Zapowiadał pan zatrudnienie 1000 specjalistów z Polski, którzy mieli dostawać 8 tysięcy dolarów miesięcznie. Ta rekrutacja się udała?
Andy Tryba, prezes firmy Crossover: – Ciągle się rozwijamy i wspomniany tysiąc specjalistów zrekrutujemy w nieco ponad rok. Robimy to stopniowo. Rok temu zatrudniliśmy 35 specjalistów, w tym roku będzie to kolejnych ponad 200, w następnym roku – 400. W ten sposób dążymy do tysiąca fachowców zatrudnionych w Polsce.
Najwięcej naszych klientów poszukuje specjalistów java, zwłaszcza głównych architektów z doświadczeniem, którzy zarządzają całymi projektami. Średnie zarobki naszych specjalistów wahają się między 10 a 65 tysięcy złotych miesięcznie.
Czy wśród zrekrutowanych pracowników nastąpiły rotacje? Czy płacąc w Polsce 8 tys. dolarów, trzeba obawiać się konkurencji?
– Właśnie dlatego tak szybko rośniemy, że ludzi cały czas przybywa, nie ma odejść.
W przypadku najbardziej utalentowanych specjalistów zawsze trzeba myśleć o konkurencji. W naszym przypadku chodzi raczej o to, by pokazać ludziom, jak pracujemy. Pokazać, że jest to coś nowego, praca zdalna. Czasami trudno jest przekonać specjalistów, by opuścili ciepłe posady i spróbowali czegoś nowego, w nowym systemie, na swoich zasadach. Dla nas raczej to jest największe wyzwanie, choć o konkurencji także pamiętamy.
Czy w trakcie rekrutacji sprawdziły się pana słowa o spektakularnym potencjale polskich specjalistów?
– Niedawno rozpoczęliśmy pracę nad nowym projektem RideAustin, który jest podobny do Ubera. To bardzo kompleksowy biznes od strony technicznej, mam na myśli obsługę aplikacji, serwerów, GPS-ów. Główny architekt, czyli najważniejsza osoba w tym projekcie, pochodzi z Polski. Jestem bardzo zadowolony z współpracy z tym człowiekiem, jest bardzo utalentowany.
Jeżeli chodzi o potencjał polskich specjalistów, to pierwsze wyniki są bardzo dobre i obiecujące. Jednak nadal jest za wcześnie na wyciąganie twardych wniosków.
Kiedy porówna pan specjalistów z dziedziny informatyki i finansów w Polsce i w innych miejscach świata, jakie widać różnice?
– Aplikuje u nas 10 tys. osób tygodniowo na całym świecie i wszystkich trzeba przetestować. W krajach typu Pakistan aplikuje o wiele więcej kandydatów niż w Polsce, ale mniejszy odsetek niż w waszym kraju przechodzi testy, które na całym świecie są identyczne.
Może to wynikać z różnic kulturowych. W Polsce aplikują osoby, które są przygotowane do podjęcia oferowanych przez nas stanowisk. W innych krajach specjaliści aplikują na stanowiska bez odpowiedniego doświadczenia. Przez to większy odsetek ludzi z innych krajów odpada na kolejnych etapach rekrutacyjnych.
Jak wpadł pan na pomysł założenia RideAustin?
– Wskutek zmiany przepisów w maju br. Uber i Lyft opuścili miasto Austin w Teksasie. Z dnia na dzień zostało po nich 10 tys. kierowców bez pracy i 100 tys. osób, którzy korzystających z ich usług.
Zastanawialiśmy się, jak zagospodarować ten potencjał. Wspólnie z kilkoma osobami z Crossover w krótkim czasie stworzyliśmy aplikację. W 123 dni zanotowaliśmy 235 tys. przejazdów. Każdego tygodnia ich liczba rośnie o 30-50 proc. Tylko w ubiegłym tygodniu z RideAustin skorzystało 48 tys. pasażerów.
Jakie są plany wobec RideAustin?
– Doprowadzić RideAustin do perfekcji. To ciągle nowa marka i dużo się uczymy. Ciągle jest dużo do poprawy.
Pierwszym etapem jest ekspansja RideAustin do innych miast – będzie to projekt Ride (nazwa danego miasta). Ważna dla nas jest ekspansja na rynku amerykańskim. Wykorzystując fakt dużej popularności aplikacji, chcemy rozszerzać działalność. Aplikacja różni się od swoich konkurentów. Oprócz profitów dla kierowców i pasażerów, łączy również element non-profit i daje pasażerowi możliwość przekazywania dobrowolnych kwot dla osób potrzebujących w ramach swojego przejazdu. RideAustin jest organizacją non-profit na rzecz lokalnej społeczności i organizacji pozarządowych.
Dużo w ostatnim czasie mówimy o start-upach. Czy pana zdaniem w Polsce mamy dobre środowisko do ich rozwijania?
– Wierzę, że to prawdopodobnie najlepszy czas do zakładania firm. Powód? Koszty startu działalności biznesowej nigdy nie były tak niskie jak dzisiaj. Kiedyś trzeba było kupić wielki serwer, wynająć biuro itd. Dzisiaj można działać w chmurze, korzystać z Amazona, także zespół można zbudować w chmurze, tak na przykład pracuje Crossover. Bardzo to obniża koszty start-upu.
Widzimy jednak, że wiele start-upów stara się podążać tradycyjną drogą. Szukają ludzi na miejscu, wynajmują biura, zaczynają pracować. Stosunkowo niewiele z nich korzysta z nowoczesnych rozwiązań, które pozwalają na pracę zdalnie, na wynajęcie ludzi w innych krajach.
Czyli start-upy powinny przenieść się do chmury?
– Myślę, że one już przeniosły się do chmury. To jest przyszłość rynku pracy. Wiele firm korzysta z usług w chmurze typu Dropbox czy Gmail. Dziś można korzystać także z ludzi w taki sposób. Pracownicy są w innym mieście czy kraju, a więc także ludzie są w chmurze.
Chodzi o to, by pieniądz pracował, szczególnie ważne jest to w przypadku start-upów, gdzie dostęp do środków jest ograniczony. By nie wydawać go na przykład na wynajem biura, zamiast tego rozwijać firmę. To jest przyszłość start-upów.
A więc uważa pan, że rozwój start-upów bardziej zależy od warunków, jakie im się stworzy, a nie od pieniędzy.
– Dokładnie tak. Rosną szanse start-upów, które potrafią tę przysłowiową złotówkę oszczędzić w ten sposób, że korzystają z usług w chmurze i nie korzystają z lokalnych pracowników. Za tę samą kwotę mamy bowiem szansę zrekrutować lepszego pracownika w Rzeszowie niż w Warszawie. Przyszłością start-upów nie jest wydawanie jak najwięcej, ale najlepsze wykorzystanie dostępnych pieniędzy.
Czy zastanawia się pan nad tym, co będzie robił za 5-10 lat? Jeśli tak, to co tam jest?
– Zawsze interesowałem się technologią i ludźmi, stąd praca w chmurze, z pominięciem granic. Będę pracował nad wykorzystaniem potencjału wynikającego z połączenia ludzi i technologii. Moją misją jest to, by z ich połączenia wynikło jak najwięcej korzyści.
Moim zdaniem następnym krokiem w przypadku technologii jest jej zniknięcie. Zauważmy, że urządzenia elektroniczne są coraz mniejsze i cieńsze, w końcu przestaną być widoczne. Technologia wchodzi we wszystko, co nosimy – ubrania, okulary, szkła kontaktowe. Następnym etapem będzie rzeczywistość wirtualna, w której technologia znika, nie widzimy jej, ale nam pomaga i wspiera nas.
Proszę podać przykład.
– Przykładem może być soczewka kontaktowa nowej generacji. Kiedy spojrzymy przez nią na jakiegoś człowieka, zobaczymy jego profil w LinkedIn, informacje z Facebooka. Technologia zacznie też czytać wyrazy twarzy, czy ktoś kłamie, jest zdenerwowany, jak oddycha. To informacja, którą możemy pozyskać za pomocą nowej technologii. To całkiem inna rzeczywistość. Zmieni to zupełnie interakcje pomiędzy ludźmi. Także pod tym kątem patrzę na start-upy, które chciałbym założyć.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)