- HR to takie prawo i psychologia w jednym. Musisz dobrze „czytać” ludzi, ale też dobrze znać przepisy prawa – podkreśla Dorota Kocur, Group Head of Employee Experience w Photobox Group.
Moją działką są kwestie administracyjne i prawne związane z zatrudnianiem pracowników, kontraktami, płacami, ale też z tworzeniem systemów motywacyjnych, premiowych czy rozwiązywaniem umów.
Mój zespół liczy 12 osób w siedzibach w kilku krajach: Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Francji, Niemczech.
- To nie do końca tak. Praca w Amazon była bardzo ciekawa. Stworzyliśmy w Pradze shared service dla całej grupy w EMEA. Jako Human Resources Manager dla obszaru EMEA, czyli na Europę i Afrykę, obsługiwałam ponad 20 krajów. Dzięki temu stanowisku miałam okazję pracować w takich miejscach jak Republika Południowej Afryki czy Maroko.
Firma postanowiła jednak moje stanowisko przenieść do Pragi. Mnie zaś ani przeprowadzka, ani ewentualna zmiany zakresu obowiązków w Londynie nie bardzo odpowiadała.
Z drugiej strony, pracując w HR w tak dużej firmie łatwo „utknąć” w bardzo wąskiej działce. Ja wolę jednak robić więcej rzeczy niż wąsko się specjalizować, mieć szersze pole do popisu, dlatego zdecydowałam się na pracę w mniejszej firmie, aczkolwiek też międzynarodowej. W skład Grupy Photobox wchodzą cztery firmy działające na terenie 6 krajów, w tym Australii.
Jak wygląda codzienna komunikacja w takim międzynarodowym zespole?
- Technologia daje wiele możliwości. Korzystamy na co dzień z aplikacji Google Hangouts albo Slack, która pozwala też przesyłać dokumenty, zdjęcia, filmy i za jej pośrednictwem odbywam z podwładnymi cotygodniowe, półgodzinne „spotkania” jeden na jeden oraz spotkania całego zespołu, a co 6 tygodni w firmie odbywają się spotkania „all hands”, czyli całego HR-u.
O czym musimy pamiętać, czego technologia za nas nie załatwi? O tym, że choć osoby mówią bardzo dobrze po angielsku, to nie jest to dla wielu z nich podstawowy język i informacja zwrotna, jasne przekazywanie poleceń są podstawą efektywnej komunikacji.
Mimo nowoczesnej technologii staram się też co 1-2 tygodnie jeździć do innych oddziałów, by osobiście móc porozmawiać z osobami tam pracującymi, pobyć z nimi dwa-trzy dni.
Ciekawe kraje, nowi ludzie, ale też ciągłe pakowanie się, lotniska, hotele – wyjazdy to w pani pracy plus czy minus? Ma pani swoje sposoby, by uciążliwości częstych podróży zminimalizować?
- Jestem typem podróżniczki i częste wyjazdy mi odpowiadają. Lubię poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, ale nie mam rodzinnych zobowiązań i wyjazdy z tego powodu nie stanowią dla mnie problemu. W delegacji staram się tak układać plan pracy, by mieć też czas coś zwiedzić, poznać miejscową kulturę. Pracownicy w tych krajach też chętnie służą radą, oprowadzają po ciekawych miejscach, restauracjach.
Z zawodowych spraw, lubię poznawać rozwiązania stosowane w innych krajach dotyczące np. urlopów rodzicielskich, macierzyńskich - to taki mój zawodowy konik.
Wracając do kwestii podróży, wprawdzie duże firmy mają zwykle umowy z biurami podróży, które z kolei proponują hotele, załatwiają kwestie przelotu, ale sama podróż, szczególnie do dalekiego kraju, jest męcząca. Czasem lot bywa opóźniony, są korki na drogach, w hotelu coś nie tak. Wiadomo, każdy ma też swoją rutynę dnia, a podróż ją zakłóca.
Mam jednak kilka sposobów na szybkie podróżowanie. Mini kosmetyki to podstawa. Opanowałam do perfekcji pakowanie, mam różne torby i walizki – w zależności od tego na ile dni jadę. Staram się podróżować tylko z bagażem podręcznym, a w samolocie siadać z przodu, by jak najszybciej wyjść po skończonym locie.
Od blisko 20 lat mieszka pani w Londynie. Skąd zainteresowanie HR-em?
- Wyjechałam z Polski do Londynu w 1998 r. Na początku pracowałam, jak wtedy większość młodych ludzi, w restauracjach i szlifowałam język. Przez kilka lat jednocześnie pracowałam i studiowałam.
Ukończyłam najpierw dwuletnie biznesowe studia. To wtedy HR najbardziej mnie zainteresował i pomyślałam, że chcę to robić. Wydaje mi się, że to dlatego, że zawsze chciałam studiować prawo i zawsze chciałam studiować psychologię, a HR to takie prawo i psychologia w jednym. Musisz dobrze „czytać” ludzi, ale też dobrze znać przepisy prawa. Dlatego też kończyłam studia uniwersyteckie już z główną specjalizacją HR.
A pierwsza poważna praca?
- Wejście Polski do UE wiele zmieniło dla mieszkających w Anglii, mogłam szukać pracy w biurze na pełnym etacie, nie martwić się kończącą się wizą studencką. Pamiętam, jak wybrałam się do agencji zatrudnienia. Chciałam, by znaleźli mi pracę, a to właśnie ta agencja mnie zatrudniła. Zaczynałam jako koordynator rekrutacyjny pomagając rekruterom, a po pół roku przeprowadzałam pierwszą poważną rekrutację i to z sukcesem. Znana sieć hoteli szukała managera do swojej placówki w Malezji.
Praca w agencji rekrutacyjnej bardzo mi się podobała, ale to nie do końca było to co chciałam robić. Pociągała mnie HR, rekrutacja in-house. Znalazłam pracę w hotelu w dziale rekrutacji, ale miałam menadżerkę, która dużo nauczyła mnie z podstaw nowego HR-u. Zaczęłam robić onboarding, czyli zajmowałam się przygotowaniem pracowników do objęcia nowego stanowiska, trochę treningów.
Kolejna propozycja pracy przyszła z międzynarodowego biura architektonicznego Normana Fostera. Praca w tym biurze to najwyższa półka dla architektów. Ja pomyślałam – architektura, nowa branża? Czemu nie? Po dwóch i pół roku zmieniłam firmę. Wcześniejsze moje prace to był ogólny, podstawowy HR, a w Expedii zaczęłam się bardziej specjalizować w HR operations, czyli w tym co nazywamy w HR Back Office. Później ściągnął mnie Amazon. Tam byłam przez dwa lata i teraz jest Photobox Group.
No właśnie. Najpierw hotelarstwo, czyli hospitality, potem architektura, teraz sprzedaż internetowa – to zupełnie różne światy. Nie było trudno się pani przestawić?
- Czasem w HR jest tak, że ludzie zaczynają w jednej branży i już w niej zostają. Co więcej, są branże które mocny nacisk kładą na doświadczenie właśnie w danym sektorze, tak jest np. w bankowości.
Ja zawsze mówię, że HR to HR. Owszem w różnych branżach prowadzisz różne szkolenia, treningi, bo pracownikom potrzebne są różne umiejętności, ale to są jednak szkolenia. Rekrutując bierzesz pod uwagę inne kwalifikacje kandydatów, ale tak czy siak to rekrutacja. Prowadzisz różne systemy premiowe, bo każda branża ma swoje sposoby nagradzania, ale to jest jakiś system motywacyjny itd. To jak z księgowością – są różne branże, ale jedna księgowość.
A zarządy firm, pani zdaniem, traktują HR jako ważny dział, czy jako „dodatek” do biznesu, wychodząc z założenia, że najważniejszy jest biznes, ale skoro zatrudniamy ludzi, ktoś musi zadbać, by wszystko odbyło się zgodnie z prawem?
- To wszystko zależy od ludzi, od szefów. Na szczęście już coraz więcej prezesów ma świadomość tego, jak ważny jest HR, tego co HR może dla firmy zrobić.
W Photobox Group nowy CEO postawił wielki nacisk na zarządzanie zasobami ludzkimi. Mamy do dyspozycji świetny nowy zespół, ale też spore środki. Wszystko właśnie po to, by stworzyć kulturę organizacji, dobre środowisko pracy. Chcemy włączać ludzi w życie firmy, by czuli się w niej dobrze, wierzyli w to co robią.
Jak chcecie to osiągnąć?
- To nie jest proste, bo w firmie mamy wielu młodych ludzi odpowiedzialnych za strony internetowe, systemy oprogramowania, ale też sporo osób pracujących fizycznie, czy to w sortowaniach, czy przy produkcji.
Wiec z jednej strony stawiamy na takie rozwiązania jak lunch and learn, kiedy można poznać np. nowe oprogramowanie w przerwie na lunch, a nie podczas nudnego klasowego szkolenia. Kiedy wprowadzaliśmy nowy system premiowy, zamiast drukować sterty dokumentów do przeczytania, nakręciliśmy filmik dla pracowników.
Jednak pracownicy produkcji nie mają dostępu do komputerów w pracy więc dla nich organizujemy spotkania „all hands” i przedstawiamy prezentacje. HR musi pamiętać o różnych kanałach komunikacji i dostosowywać je do odbiorcy.
Na koniec zapytam jeszcze o tzw. millenialsów. Mówi się, że młodzi mają teraz zbyt wygórowane wymagania wobec pracodawców. Pani podziela te opinie?
- Na millenialsów jest w firmach rzeczywiście teraz duży fokus.
Czego młodzi chcą? Wiadomo, dobrej płacy, ale też chcą mieć fajne biuro, by otoczenie i przestrzeń, w których pracują, były przyjazne. Zwracają uwagę na narzędzia pracy, to co mają do dyspozycji. Zależy im na work life balance, ale wcale nie chcą pracować od 9-17, tylko móc elastycznie ten czas pracy kształtować. Chcą znać ścieżkę kariery w danej firmie, są ambitni i chcą się dokształcać. Do pracodawcy mówią "pracuję dla ciebie, tyle robię dla tej firmy, to ty też musisz mi coś dać w zamian". Często mówi się więc, że mają zbyt wygórowane oczekiwania, ale może to pokolenie X nie potrafiło o swych potrzebach komunikować? Potem ktoś zostawał 20 lat w pracy, której nie lubił, czy która go nudziła, lub stale był na tym samym stanowisku. Czy to było dobre?
KOMENTARZE (1)