Bardziej atrakcyjnej oferty oszczędzania niż PPK nie ma – przekonuje Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR w "Rzeczpospolitej". Wpłaty do PPK i związane z nimi uszczuplenie dochodów bolą tylko przez pierwsze dwa - trzy miesiące wpłat. Potem się o nich zapomina, uważa.
Wpłaty do PPK i związane z nimi uszczuplenie dochodów bolą tylko przez pierwsze dwa - trzy miesiące wpłat. Potem się o nich zapomina, uważa Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR (fot. Mateusz Marek/PAP)
Trwa rejestracja uczestników na nasz tegoroczny Europejski Kongres Gospodarczy. Zapraszamy! Udział możecie potwierdzić pod
tym linkiem.
"Pierwszym i podstawowym argumentem za tym, by zostać w PPK, jest to, że osoba, która odkłada pieniądze w tym programie, drugie tyle dostaje od swojego pracodawcy i od państwa. To jest wehikuł finansowy, który nie ma odpowiednika w innych instrumentach oszczędnościowych oferowanych w Polsce" - mówi gazecie wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju Bartosz Marczuk. I dodaje, że drugim argumentem jest to, że emerytury z systemu powszechnego, czyli ZUS - co nie jest tajemnicą od ponad 20 lat, od reformy emerytalnej - będą maleć w stosunku do naszych zarobków. Maleć będzie tzw. stopa zastąpienia.
"Warto więc mieć dodatkowe zabezpieczenie. Do tego dochodzi to, że możemy być prawie pewni, że dożyjemy emerytury, bo statystyki pokazują, że - zwłaszcza wśród kobiet - poziom dożycia przekracza 90 proc. Mamy więc sytuację, w której z emerytury będziemy korzystać, a ta emerytura z systemu powszechnego w stosunku do zarobków będzie niższa niż obecnie" - tłumaczy wiceprezes PFR.
Osoby z dochodami do 120 proc. płacy minimalnej mogą wpłacać do PPK mniej
Marczuk przypomina, że w ustawie o PPK jest zapis, który sprawia, że osoby z dochodami do 120 proc. płacy minimalnej - czyli dzisiaj to prawie 4200 zł brutto miesięcznie - nie muszą wpłacać do tego systemu 2 proc. swojej miesięcznej pensji, lecz 0,5 proc. "Co więcej, ich pracodawca dopłaci im standardowe co najmniej 1,5 proc. pensji. Jeśli więc ktoś zarabia 4000 zł, może wpłacić do PPK 20 zł, pracodawca dopłaci mu 60 zł, a kolejne 20 dołoży państwo. W efekcie zyskuje 400 proc. tego, co wpłacił" - wskazuje. I ocenia, że takie osoby, wychodząc z PPK, robią więc sobie dużą finansową krzywdę.
W PPK są obecnie zgromadzone aktywa o wartości ponad 13 mld zł
"Pamiętajmy też o tym, że zawirowania na rynkach finansowych, wysoka inflacja to zaledwie epizody w perspektywie oszczędzania przez 30-40 lat. A wpłaty do PPK i związane z nimi uszczuplenie dochodów bolą tylko przez pierwsze dwa - trzy miesiące wpłat. Potem się o nich zapomina. Za to gdy za pewien czas spojrzymy na rachunek w PPK, na którym odłożyliśmy 1000 zł, a mamy 2000 zł, albo odłożyliśmy 2000 zł, a mamy 4000 zł, to już nie jest pomijalne i przekonuje uczestników tego programu do tego, że ta forma oszczędzania jest bardzo atrakcyjna" - mówi gazecie Marczuk.
Przypomina jednocześnie, że w PPK są aktywa o wartości przeszło 13 mld zł. Ale zaledwie 52 proc. tych pieniędzy pochodzi z kieszeni pracowników. Pozostałe 48 proc. to dopłaty od ich pracodawców i państwa. "To odzwierciedla najlepiej ten mechanizm odkładania, o którym mówiłem: do każdych 100 zł odłożonych przez nas - drugie 100 zł otrzymujemy ekstra" - wylicza Marczuk.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl
KOMENTARZE (2)