Wynagrodzenia w Polsce systematycznie rosną - informuje serwis wynagrodzenia.pl. Tendencja wzrostowa utrzymywała się nawet podczas światowego kryzysu gospodarczego i nic nie wskazuje na to, aby miała ulec zmianie. Z danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystycznych wynika, że przeciętne wynagrodzenie w Polsce w 2016 roku wyniosło 4047,21 zł brutto. W porównaniu z rokiem 2015 stanowi to wzrost o 3,6 proc. - z poziomu 3899,78 zł brutto.
Większą dynamikę wzrostu wynagrodzeń odnotowano w sektorze prywatnym (4,3 proc.) niż publicznym (2,8 proc.), co nie zmienia faktu, że przeciętne zarobki w sektorze publicznym utrzymują się na wyższym poziomie niż w przedsiębiorstwach prywatnych – odpowiednio 4 610,61 zł brutto vs. 3 905,70 zł brutto. Występują jednak branże, w których ta tendencja jest odwrotna. Poszukujący pracy przy obsłudze rynku nieruchomości, w informacji i komunikacji, czy w ośrodkach zajmujących się działalnością naukową i techniczną powinni mieć na uwadze, że na wyższe zarobki mogą liczyć zatrudniając się w przedsiębiorstwach prywatnych.
Gdzie wynagrodzenia są najwyższe?
Nie jest zaskoczeniem, że najwyższe przeciętne zarobki otrzymują mieszkańcy woj. mazowieckiego. Należy jednak pamiętać, że ten wynik najbardziej rzutują zarobki pracujących w Warszawie, przez co średnia dla województwa jest zawyżona i nieadekwatna do realiów miejscowości oddalonych od stolicy. Statystycznie przeciętne wynagrodzenie uzyskiwane w województwie mazowieckim jest o 1253 zł wyższe od średniej krajowej i aż o 1572 zł wyższe niż w znajdującym się na końcu tego zestawienia warmińsko-mazurskim. Niezmiennie zarobki na tzw. ścianie wschodniej pozostają na niższym poziomie niż w większości województw w zachodniej części kraju. Dokładne kwoty dla poszczególnych województw naniesione zostały na poniższą mapę.
Źródło: opracowanie Sedlak & Sedlak na podstawie danych GUS.
Spośród 16 polskich województw, sześć plasuje się powyżej średniej krajowej pod względem wysokości przeciętnego wynagrodzenia. Najbardziej wyróżnia się województwo mazowieckie (o 31,0 proc. powyżej średniej), dolnośląskie (+9,96 proc.), pomorskie (+8,96 proc.) oraz śląskie (+7,61 proc.). Najbardziej z kolei na minus odbiegają od średniej wynagrodzenia w województwie warmińsko-mazurskim (-7,8 proc.), podkarpackim (-7,3 proc.), kujawsko-pomorskim (-7,0 proc.) i świętokrzyskim (-6,2 proc.).
Wiemy już zatem gdzie warto mieszkać, aby na nasze rachunki bankowe wpływały co miesiąc odpowiednio wysokie kwoty. Należałoby jednak zastanowić się też, jak wysokość wynagrodzeń przekłada się na naszą zdolność nabywczą? Jeśli przyjmiemy za punkt odniesienia ceny nieruchomości, okaże się, że wyższe miesięczne zarobki wcale nie oznaczają, że szybciej będzie nas stać na zakup nieruchomości w mieście, w którym pracujemy. Najkorzystniejszy stosunek wysokości wynagrodzenia do ceny metra kwadratowego mieszkania występuje w województwie lubuskim. Hipotetycznie, mieszkając w Gorzowie Wielkopolskim bądź Zielonej Górze i odkładając 100 proc. pensji na poczet zakupu własnego M o powierzchni 50 mkw, uzbieralibyśmy wymaganą kwotę po niecałych 6 latach.
Czytaj też: Niskie bezrobocie: NBP podkreśla dlaczego wskaźnik spada
Niestety nie wszędzie jest tak, że niskie zarobki w regionie przekładają się na niższe ceny nieruchomości. Na przykład w Toruniu, gdzie przeciętne wynagrodzenia są jednymi z najniższych w kraju, na 50-metrowe mieszkanie trzeba odkładać przez 8 lat i 6 miesięcy, co stanowi czwarty najdłuższy wynik w kraju. Z kolei poziom zarobków w stolicy rekompensuje nieco wysokie ceny nieruchomości, dzięki czemu Warszawa nie znalazła się na pierwszym miejscu tego zestawienia. Z najgorszym stosunkiem wysokości wynagrodzeń do cen mieszkań mamy do czynienia w stolicy Małopolski. Krakowianie muszą oszczędzać na własne mieszkanie aż 4 lata dłużej niż mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego.
Jeśli zdecydowaliśmy już gdzie chcemy zamieszkać, to teraz warto wybrać branżę, w której będziemy szukać zatrudnienia. Z danych GUS wynika, że zarobki przekraczające 6 tys. zł brutto otrzymują informatycy, finansiści, górnicy bądź pracownicy naukowi i techniczni. Nieco mniej można zarobić w administracji publicznej i obronie narodowej, przy obsłudze rynku nieruchomości bądź w przemyśle. Najgorzej opłacani są pracownicy biurowi niskiego szczebla oraz zatrudnieni w hotelarstwie i gastronomii.
Gdzie wynagrodzenia rosną najszybciej?
Konkretne kwoty to jedno, ale z jakimi tendencjami mamy obecnie do czynienia na rynku? W 2016 roku najbardziej wzrosły wynagrodzenia w takich działach gospodarki jak: zakwaterowanie i gastronomia (+6,8 proc.), administracja publiczna i obrona narodowa (+5,6 proc.) oraz handel i naprawa pojazdów samochodowych (+5,3 proc.). Stanowi to odzwierciedlenie wzrostu płacy minimalnej, który objął zapewne wiele osób zatrudnionych w gastronomii czy handlu, oraz podwyżek dla urzędników i służb mundurowych. Najmniej wzrosły wynagrodzenia osób zatrudnionych w edukacji (+0,9 proc.), rolnictwie (+1,4 proc.) oraz działalności finansowej i ubezpieczeniowej (+2,5 proc.). Co ciekawe, jedyną branżą, w której w 2016 roku odnotowano obniżenie przeciętnego wynagrodzenia, było górnictwo i wydobywanie – spadek o 2,5 proc..
Analizując dane terytorialne, w ubiegłym roku najbardziej wzrosły wynagrodzenia brutto w województwie lubuskim (o 5,2 proc.), wielkopolskim (4,7 proc.) i zachodniopomorskim (4,5 proc.). Najmniejszy wzrost odnotowano na w woj. śląskim (1,5 proc.) i w świętokrzyskim (2,9 proc.). Nie są to jednak stałe trendy. Kiedy porównamy te wartości z danymi za 2015 rok okazuje się, że tendencja była niemal odwrotna.
Dane GUS-u dotyczące kierunków migracji wewnętrznej pokrywają się z danymi dotyczącymi wynagrodzeń. Największe dodatnie saldo migracji występuje w województwie mazowieckim, pomorskim oraz dolnośląskim.
Artykuł został opracowany przez Sedlak&Sedlak na podstawie Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń.
KOMENTARZE (2)