- Rada Ministrów ma czas do 15 czerwca na przedstawienie swojej propozycji wysokości minimalnego wynagrodzenia w 2023 roku. Pierwsze przecieki z negocjacji oraz postulaty zgłaszane przez organizacje do mediów już docierają.
- Jeśli nie będzie porozumienia między związkami zawodowymi, pracodawcami i rządem, to finał, czyli ostateczną wysokość płacy minimalnej i stawki godzinowej w 2023 roku, poznamy w połowie września. Wtedy rząd przyjmie rozporządzenie w tej sprawie.
- Już dziś wiadomo, że w 2023 roku podwyżki płacy minimalnej będą dwie. Z pierwszych przecieków wynika, że rząd chce zaproponować, by od stycznia było to 3350 zł, a od lipca 3500 zł. Bez względu na ostateczną kwotę, w 2023 roku znów lawinowo przybędzie ludzi zarabiających najniższą krajową. To pewne.
Statystyki z ostatniej dekady odnoszące się do liczby pracowników otrzymujących najniższą krajową możemy podzielić na dwa okresy - przed pandemią i po pandemii.
Przed pojawieniem się wirusa z Wuhan ich liczba oscylowała w granicach 1,3-1,5 miliona. Wzrosty w ujęciu rok do roku sięgały kilkudziesięciu tysięcy osób. Były też lata ze spadkami. Tymczasem pandemia spowodowała wystrzał. Rok walki z wirusem wystarczył, by na rynku pracy przybyło 637 tys. osób zarabiających najniższą krajową. Z danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w ubiegłym roku było to ponad 2 mln 200 tys. Rok wcześniej 1 mln 563 tys. pracowników.
Kolejny skokowy wzrost przed nami. Rząd ogłosił, że w przyszłym roku podwyżka płacy minimalnej odbędzie się dwa razy. A to dlatego, że prognozowany wskaźnik inflacji, który jest zapisany w ustawie budżetowej na przyszły rok, przekroczy 5 proc. Zgodnie z art. 3 przy prognozowanej inflacji przekraczającej 5 proc. wzrost płacy minimalnej ma odbyć się dwa razy w roku. Co to może oznaczać dla sytuacji na rynku pracy?
Po co się starać?
Profesor Szkoły Głównej Handlowej dr hab. Tomasz Rostkowski, Instytut Kapitały Ludzkiego Szkoły Głównej Handlowej, nie ma wątpliwości, że różnice płacowe ulegną zmniejszeniu. Oczywiste jest, że nie wszystkie wynagrodzenia wzrosną proporcjonalnie do podwyżki płacy minimalnej, tym samym wiele osób, które dziś są "na granicy" i zarabiają niewiele więcej niż pensja minimalna, znajdzie się w tej grupie najsłabiej zarabiających.
- Warto się zastanowić, jakie konsekwencje będzie to ze sobą niosło. Osoby, które dziś zarabiają nieco więcej niż płaca minimalna, ale jednak więcej, w wyniku takiej podwyżki płacy minimalnej będą zarabiały tyle samo lub niewiele więcej co najmniej wartościowi dla firmy pracownicy. To negatywnie wpłynie na ich morale, pojawi się myśl "po co mam się starać, skoro kolega obok, który się nie stara, zarabia tyle samo" - mówi Tomasz Rostkowski.
Czytaj więcej: Koniec ulgi dla klasy średniej, niższy podatek. O tyle więcej (lub mniej) zarobimy od lipca
Drugą konsekwencją będzie jeszcze większa niż obecnie liczba osób, które staną w kolejce do rozmowy o podwyżkę.
- To już się dzieje, jednak nie w każdej branży i nie w każdym regionie. W jednych firmach ludzie otwarcie mówią pracodawcy, że budżet przestał im się spinać, więc chcą podwyżkę, w drugich zdają sobie sprawę, że nie mają szansy na podwyżkę, więc zaczynają szukać lepiej płatnej pracy - mówi wykładowca SGH. - A inflacja dla naszych budżetów jest tragedią, każdy zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego należy się spodziewać daleko idącej presji na pracodawców w kwestii podwyżek - dodaje.
Podwyżki nie dorównają wzrostowi płacy minimalnej
Jednocześnie nie ma wątpliwości, że choć podwyżki oferowane przez pracodawców już są rekordowe, to nie przebiją tempa wzrostu płacy minimalnej. Bo to w ostatnich latach jest rekordowe.
Jak w rozmowie z PulsHR.pl wyliczył dr hab. Rafał Muster, socjolog z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego, specjalizujący się w analizach rynku pracy, biorąc pod uwagę dane od 2015 do 2022 roku (z 1750 do 3010 zł), wynagrodzenie minimalne wzrosło aż o 72 proc.
Gdy porównamy z kolei kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej z 2015 i 2021 roku, okaże się, że wzrost średniej pensji wyniósł 45 proc. Siedem lat temu wynosiła ona 3899,78 zł, w ubiegłym roku zaś 5662,53 zł.
- Co więcej, od 2020 roku z minimalnej pensji wyłączono dodatek stażowy. Zatem, jeżeli pracownik – dajmy na to administracji samorządowej – ma 20-letni staż pracy i pracuje w oparciu o najniższe wynagrodzenie, to łączenie z dodatkiem za wysługę lat otrzymuje 3612 zł brutto - wylicza.
Jednocześnie podwyżki nie są przyznawane równomiernie we wszystkich branżach. Rekordowe są np. w IT, natomiast w budżetówce są minimalne. Płace rosną, ale nie u wszystkich i nie w równym tempie, a to duży problem, bo powiększa nierówności społeczne.
Zadanie dla HR
Zdaniem prof. Tomasza Rostkowskiego nadchodzący czas niesie ze sobą ogromne wyzwanie dla działów HR, które będą musiały znaleźć rozwiązanie jak sprawnie zarządzać wynagrodzeniami pracowników, bo tematu podwyżek płacy nie uda się uniknąć.
- W naszym kraju presja płacowa nie ma strajkowego charakteru. Ludzie zamiast walczyć o wyższe wynagrodzenia, po prostu idą do innej firmy, a to stanowi ogromny problem dla przedsiębiorstw. Dlatego działy HR powinny oglądać każdą złotówkę z pięciu stron i tak zarządzać wynagrodzeniami pracowników, by uniknąć ryzyka odejść z firmy. Tym zjawiskiem można zarządzać świadomie - mówi.
Dodaje też, że od razu pojawia się pokusa, by uruchomić automatyczne podwyżki zależne od poziomu inflacji. Jednak wtedy o przyznaniu podwyżki nie będzie decydowała jakość pracy czy zadowolenie klientów, a czynnik, na który nikt z nas nie ma wpływu - inflacja.
Czytaj więcej: Nowe prawo może wejść już jesienią. Pracownik nie będzie miał wyboru
- Ludzie szybko się zorientują, że mechanizm podwyżkowy uzależniony jest od czegoś niezależnego od nich, więc znów pojawi się ryzyko, że skoro i tak zarobią więcej, to po co się starać - mówi.
Pytany, czy w takim razie przyznawane z automatu podwyżki inflacyjne powinny być punktem wyjścia do dalszej polityki płacowej, wskazuje, że to nie inflacja, a sytuacja w danej branży czy regionie kraju powinna być brana pod uwagę na pierwszym miejscu.
- Co obchodzi programistę w Warszawie płaca minimalna, on za taką stawkę co najwyżej może nie odebrać telefonu. Firmy powinny uzmysłowić sobie, że ich zadaniem nie jest walka z inflacją, a dużo większe znaczenie ma dobre rozeznanie w branży oraz zabezpieczenie finansowe swoich pracowników na takim poziomie, by nie mieli oni potrzeby szukać lepiej płatnej pracy - wyjaśnia.
Wypłaszczanie - czy to realny problem?
Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych przyznaje, że wypłaszczenie poziomu wynagrodzeń jako skutek podwyżki płacy minimalnej to realne zagrożenie, którego nie można ignorować.
Czytaj więcej: Polska zaczyna nowy program. Ludzie dostaną 1,3 tys. zł miesięcznie za nic
- Natomiast warto się zastanowić i jest to raczej rozważanie w kategoriach indywidualnych, na ile mamy do czynienia z realnym problemem, a na ile z sytuacją, w której osoby wyżej wykwalifikowane nie otrzymały od dłuższego czasu podwyżki. Do tego dochodzi kwestia czysto godnościowa - jeśli ktoś twierdzi, że godne zarobki na poziomie ustawowym będą działać w sposób demotywujący na procesy rozwojowe pracowników o najniższych kwalifikacjach, jest w błędzie. Tu wiele zależy od samych pracodawców i ich pozapłacowych motywatorów, programów szkoleniowych, kultury komunikacji wewnętrznej. Zwalanie wszystkich win na wysokość płacy minimalnej, która, jeszcze raz powtarzam, może budzić głęboki niepokój, jest trochę niesprawiedliwe - komentuje Sikora.
W jego ocenie obecnie firmy stoją przed ogromnym wyzwaniem w zakresie zmian w strategiach, prób zwiększania wydajności, optymalizacji kosztów i to jest oczywista reakcja.
- Dla nas ważne jest to, aby obydwie strony miały poczucie istoty dialogu i szukania porozumień. Myślę, że pracownicy również mają świadomość wyzwania, przed którym stoją w odniesieniu do skutków wprowadzanych zmian, jeśli chodzi o minimalne wynagrodzenie. Mam tu na myśli gotowość i chęć do rozwoju, samorozwoju i pełnego zaangażowania w życie przedsiębiorstw, o ile stosuje ono wymagane standardy - podsumowuje.
Padają pierwsze kwoty
Swoją propozycję przedstawiła już strona związkowa, którą reprezentują NSZZ „Solidarność”, Forum Związków Zawodowych i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. W piśmie skierowanym do Ministerstwa Finansów wnioskują oni o łączną podwyżkę w kwocie 740 zł.
Według propozycji związków ogólny wzrost wynagrodzeń nie powinien być niższy niż 13,41 proc. Pracownicy państwowej sfery budżetowej mieliby zarabiać co najmniej 20 proc. więcej. Minimalne wynagrodzenie powinno wzrosnąć od 1 stycznia 2023 o 16,28 proc. (490 zł), a od 1 lipca 2023 o kolejne minimum 7,15 proc. (250 zł). Wskaźnik waloryzacji emerytur i rent powinien wynosić nie mniej niż średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług w 2022 roku, zwiększony o co najmniej 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia za pracę w roku 2022.
Swoją propozycję argumentują galopującą inflacją, która pożera wynagrodzenia pracowników.
Krytycznie propozycję związku ocenił wiceprezes BCC dr Łukasz Bernatowicz. - Tak mocno podniesiona płaca minimalna, jak to proponują związkowcy, jeszcze bardziej nakręci inflację. To dolewanie oliwy do inflacyjnego ognia - napisał na Twitterze.
Znamy też już pierwszą propozycję, z jaką miał wyjść rząd. Podał ją na Twitterze Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Po ostatnim spotkaniu rządu z przedstawicielami pracodawców poinformował, że rząd skłania się ku zaproponowaniu wzrostu płacy minimalnej do 3350 zł od 1 stycznia 2023 r. oraz 3500 zł od 1 lipca 2023 r. Oznaczałoby to łączny wzrost o 490 zł (w 2022 roku płaca minimalna wynosi 3010 zł). Byłby to najwyższy wzrost płacy minimalnej w ostatniej dekadzie.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (32)