O tym, dlaczego kobiet w zarządach firm wciąż jest jak na lekarstwo, dlaczego panie zarabiają mniej od panów, a także co w ich karierach zmienia macierzyństwo i dlaczego wiele osób preferuje szefa mężczyznę, a nie kobietę, rozmawiamy z Moniką Chodyrą, coachem i ekspertem HR.
- To wynika z tego, że kobiety mają więcej zadań wynikających z przypisanych im ról społecznych. To dotyczy polskiej mentalności i uwarunkowań społecznych. Poza tym proszę zauważyć, że kobiety w Polsce są zaszufladkowane w dwóch stereotypowych obrazach – matki Polki i kobiety feministki. Nie są natomiast promowane kobiety spełnione, niezależnie od tego, czy mają dzieci czy nie.
Kobietom trudniej jest znaleźć swój złoty środek w codziennym życiu z racji tego, iż przyjmują na siebie więcej obowiązków. Mężczyźni po pracy mają hobby, a kobiety po pracy mają dom, pranie, prasowanie, dzieci. I te kobiety, z którymi spotykam się podczas warsztatów czy coachingów, które bardzo udanie łączą życie prywatne z życiem zawodowym, są spełnione, ale – są zmęczone, i często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo „dają radę” w codzienności. Narzekają na brak czasu dla siebie, na stres. Być może to jest też nasza odpowiedzialność.
Monika Pyrek w książce „Energia Kobiet”, której jestem współautorką, mówi o tym, że kobiety bywają perfekcjonistkami. Chcą mieć ładny dom, zadbane dzieci, projekty w pracy na wysokim poziomie, ale to kosztuje. To jednak jest nasza odpowiedzialność. To, jak chcemy, aby nasz świat wyglądał.
Kobiety mają to do siebie, że sobie nie odpuszczają, biorą na swoje barki wiele zadań naraz. W pracy kobiety mają inne podejście od mężczyzn – są bardziej zadaniowe, a mężczyźni są nastawieni na cel, na sukces. Co więcej, kobiety te zadania w pracy traktują tak jak każde inne, tak jak te wykonywane w domu, dlatego też nie uważają, że należą im się za to brawa – to jest coś, co po prostu trzeba zrobić – w związku z tym też się tym nie chwalą. Nie przypisują sobie zasług, nie budują swojego PR w firmie, nie chwalą się sukcesami.
Dlaczego tak się dzieje? Skromność?
- To wynika z wychowania. Nie chwalimy się swoimi osiągnięciami, bo nikt nas tego nie nauczył. Inna kwestia jest taka, że kobiety same biorą na siebie dużo zadań – lubią „ogarniać” świat. Czasem jednak brakuje im asertywności, której przeciwległym biegunem jest albo agresja, albo uległość. W przypadku kobiet często zamiast asertywności pojawia się uległość, czyli po prostu ustępują.
Może pani podać jakiś przykład?
- Ktoś w pracy mówi, że jest kolejny projekt do zrobienia, otwiera się kolejny sklep czy restauracja i trzeba się tym zająć. Mężczyźni od razu zapytają o podwyżkę - skoro kolejny projekt, kolejne zadanie, to należy się więcej pieniędzy. Kobiety natomiast w to wchodzą od razu - ze względu na dobro firmy, dobro zespołu. To takie motywowanie z wyższego C. My się na to łapiemy. Jest jednak nadzieja w przyszłych pokoleniach.
To znaczy?
- Już można zaobserwować różnice w podejściu do pracy osób z różnych pokoleń. Przykładowo, kobiety z pokolenia X będą potulnie pracować na dwóch etatach, z pokolenia Y będą asertywnie wychodzić z pracy o godz. 17, nawet jeśli projekt się pali, a kobiety z pokolenia Zet będą się domagać nagrody za każde poprawnie wykonanie zadanie.
Na razie jednak wciąż zarabiamy mniej od mężczyzn - czy to przez tę naszą wrodzoną skromność właśnie?
- Zarabiamy mniej od mężczyzn z różnych przyczyn, między innymi dlatego, że mamy tendencję do zaniżania wyceny swoich umiejętności. Spotykam się indywidualnie z kobietami, które prowadzą własne biznesy, są architektkami, prawniczkami i często pracujemy nad świadomością siebie, swoich umiejętności, a także oczekiwaniami płacowymi i okazuje się, że jest z tym problem. Mamy mniejszą pewność siebie, wiarę w siebie czy swoje umiejętności.
Wydaje mi się, że takim nieświadomym grzechem wielu kobiet jest to, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej, pytane o to, ile chciałyby zarabiać, mówią mniej, niż faktycznie na tym stanowisku powinny zarabiać.
I może firmy to wykorzystują, a potem pojawiają się różnice w płacach kobiet i mężczyzn?
- Jeśli tak jest, pozostaje nam tylko apelować o większą uwagę w tym zakresie. Dobrym symptomem w tej kwestii według mnie jest to, że od jakiegoś czasu w ogłoszeniach o pracę zaczynają pojawiać się widełki wynagrodzeń. Być może to jest ten trend, który pomoże w przyszłości zlikwidować różnice płacowe między kobietami a mężczyznami.
Na razie wygląda to tak, jakby kobiety same sobie „zgotowały” ten los… biorą na siebie dużo zadań, nie chwalą się, nie walczą o swoje, nie negocjują…
- Nie jesteśmy same sobie winne. Świat, w którym żyjemy – o czym wspomniałam na początku naszej rozmowy – w którym z góry są przypisane pewne role społeczne, również nam tego nie ułatwia.
Mam ponad 40 lat i ponad 20 lat doświadczenia zawodowego i do dziś pamiętam pewną sytuację. Pracowałam wówczas jako menedżer w dobrze rozwijającej się firmie IT. Podczas spotkania projektowego, burzy mózgów, zaproponowałam pewne rozwiązanie, na co mój dyrektor – przy wszystkich – zwrócił się do mnie słowami: „Kobieto, co Ty mówisz?”.
Podejrzewam, że do mężczyzny nie odezwałby się w ten sposób… akcentując jego płeć…
- Dokładnie. A co ja zrobiłam wtedy? Nic. Mimo iż miałam bogate doświadczenie w spotkaniach handlowych, biznesowych, byłam mocno samoświadoma… nie powiedziałam nic. My mamy pewną blokadę, aby bronić siebie jako kobiet. Stawiamy się na niższej pozycji. Co mi po tym, że zwrócę mu uwagę? Zaraz w tyle głowy pojawia się analiza – co mogę powiedzieć, co mi grozi, jaką mam sytuację, zobowiązania, pewna praca itd. I przymykamy oko. Można trochę żartem powiedzieć, że zbyt często na pytanie "o co Ci chodzi?" odpowiadamy „o nic”, kiedy chodzi o wszystko.
To, że odpuszczamy, sprawia, że nie pniemy się również po szczeblach kariery? Z różnych raportów wynika, że kobiet w zarządach firm jest jak na lekarstwo.
- Kobiety, nawet jeśli mają propozycję wejścia do zarządu, często świadomie odmawiają, ponieważ oznacza to dla nich podwójną odpowiedzialność – już nie tylko za dom i rodzinę, ale i za firmę, ludzi, którzy w niej pracują. To też jest już większa presja, stres. Wszystko oczywiście zależy od priorytetów danej osoby. Bywa, że kobiety decydują się na posadę w zarządzie firmy, kiedy mają już odchowane dzieci. Tutaj nie ma reguły.
Nie ulega jednak wątpliwości, że mężczyźni częściej noszą w sobie lidera. Jeśli zostanie im zaproponowany awans – biorą od razu, kobieta – musi się zastanowić. Jeśli dzwoni do kobiety ktoś z mediów z prośbą o wystąpienie np. w radiu, to jej pierwsze pytanie brzmi "na jaki temat", a pytanie mężczyzny "na którą godzinę". Oni niejako automatycznie realizują swojego wewnętrznego lidera, idą naprzód, mają większą pewność siebie i zaufanie do własnych kompetencji. Z kobietami jest inaczej.
Ciekawe jest również to, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni – pytani w różnych badaniach o to, czy woleliby mieć szefa kobietę czy mężczyznę, odpowiadają, że mężczyznę. Za powód podają fakt, że mężczyźni są bardziej stanowczy i konkretni, a kobietami rządzą emocje, stąd trudniej się z nimi dogadać… Podziela pani takie stanowisko?
- Ja bym spojrzała na to z innej perspektywy – problemy w zarządzaniu nie mają płci, i niezależnie od tego, czy szefem będzie kobieta czy mężczyzna, każdy może popełniać błędy i ostatecznie być źle postrzeganym przez zespół. Wydaje mi się, że jedynym błędem kobiet szefów jest to, że obejmując stanowisko zarządzające, wchodzą w męskie role, tzn. próbują myśleć i działać jak mężczyzna. I wtedy jest katastrofa.
Te kobiety natomiast, które zajmują stanowiska menedżerskie i w pełni czerpią ze swojej kobiecości, radzą sobie doskonale. Kobiety mają umiejętności miękkie, których brakuje często w biznesie – są bardziej otwarte na relacje, empatyczne, akceptujące i wybaczające. I tego dziś w biznesie potrzeba – do lamusa odchodzi model szef-podwładny, dziś zarządzanie bardziej się opiera na relacji człowiek-człowiek. I tu kobiety sprawdzają się doskonale, o ile nie przywdziewają męskich masek.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy macierzyństwie – czy to nie jest tak, że decyzja o zajściu w ciążę nieco przekreśla szansę na fajną karierę kobiet? Spotkałam się z wieloma przypadkami, kiedy po powrocie z macierzyńskiego różne kobiety były zdegradowane – nagle przypadały im w udziale zupełnie inne, mniej ambitne obowiązki.
- Niestety, takich niefajnych przykładów nie brakuje, ale nie są one też regułą. Wszystko zależy od dojrzałości pracodawcy. Mądry pracodawca będzie wiedział, że dla kobiety, która ma dziecko – nie ma rzeczy niemożliwych, również w pracy. Inny może mieć z tym problem. Jeśli natomiast chodzi o same kobiety, które decydują się na dziecko, ale chcą również być aktywne zawodowo, wielkim przyjacielem jest dziś internet – fakt, że wiele prac można wykonywać zdalnie, jest dziś ogromnym plusem dla młodych mam na rynku pracy, które nie chcą rezygnować z aktywności zawodowej, ale też nie chcą tracić najważniejszych momentów z życia swojej pociechy.
Można też spróbować rozkręcić własny biznes…
- Jestem ostatnią osobą, która by powiedziała kobietom w korporacjach, aby rzuciły tę pracę i wyszły na wolny rynek, bo na nim czyha też dużo niebezpieczeństw. Nie każdy biznes się udaje, a poczucie stabilizacji, opłacanych składek w ZUS i regularnej pensji bywa niezwykle ważne. Z drugiej strony – do odważnych świat należy. Niezwykle cieszy mnie to, że kobiety zaczęły się nawzajem wspierać – powstają różne organizacje promujące własny biznes dla kobiet, np. Sieć Przedsiębiorczych Kobiet, „Szpilki po godzinach” czy „Sukces Pisany Szminką” stworzony przez Olgę Kozierowską, prywatnie szczęśliwą mężatkę i mamę trójki dzieci, która również wywodzi się z korporacji. Bardzo znaczący jest ten trend już od kilku lat: łączenie biznesu z rozwojem osobistym, takie zorganizowane kręgi kobiet, dzięki którym kobiety mogą uczyć się od siebie nawzajem, dzielić swoimi doświadczeniami, wspierać, pomagać. W korporacjach też widać ten trend, np. Iwona Georgijew z powodzeniem rozwija Klub SheXO w swojej organizacji.
Czy to znaczy, że mężczyźni nie są nam do szczęścia potrzebni?
- Są! Absolutnie są. Zarówno w pracy, jak i w domu kobiety potrzebują mężczyzn-partnerów. Wszędzie potrzebna jest harmonia. Mężczyźni potrzebują naszego empatycznego spojrzenia na świat, ciepła, a my ich spokoju, przewodnictwa, decyzyjności. Wsparcie i szacunek mężczyzn wobec kobiet dodaje im skrzydeł. I takich partnerów wszystkim paniom życzę.
KOMENTARZE (3)