Pandemia spowodowała, że pracodawcy stali się ciekawscy. Co robi Kowalski po pracy? Czy był na weselu? A może ma żonę pielęgniarkę? Do Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom trafiają skarżący się na inwigilację pracownicy.
Pracodawcy wykorzystują często pandemię koronawirusa, by dowiedzieć się więcej o swoich pracownikach. Często są to informacje, które nie mają znaczenia dla operacyjnej działalności firmy. Pracownik ma prawo odmówić udzielenia takiej informacji. Firmy zasłaniają się dbaniem o bezpieczeństwo podwładnych.
– W ostatnim miesiącu zgłoszeń z pytaniami: czy muszę wypełniać ankiety, czy muszę odpowiadać na pytania, czy muszę meldować, co robiłem, jest całe mnóstwo. Od kilku miesięcy to były pytania np. o obecność na weselach, ślubach, pogrzebach czy koncertach. Teraz niektóre firmy idą krok dalej i dopytują o zawód małżonka oraz czy zatrudnienie poza firmą. Pracodawcy często wykazują się nadgorliwością lub celowo zbierają informacje, które potem mogą być przez nich wykorzystane – mówi Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
W efekcie do stowarzyszenia wpływają zgłoszenia o tym, że pracownicy w fabrykach lub halach produkcyjnych muszą wypełniać codzienne ankiety. Eksperci ze stowarzyszenia tłumaczą, że pracodawca może interesować się, czy mieliśmy kontakt z kimś zakażonym, ale czasem pytania wykraczają poza standard.
Wśród pytań było przykładowo pytanie: czy byłeś wczoraj w kinie lub w galerii handlowej? Czasem były to pytania o sytuację rodzinną: czy mąż / żona jest pielęgniarką, lekarzem lub osobą zatrudnioną w szpitalu? Pojawiały się także pytania o dodatkowe zatrudnienia i miejsca pracy.
– Z informacji od skarżącego wynikało, że gdy padała odpowiedź twierdząca, to brygadzista miał prawo odesłać pracownika do domu – mówi Małgorzata Marczulewska. – Takie działanie jest niezgodne z prawem pracy, jest weryfikacją, która nie może mieć miejsca – podkreśla.
Wyższa konieczność?
Jak mówi mec. Mateusz Galikowski, prawnik stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom, pracodawcy zadając takie pytania bronią się sformułowaniem, że działają na rzecz płynności pracy przedsiębiorstwa. W wielu przypadkach jednak „wyższa konieczność” jest tylko usprawiedliwieniem chęci gromadzenia informacji na temat pracowników. Jak mówi specjalista, metoda „na koronawirusa” działa w wielu przypadkach.
– Mamy art. 207 Kodeksu pracy, w myśl którego „Pracodawca ponosi odpowiedzialność za stan bezpieczeństwa i higieny pracy w zakładzie pracy” i „jest obowiązany chronić zdrowie i życie pracowników przez zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków pracy”. To ogólnikowe stwierdzenia, które w zestawieniu z przepisami art. 6 i 9 tzw. RODO pracodawcy często próbują wskazywać jako podstawę możliwości uzyskiwania danych wrażliwych od pracowników jako sposób ochrony pozostałych pracowników czy miejsca pracy przed zagrożeniem epidemiologicznym – mówi mec. Mateusz Galikowski.
Jak dodaje, trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy te przepisy są wystarczające do żądania od pracowników takich danych.
– W mojej ocenie wydaje się to wątpliwe. Pracodawca może w inny sposób próbować zorganizować system pracy czy zaopatrzyć pracowników w środki ochronne zmniejszające ryzyko zarażania się nawzajem wszelkimi chorobami. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby pracownik sam poinformował pracodawcę o ewentualnym zagrożeniu, jakie niesie jego obecność, a pracodawca powinien takie informacje należycie zabezpieczyć i spróbować ustalić zasady pracy, które zminimalizują ryzyko zarażenia innych pracowników – dodaje mec. Galikowski.
Ryzykowne wakacje?
Podobna sytuacja miała miejsce w spółce KGHM Polska Miedź. Latem działający tam Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego (ZZ PPM) złożył skargę do Państwowej Inspekcji Pracy. Zarzucał zarządowi KGHM łamanie Kodeksu Pracy i ustawy o związkach zawodowych.
Sprawa dotyczyła kwestii urlopów wypoczynkowych. KGHM miało wymagać od pracowników podania danych o miejscu ich pobytu w czasie urlopu, co - zdaniem związków - nie wynikało z żadnego istniejącego ani wskazanego przez pracodawcę przepisu prawa.
Co więcej, pomysł zakładał, że pracownicy, którzy nie podadzą adresu, pod którym będą przebywać w czasie urlopu lub podadzą nieprawdziwe dane, muszą liczyć się z tym, że takie działanie traktowane będzie jako "ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, w konsekwencji prowadzących do stosowania kar porządkowych lub rozwiązania stosunku pracy".
- Obowiązkiem pracodawcy jest ochrona życia i zdrowia pracowników przed możliwością zarażenia SARS CoV2, ochrona miejsc pracy i niedopuszczenie do strat finansowych, jakie mogłyby powstać w wyniku rozprzestrzeniania się wirusa w spółce. W związku z tym prezes podjął decyzję o monitorowaniu ognisk epidemii. Odesłanie pracowników powracających z urlopu z miejsc, w których stwierdzono ognisko zarażeń do świadczenia pracy zdalnie, pozwoli na ograniczenie ryzyka ewentualnego zarażenia się wirusem przez pozostałych pracowników - wyjaśniała powody podjęcia takich kroków Magdalena Wróbel, dyrektor naczelna ds. zarządzania zasobami ludzkimi.
Ostatecznie firma zdecydowała się zmienić zapisy przyjętego w tej sprawie rozporządzenia. Odstąpiła od nakładania kar porządkowych oraz zdecydowała, że tylko wyjazdowe urlopy będą podlegać zgłoszeniu.
KOMENTARZE (3)