujemy, że jeden na dziesięć start-upów, w które zainwestowaliśmy, będzie bardzo dużą firmą – mówi Turski.
Z kolei Péter Szlávik, współwłaściciel Simteam z Węgier, podkreślił, że Unia Europejska wspiera finansowo start-upy. Prawie pół miliarda euro trafiło do ok. 300 start-upów. Średnio dostali po 1 mln euro. – Milion euro to spora suma. Bardzo często wystarczy mniejsza kwota, by kontynuować rozwój firmy – mówi.
Nie tylko pieniądze są ważne
– Na Węgrzech robiliśmy badanie na temat tego, czego potrzebują start-upy. Okazało się, że nie brakuje pieniędzy, lecz wsparcia merytorycznego – mówi Szlávik.
– Ważne jest też, by myśleć o prezentowaniu naszego pomysłu jak o cennym doświadczeniu i praktyce. Nie powinniśmy liczyć, że pierwsza firma od razu zainwestuje w nasz pomysł – podkreśla Szlávik.
Péter Szlávik, współwłaściciel Simteam (Fot. PTWP)
A jak wygląda sytuacja w Polsce? Jak twierdzi Turski, dobry fundusz oprócz pieniędzy daje wsparcie merytoryczne oraz kontakty, które ułatwiają „deale”.
– AIP robi trzymiesięczne programy akceleracyjne. Współpracujemy z różnymi partnerami, np. mBankiem, PKP czy T-Mobile, którzy finansują pewny rodzaj wsparcia dla ograniczonej liczby start-upów, np. mentoring czy networking – komentuje prezes AIP Seed Capital.
Agnieszka Smektala mówi, że oprócz monitoringu i sieci kontaktów, istotne są też koszty biznesowe, np. koszty biura, infrastruktury, której potrzebuje start-up, badań.
Z kolei Jarosław Broda zwraca uwagę na inny problem. W Polsce nie mamy kultury ryzyka – zwłaszcza w dużych firmach i spółkach skarbu państwa.
– Drugi problem to kwestia kapitału społecznego i zaufania. Otwartość musi być po obu stronach. Start-upy boją się przyjść i porozmawiać, a druga strona boi się pokazać, jak robi się biznes – komentuje Broda.
Coś za coś
Korporacje czy fundusze, które inwestują w start-up, nie robią tego za darmo. Czego zatem oczekują w zamian? Jak wskazuje Maciej Balsewicz, inwestorzy liczą na ciężką pracę i dobre wyniki.
– Fundusze inwestują, by zarobić. Inwestycje te są obarczone wysokim ryzykiem, dlatego też zyski powinny być duże – mówi Balsewicz. – Oczywiście idzie za tym chęć wspierania przedsiębiorczości i rozwoju młodych biznesów, ale nikt tego nie będzie robił alturistycznie – dodaje.
Debate poprowadziła Aleksandra Sobczak, szefowa działu gospodarka w Gazecie Wyborczej.
Jego zdanie podzielają Mariusz Turski i Jarosław Broda. – Korporacje to nie charity. Możemy dać pieniądze i kontakty, ale oczekujemy w zamian efektów oraz prawa do tego, co zostanie stworzone – komentuje Broda.
– Korporacje oczekują też dobrej energii. To też jest istotne, nie tylko korzyści wymierne – podsumowuje Agnieszka Smektala.
*Artykuł powstał podczas debaty „Możliwości wsparcia finansowego przez duży biznes i korporacje”, która odbyła się podczas European Start-up Days. Wydarzenie odbyło się w ramach VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
KOMENTARZE (0)