House of Skills przejął grupę Training&Consulting. Czy może pan zdradzić więcej szczegółów tej fuzji?
Aleksander Drzewiecki, prezes House of Skills: Cały majątek Grupy Training&Consulting, czyli prawa autorskie, różnego rodzaju know-how, umowy z klientami, kontrahentami, majątek trwały i wszystkie umowy pracownicze stały się integralną częścią House of Skills, więc od strony formalno-prawnej spółka GT&C przestała istnieć, a od strony komunikacji z rynkiem i brandu, firma będzie funkcjonować w ramach marki House of Skills.
Jak wpłynie to na strukturę zatrudnienia w House of Skills?
- Obszar merytoryczny, którym dotąd przez zajmował się GT&C, jest komplementarny do tego, co do tej pory robiliśmy, w związku z tym, łączymy się tak, że zespół GT&C dołącza do zespołu House of Skills bez konieczności restrukturyzacji, czyli zwolnień pracowników.
Pewnej zmianie ulega struktura zarządzania naszą firmą. W związku z fuzją stworzyliśmy nowy obszar merytoryczny - negocjacje i porozumienia. Chociaż negocjacje mogą nasuwać skojarzenie stricte handlowe, jest to obszar o wiele szerszy, bo dotyczy różnych sytuacji: konfliktów, negocjacji menedżerskich, połączeń firm, wsparcia w stworzeniu i wdrożeni u polityki negocjacyjnej przedsiębiorstwa. Tych zagadnień jest wiele, stąd też obszar ten jest wydzielony i stanowi element naszej oferty. Jest też wydzielony strukturalnie.
Tym obszarem, wewnątrz naszej firmy, zarządza Ewa Kastory, dotychczasowy prezes GT&C, która jest teraz na stanowisku senior partnera. Więc to są w zasadzie jedyne zmiany strukturalne, innych, bardziej rewolucyjnych nie ma.
Ile kosztowała ta transakcja?
- Niestety nie mogę tego zdradzić. Jest to informacja poufna. Jestem zobowiązany umową do dochowania tajemnicy.
Zespoły pracują już razem, w tej samej lokalizacji?
- Na razie nie.17 marca przenosimy się do nowego, wspólnego biura. I to nie będzie ani biuro House of Skills, ani GT&C, lecz zupełnie nowa lokalizacja. Będzie to również zmiana przestrzeni pracy.
Nasza przeprowadzka zbiegła się w czasie z fuzją z GT&C, więc to bardzo korzystny zbieg okoliczności, ponieważ połączenie sił będzie wyglądało całkiem inaczej. To będzie wspólny start w nowym miejscu, co pewnie dla wszystkich będzie łatwiejsze. Nie będzie tak, że do zespołu House of Skills dołączy nowy zespół i z dnia na dzień w biurze pojawią się nowi ludzie.
Ile osób będzie teraz liczył zespół House of Skills?
- 77 osób zatrudnionych na stałe lub współpracujących z nami na wyłączność oraz około 50 freelancerów.
Czy planujecie kolejne przejęcia?
- Połączenie to jest wynikiem naszego myślenia o konsolidacji rynku w ramach długoterminowej strategii. Przez ostatnie kilka miesięcy - oprócz połączenia z GT&C - prowadziliśmy równolegle pięć rozmów. Trzy z nich są w tej chwili zamknięte, w sensie braku porozumienia.
Dwie rozmowy się jeszcze toczą, nie wykluczam, że jeszcze w tym roku będziemy mieli kolejną, podobną sytuację.
Jakie firmy leżą w polu waszego zainteresowania?
- Przede wszystkim firmy, które działają w niszy merytorycznej. Tak było również z zespołem Ewy Kastory, który już przed połączeniem z nami specjalizował się przede wszystkim w negocjacjach i porozumieniach, prowadził własną szkołę negocjacji, robił krótsze formy w tym obszarze.
I większość przychodów tej firmy pochodziła właśnie z tego obszaru. I to jest dla nas bardzo ciekawa grupa firm, tzn. takie, które są wyspecjalizowane, mają wysokiej jakości rozwiązania, w sensie ludzi i know-how oraz mają niewielką skalę dotarcia, bo nie są to firmy duże. Wielkość tych firm to od 10 do 20 proc. wielkości naszej firmy.
Takimi firmami jesteśmy zainteresowani, bo tylko z nimi możemy osiągnąć synergię. Gdybyśmy się łączyli z drugą dużą firmą, to pytanie o zwolnienia i restrukturyzację byłoby zasadne, bo oznaczałoby niewątpliwie dublowanie przynajmniej części struktur. A tutaj jedna i druga strona osiąga synergię polegającą na tym, że możemy oferować szerokiemu gronu naszych klientów nowe i ciekawe rozwiązania, które ich interesują.
Z kolei GT&C może dzięki sile szerokości relacji klienckich i sile marki House of Skills dotrzeć do nowych klientów i szerzej wykorzystywać swój potencjał.
Jako, że branża doradczo-szkoleniowa jest dosyć rozdrobniona, przewiduje się, że konsolidacje na tym rynku będą się pojawiać. Dlaczego tak się dzieje?
- Z jednej strony jest na rynku dosyć duża grupa firm, które powstały w okresie wzrostu koniunktury i funduszy europejskich, co działo się w ostatnich dziesięciu latach. A w tej chwili, w trudniejszych czasach rynkowych, w których fundusze unijne już się pokończyły albo są na wykończeniu, jest im o wiele trudniej.
Po drugie rynek się mocno nasycił, ludzie są dobrze wyszkoleni, jest dostępna oferta wysokiej jakości. Po trzecie - podaż jest bardzo szeroka i na rynku jest za dużo ofert w stosunku do potrzeb klientów.
Szacuje się, że w Polsce, w sektorze szkoleniowo-doradczym działa 17 tys. firm. To sporo.
- Według Bilansu Kapitału Ludzkiego jest mowa o ok. 17 tys. firm, które mają w swojej działalności wskazane, że prowadzą działalność szkoleniową. Jednak to są bardzo nieprecyzyjne dane, bo do tej liczby zalicza się firmy, którym czasem zdarza się robić szkolenia, ale to nie jest główny profil ich działalności. Np. radio może zorganizować szkolenie z autoprezentacji, ale to przecież nie jest domena jego działalności.
Poza tym wśród tych 17 tys. podmiotów są też podwykonawcy. Wg szacunku Polskiej Izby Firm szkoleniowych firm, które realnie są firmami szkoleniowymi i doradczymi jest ok. 2 tys. - przy czym zdecydowanie więcej jest tych szkoleniowych.
Z jednej strony mówi się o wyczerpaniu środków unijnych na inwestycje w kapitał ludzki, a z drugiej strony House of Skills całkiem optymistycznie patrzy w przyszłość i zakłada wzrost przychodów w 2014 r. o 15 proc. Jak to jest?
- Na pewno w tej chwili koniunktura na rynku komercyjnym się poprawia. W naszym przypadku to jest tak, że jeszcze między 2007 a 2010 rokiem byliśmy największym dystrybutorem funduszy unijnych, jeśli chodzi o środki centralne, czyli PARP-owskie, na szkolenia dla dużych firm i korporacji. Byliśmy wiodącą firmą, ale nigdy nie było tak, że przychody z funduszy unijnych stanowiły więcej niż jedną trzecią naszą obrotów. Uważam, że przecenia się znaczenie funduszy europejskich w szkoleniach.
W badaniu Bilansu Kapitału Ludzkiego pytano przedsiębiorców, jak finansują szkolenia pracowników. Okazało się, że te fundusze europejskie - w badaniu z 2011 r., czyli kiedy jeszcze było ich bardzo dużo - są tylko w 25 proc. źródłem finansowania rozwoju ludzi.
Za funduszami z UE idzie duży PR. One rzeczywiście są ogromne, rzeczywiście wpływają na rynek, ale rynek szkoleniowo-doradczy nie ogranicza się do pieniędzy europejskich. Zarówno budżety dużych, średnich firm, a teraz również coraz częściej mniejszych firm, bazują na inwestowaniu funduszy własnych w rozwój pracowników.
Kluczem do wzrostu jest umiejętność to umieć zaoferować klientom odpowiednie i odpowiedniej jakości rozwiązania. Sumarycznie ten rynek był mniejszy w 2013 r. i będzie mniejszy w 2014, ale to wcale nie oznacza, że nie można na tym rynku utrzymać pozycji albo rosnąć. Jestem optymistą.
Skąd ten optymizm?
- Nie da się nie zauważyć, że klienci coraz uważniej wydają swoje pieniądze. Nie chodzi im tylko o to, żeby zorganizować szkolenie, ale żeby to było szkolenie skuteczne, aby okazało się dobrym jakościowo rozwiązaniem. I to jest dla nas dobra wiadomość, ponieważ my zawsze stawialiśmy na jakość.
Dlaczego firmy nagle zaczęły przywiązywać wagę do jakości szkoleń?
- Inwestycja w nieudane szkolenia, to nie jest tylko to, że ja wydałem pieniądze, bo zawsze mogę się ubiegać o ich zwrot od firmy szkoleniowej. Większym problemem jest to, że ludzie stracili swój czas, bo poświęcając go na szkolenia, nie pracowali i nie generowali innych wartości.
Co gorsze - i to jest chyba największa strata nieudanej inwestycji w szkolenie - ich nastawienie do szkoleń się zmienia. Ludzie mówią: „szkolenia są bez sensu", i potem przekonać ich do tego, że warto, jest bardzo trudno. Nie mówiąc już o tym, że pozycja HR jest osłabiona, bo wszyscy mówią: „znowu nam HR-y zafundowały jakieś beznadziejne szkolenia".
Wydaje się, że boom szkoleniowy mamy już za sobą, rynek został w pewien sposób nasycony i te podstawowe potrzeby zaspokojone. Jakich szkoleń oczekują firmy?
- Myślę, że tematy szkoleń są w dalszym ciągu podobne, ale już dużo bardziej zaawansowane jest to, co się w nich mieści. Proszę zauważyć, że nie tylko ważne jest to, co się wydarzyło na rynku w kontekście środków unijnych i jak ten rynek się zmienił. Na to nakładają się również inne trendy, np. trend technologiczny, polegający na tym, że wiedza jest dostępna mobilnie. Tzn. że praktycznie w każdym momencie, w każdym miejscu, jeśli czegoś nie wiemy, możemy wyszukać potrzebną nam informację w sieci.
Jesteśmy w stanie dużo więcej i szybciej się dowiedzieć. Dla uczenia się ludzi to jest taka rewolucja, jaką kiedyś było wprowadzenie druku. Teraz mamy mobilny dostęp do światowych zasobów wiedzy, dlatego nie musimy iść na szkolenie, żeby się czegoś nauczyć, żeby zdobyć podstawową wiedzę.
W związku z tym dzisiaj szkolenia generyczne, które coś tam mówią, tłumaczą, pokazują - nie są już atrakcyjne. To jest wręcz strata czasu, bo nie trzeba ludzi zbierać w jednym miejscu na ileś tam godzin, żeby im coś przeczytać - bo czasem i tak się zdarza.
Więc jakie szkolenia mają sens?
- Kluczem jest to, co znajduje się między wiedzą a działaniem, między wiedzą a zmianą zachowania, czyli to, co się nazywa wdrażaniem wiedzy, wyrabianiem pewnych nawyków działania czy praktyką postępowania. To jest praktyczna umiejętność zawodowa albo też praktyczna umiejętność menedżerska.
Tutaj to już nie jest takie proste, że ja coś przeczytam w internecie albo książce i już to będę umiał. Dlatego formy uczenia się idą bardziej w stronę praktyki, symulacji, experential learning, czyli w stronę nauki przez silne, emocjonalne i praktyczne doświadczenia, które dzięki emocjonalnemu markerowi pamięci na długo zostają w człowieku i pomagają mu je internalizować.
Myślę, że to jest największa zmiana i że takie tradycyjne szkolenia, które ludzie mają w głowach, tj. sala, rzutnik, ekran, stoły ustawione w podkowę, wokół krzesła, prowadzący - są u swojego zmierzchu. Według mnie, taka forma szkoleń za następnych 10 lat odejdzie w niepamięć, tak jak w niepamięć odeszły dziury na kałamarze w szkolnych ławkach.
Czego możemy się spodziewać za te dziesięć lat?
- Przyszłością szkoleń jest na pewno grywalizacja, czyli uczenie się przez grę, które jednocześnie jest rywalizacją z innymi uczestnikami w grupach czy indywidualnie. Gra wywołuje pewne emocje, budzi zaangażowanie i powoduje, że człowiek uczy się radzić sobie w sytuacjach biznesowych, zawodowych, przez zabawę.
Realizowaliśmy taki projekt, w którym ludzie rano się dowiedzieli, że w konkretnych godzinach, między 14 a 16, w niewielkiej miejscowości pod Warszawą, będą przeprowadzać akcję charytatywną na rzecz konkretnej fundacji. I ci ludzie, różni menedżerowie w zespołach, musieli to zaplanować, sprawdzić, jaki jest plan miasta, gdzie ludzie się przemieszczają, w jakich godzinach, gdzie są sklepy, itd. I musieli zaplanować ten projekt w taki sposób, żeby w ciągu tych dwóch godzin zebrać jak najwięcej pieniędzy.
To nie był projekt zrealizowany w sali szkoleniowej - oni musieli ubrać kurtki, czapki i ruszyć w miasto. Czyli symulowanie sytuacji biznesowych, zawodowych przez grę będzie jednym trendem.
Inny trend?
- Przenoszenie pewnych doświadczeń z różnych światów. Przy współpracy z „Niewidzialną wystawą" robimy całodzienne warsztaty, które w połowie dzieją się całkowitej ciemności i są współprowadzone przez niewidomych trenerów, które wywołują pewien rodzaj doświadczenia, które później przeniesione na wnioski na temat przywództwa, zarządzania zmianą - dają zupełnie inny efekt, niż mówiąc kolokwialnie „opowieści dziwnej treści".
Podobne doświadczenie może zostać np. zorganizowane w więzieniu czy z osobami niepełnosprawnymi. To są tylko przykładu trendu uczenia się przez doświadczenie, który eliminuje te typowe środowisko sali szkoleniowej, trenera z flipchartem i uczestników z długopisem w ręku. To jest coś zupełnie innego, łamanie typowego stereotypu działania.
Kolejną zmianą, której możemy się spodziewać, są rozwiązania e-learningowe. Bardzo wiele rzeczy zostanie przeniesionych do tego obszaru, ale też w innej formule, niż sobie wyobrażamy, bo tu chodzi o coś więcej, niż tylko czytanie treści, ponieważ ich w internecie jest mnóstwo i to za darmo.
E-learning nie będzie tylko dawał możliwości, aby coś poznawać, ale również, żeby ćwiczyć i praktykować, uczyć się i grać w społecznościach - chodzi o zdecydowanie szerszy aspekt dydaktyczny. I tego właśnie, moim zdaniem możemy się spodziewać za kilka lat.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (1)