- Karol Steckiewicz na swoim koncie ma 9 artykułów naukowych, w tym 7 opublikowanych w międzynarodowych czasopismach z listy
filadelfijskiej, wystąpienia na konferencjach, międzynarodowe stypendia. To wszystko w wieku 26 lat.
- Dzięki udziałowi z projekcie Erasmus+, mógł wyjechać na brytyjski University of Cambridge. - Wyjazd zagraniczny, zwłaszcza w nauce, przynosi wiele korzyści - podkreśla.
- - W niedalekiej przyszłości chciałbym ponownie odbyć staże zagraniczne, bo jestem świadomy ogromu nowo zdobytej wiedzy, która się z tym wiąże. Mimo to wyjazdu na stałe na razie sobie nie wyobrażam - zauważa.
Bardziej naukowiec czy lekarz? Bliższy sercu pacjent czy jednak laboratorium i praca naukowa?
dr n. med. Karol Steckiewicz: Każdy aspekt mojej pracy jest dla mnie ważny. Dzięki temu, że jestem lekarzem, naukowcem i nauczycielem, moja praca jest różnorodna i pozwala mi się spełniać na wielu polach. Nie umiem wskazać, który z tych aspektów jest najważniejszy, bo nie chciałbym rezygnować z żadnego z nich.
Stypendia, zagraniczne wyjazdy, współprace naukowe, obrona pracy doktorskiej jeszcze podczas trwania studiów. Nie pytam, ile pracy to kosztowało, bo każdy może sobie to wyobrazić. Zapytam, ile kosztowało to wyrzeczeń?
- Działalność naukowa jest bardzo czasochłonna, nierzadko odbywa się kosztem czasu wolnego. Myślę, że największym wyrzeczeniem jest poświęcenie czasu, który mógłbym spędzić w sposób podobny do tego, jak robią to moi rówieśnicy. Oczywiście nie skarżę się na brak życia prywatnego, jednak nie da się ukryć, że cierpi ono z uwagi na okrojoną ilość czasu wolnego. Bardzo trudno jest zachować balans między pracą a życiem prywatnym. Na szczęście moi bliscy są bardzo wspierający i wyrozumiali, a ja staram się ich nie zaniedbywać.
Zobacz: Od 35 lat dają Polakom możliwość nauki za granicą. Teraz poszerzają ofertę
Pojawiła się w pewnym momencie chwila zawahania? Pytanie - czy warto, czy nie ucieka coś obok?
- Nauką zajmuję się już od ponad 6 lat, więc w pewnym sensie naturalne jest to, że pojawiły się momenty zwątpienia. Siłą rzeczy pokazujemy głównie sukcesy: wydane publikacje, uzyskane granty czy zdobyte nagrody… Na każdy taki sukces przypada wiele porażek, odrzuconych wniosków, nieudanych eksperymentów itp. Wtedy również człowiek zaczyna wątpić i zastanawiać się, czy poświęcony czas jest tego warty. Najtrudniejsze są okresy, kiedy te niepowodzenia się kumulują.
Życie to sztuka wyborów i decydując się na jedną rzecz, często tracimy drugą. Mam pełną świadomość, że wybranie przeze mnie tej drogi zawodowej ma ogromy wpływ na to, jak wygląda teraz moje życie. Natomiast jestem pewien, że gdybym teraz miał decydować, zachowałbym się dokładnie tak samo. Nauka to moja pasja i dzięki niej zdecydowanie więcej zyskuję niż tracę.
Karol Steckiewicz na swoim koncie ma 9 artykułów naukowych, w tym 7 opublikowanych w międzynarodowych czasopismach z listy filadelfijskiej (fot P. Sudara)
„Uważam, że możliwość nazywania się naukowcem to duży przywilej, ale również odpowiedzialność, z którą wiąże się szereg obowiązków” - to cytat z listu przesłanego do kapituły konkursu "25 under 25". Droga do nazwania się naukowcem jest długa. A jak bardzo kręta?
- Niewątpliwe ta droga jest wyjątkowo kręta, ale moim zdaniem warto nią podążać. Jeśli wszystko udawałoby się od razu, praca naukowa nie byłaby wyzwaniem i nie przynosiłaby mi aż takiej satysfakcji.
Zacytuję raz jeszcze list: „Gdyby nie ten gimnazjalny projekt, może nigdy nie zainteresowałbym się nanomedycyną i nie prowadził badań w zakresie zastosowania nanocząstek metali szlachetnych jako nośników leków o synergistycznych właściwościach przeciwzapalnych i przeciwdrobnoustrojowych”. Nie wszyscy gimnazjaliści (czy dziś ósmoklasiści) interesują się nanomedycyną. Skąd taki kierunek?
- Będąc w gimnazjum, nie miałem jeszcze pojęcia, czym jest nanomedycyna. Dopiero gdy na studiach dołączyłem do zespołu prof. Iwony Inkielewicz-Stępniak, poznałem, jak fascynująca jest to dziedzina i ile pozostało w niej jeszcze do zbadania. Tutaj dużą rolę, jak to w życiu, odegrał zbieg okoliczności. Dołączając do zespołu, nie miałem jeszcze sprecyzowanej tematyki badawczej, raczej chciałem poznać naukowy warsztat. Dzięki temu poznałem nanomedycynę, zafascynowałem się nią i fascynacja ta trwa do dzisiaj.
Dużo mówimy aktualnie o „majestacie” świadectw z czerwonym paskiem, dobrze zdanych matur, najwyższych ocen na świadectwie. To kwestie ważne, ale wielu podkreśla, że liczy się wsparcie bliskich, mocna wiara w swoje plany i myślenie poza kluczem (tak popularnym na egzaminach). Jak było w pana przypadku?
- Jeśliby przyjąć miarę ocen czy wyników na egzaminach, to byłem dobrym uczniem. Chociaż zdecydowanie uważam, że ważniejsze jest to, jakim ktoś jest człowiekiem i co sobą reprezentuje jako osoba, a nie to, jaki tytuł naukowy posiada.
Moi bliscy dawali i dają mi pełne wsparcie w realizacji moich celów i za to jestem im ogromnie wdzięczny. Jestem przekonany, że bez moich bliskich nie osiągnąłbym tak wiele. Od początku motywowali mnie, wspierali, trwali przy mnie, niezależnie od tego, czy odnosiłem sukces, czy ponosiłem porażkę.
Dziś liczy się oczywiście wiedza, szczególnie w przypadku zawodów medycznych. Coraz więcej jednak szeroko stawiamy na kompetencje miękkie, otwartość na innych ludzi i inne spojrzenia. Co dają wyjazdy w ramach projektu Erasmus+? Czego uczą, na co stawiają akcenty?
- Wyjazd zagraniczny, zwłaszcza w nauce, przynosi wiele korzyści. Nie tylko poznajemy inny zespół badawczy, od którego w trakcie realizacji projektu badawczego możemy się dużo nauczyć. Jest to też okazja do zapoznania się z tym, jak funkcjonują zagraniczne ośrodki naukowe. Ważne są również relacje międzyludzkie, które tam nawiązujemy i możliwość poznania kultury innego państwa.
W przypadku medycyny możliwość wyjazdu za granicę i przyglądania się innemu podejściu, pracy na najnowocześniejszej aparaturze jest chyba jedną z największych zalet?
- Zdecydowanie! Nie miałem jeszcze okazji odbyć zagranicznego stażu z zakresu medycyny klinicznej, moje wyjazdy miały charakter naukowy. Bez wątpienia każdy wyjazd i poznanie podejścia oraz filozofii pracy innych ludzi jest cenne.
Wyjeżdżając do Cambridge pojawiły się takie typowo polskie kompleksy (brak wiary w siebie, w umiejętności językowe itd.)?
- Myślę, że najbardziej obawiałem się, że nie będę wystarczająco kompetentny: wyjeżdżałem przecież na jeden z najbardziej szanowanych uniwersytetów świata. Na szczęście obawy te okazały się niesłuszne, trafiłem do bardzo miłej i otwartej grupy prof. Marciniaka, która stworzyła mi bardzo dobre warunki do rozwoju.
Zostanie za granicą nie kusiło? Praca w Wielkiej Brytanii czy w USA daje chyba większe szanse? Czy przemawia przeze mnie znane hasło "cudze chwalicie, swego nie znacie"?
- Praca za granicą ma niewątpliwie wiele korzyści. Przede wszystkim nakłady finansowe na naukę są tam zdecydowanie większe. Jednak, z wielu względów, zdecydowałem się spędzić swoją przyszłość w Polsce. W niedalekiej przyszłości chciałbym ponownie odbyć staże zagraniczne, bo jestem świadomy ogromu nowo zdobytej wiedzy, która się z tym wiąże. Mimo to wyjazdu na stałe na razie sobie nie wyobrażam.
Ostatnio coraz częściej słyszymy o młodych Polakach podbijających świat medycyny. To świadczy o tym, że mamy do czynienia z pewną zmianą w medycynie?
- Jestem zbyt młody, żeby czuć się kompetentnym do wypowiadania o zmianach w medycynie. Natomiast uważam, że w Polsce jest dużo zdolnych i dobrze wykształconych osób, o których jeszcze niejednokrotnie usłyszymy.

KOMENTARZE (0)