Projekt zmiany Kodeksu pracy nakładający na pracodawców obowiązek informowania o wysokości proponowanego zasadniczego wynagrodzenia brutto w ogłoszeniach o pracę został pozytywnie oceniony przez posłów. Został skierowany do Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach w celu rozpatrzenia.
Gdyby pomysł wszedł, kandydaci do pracy zastanawiając się nad orientacyjną wysokością zarobków nie musieliby już przeszukiwać raportów rocznych spółek czy opinii o potencjalnym kandydacie zamieszczanych w internecie.
- Zmiany, które chcemy wprowadzić, ułatwią życie zarówno pracodawcom, jak i przyszłym pracownikom. Nie chcemy, aby temat wynagrodzenia był w Polsce tematem tabu. Brak informacji wprowadza w błąd najczęściej osoby młode i kobiety. Młodzi ludzie w większości nie mają doświadczenia i nie są w stanie ocenić, czy dane wynagrodzenie jest słuszne i adekwatne do rynkowego. Kobiety natomiast, w dalszym ciągu zarabiające mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach, nie mogą przewidzieć, czy ich płeć ma wpływ na wysokość wynagrodzenia - podkreśla Witold Zembaczyński, poseł Nowoczesnej, który pracował nad projektem.
Z sejmowej mównicy przypominał też wyniki badań opublikowanych przez m.in. firmę Golden Line w 2017 roku, z których wynika, że ponad połowa Polek i Polaków chce, aby w ofertach pracy pojawiały się dokładne informacje na temat wynagrodzenia. - Polacy nie chcą wiedzieć, ile zarabiają ich koledzy czy koleżanki z pracy, ale chcą dowiedzieć się, czy mogą liczyć na godne wynagrodzenie. Jasne określenie wynagrodzenia w ofertach pozwoli kandydatom na bardziej świadome i racjonalne wybory - podkreślał poseł Nowoczesnej.
Po stronie plusów dla pracodawców wskazywał, że ujawnianie wysokości wynagrodzeń spowoduje, że napływać do nich będą bardziej precyzyjne aplikacje, dzięki czemu poniosą oni mniejsze koszty rekrutacji pracownika. Do tego osoba zatrudniona, będzie bardziej dopasowana do kryteriów. Jego zdaniem podawanie widełek wynagrodzenia poprawi także wizerunek pracodawcy i zbuduje jego markę wśród pracowników.
- W czasie niskiego bezrobocia, poszukiwania w wielu gałęziach gospodarki pracowników mamy konieczność mobilizacji Polaków do aktywności zawodowej i mobilności; rozwiązanie proponowane przez Nowoczesną staje się lekiem na wiele bolączek dzisiejszego rynku pracy - podkreślała z kolei szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
Nowela przewiduje, że firmie, która nie będzie podawać tzw. widełek wynagrodzenia, będzie grozić kara grzywny. Okres roku na wprowadzanie ustawy w życie ma zapewnić czas, aby pracodawca przygotował się do stosowania w procesach rekrutacyjnych nowych wymagań.
Posłowie nie mówią "nie"
Posłowie zdecydowali o tym, by projekt nowelizacji trafił do dalszych pracy w Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach. Mówiąc o wątpliwościach, wskazywali m.in. na to, co już wcześniej zauważył Sąd Najwyższy. W wydanym stanowisku napisał tak: - Projekt "nie uwzględnia sytuacji, w których "siatka plac"” obowiązująca w danym zakładzie pacy jest skonstruowana w taki sposób, że przewiduje ona w ramach wynagrodzeń należnych pracownikom kilka składników, a nie tylko wynagrodzenie zasadnicze".
Mimo tych obaw o samym pomyśle wypowiadali się bardzo pozytywnie. - Dość kupowania kota w roku. To pracodawcy mają mieć obowiązek wskazać, jakie wynagrodzenie oferują za wykonanie danej pracy - podkreśla Barbara Chrobak, posłanka Kukiz'15, która podkreślała, że jej partia z zadowoleniem przyjmuje projekt nowelizacji.
- Dziś niewiele firm decyduje się na ujawnienie zarobków. Wysokość wynagrodzenia to tajemnica. Co więcej, samym pracownikom nakazuje się utrzymanie jej w tajemnicy. Takie działanie osłabia pozycję kandydatów do pracy oraz samych pracowników. Taka praktyka stanowi niedopuszczalną presję - mówi Chrobak.
Także Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej dało zielone światło jawności wynagrodzeń. - Jesteśmy pozytywnie nastawieni do projektu. Porusza on ważną kwestię. Wymaga jednak dość intensywnej pracy - powiedział Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Przypomniał też, że we wrześniu ubiegłego roku projekt trafił do konsultacji w Radzie Dialogu Społecznego, gdzie zajmuje się nim zespół do spraw prawa pracy. Resort cały czas czeka na wydanie przez nich oficjalnego stanowiska.
Pracownicy i pracodawcy podzieleni
Takiej zgodności nie ma między związkami zawodowymi, które reprezentują pracowników, a samymi pracodawcami. Ci pierwsi - podobnie jak posłowie - pozytywnie wypowiadają się o zaproponowanych zmianach.
- Powyższa propozycja zmian zasługuje na aprobatę. Mogłaby przyczynić się do zwiększenia stopnia ochrony zarówno kandydatów, jak i pracowników przed nierównym traktowaniem i dyskryminacją w zakresie wynagrodzenia za pracę - wskazywali w stanowisku zgłoszonym podczas konsultacji związkowcy z NSZZ Solidarność.
Czytaj więcej: Stanisław Szwed o sytuacji kobiet na rynku pracy: poprawia się, ale nadal jest dużo do zrobienia
- Z perspektywy pracodawcy wygląda to mniej optymistycznie. Przede wszystkim długoletni pracownicy mogą poczuć się sfrustrowani, widząc, że nowo zatrudniana osoba na analogicznym stanowisku dostanie np. 25 proc. więcej na start. Dlatego wprowadzenie transparentności wynagrodzenia może wiązać się z koniecznością ujednolicenia zarobków w całej organizacji, a to oznacza dodatkowe koszty - w rozmowie z PulsHR.pl komentował z kolei Krzysztof Inglot, prezes agencji pośrednictwa pracy Personnel Service.
ZaśLiliana Strupp, head of legal & public affairs w Randstad Polska podkreślała, że pomysł wprowadzenia obligatoryjności publikowania wysokości wynagrodzenia (lub widełek) w ogłoszeniu o pracę budzi ogromne wątpliwości w branży. - Informacja na temat wysokości wynagrodzenia nie jest informacją publiczną, a negocjowanym elementem umowy między pracodawcą a pracownikiem - wskazywała.
KOMENTARZE (1)