Wszystko wskazuje na to, że nie uda się dojść do porozumienia stronom społecznym w kwestii wysokości płacy minimalnej w 2021 roku. - Rozbieżność jest zbyt poważna - komentuje prof. Jacek Męcina, przewodniczący Zespołu Budżetu Wynagrodzeń i Świadczeń Socjalnych i doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan.
W środę (6 sierpnia) odbyła się pierwsza tura negocjacji dotyczących wysokości płacy minimalnej w 2021 roku. Jak relacjonuje prof. Jacek Męcina, przewodniczący Zespołu Budżetu Wynagrodzeń i Świadczeń Socjalnych i doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan, podczas dyskusji na RDS, propozycja rządu zyskała bardzo ograniczone poparcie ze strony Związku Pracodawców i Przedsiębiorców i NSZZ Solidarność. Tylko te dwa związki zaakceptowały rządową propozycję.
- Rządowa propozycja oznacza wzrost płacy minimalnej o 141 zł netto do poziomu 2062 zł netto. To niewiele, jeśli uwzględnimy wysoką inflację oraz rosnące koszty utrzymania. Zamiar oparcia wzrostu gospodarczego o konsumpcję prywatną, co sygnalizuje rząd, musi być powiązany ze wzrostem najniższych płac, dlatego proponowana przez OPZZ podwyżka płacy minimalnej o 19,2 proc. do poziomu 3100 zł zapewni pracownikom, że ich wynagrodzenie minimalne wzrośnie o 353 zł netto do poziomu 2273 zł - wyliczają związkowcy z OPZZ.
Zdaniem prof. Męciny taka poważna rozbieżność wyklucza możliwość wypracowania porozumienia na poziomie RDS. Przypomina też, że zdaniem Lewiatana, jeśli nie ma możliwości zamrożenia wzrostu płacy minimalnej, powinna ona wynieść 2716 zł. Przemawia za tym szereg argumentów.
- Po pierwsze, recesja nie pozwala znacząco podnosić wynagrodzenia minimalnego. Jeśli przy ustalaniu płacy minimalnej na 2020 rok rząd argumentował, że „biorąc pod uwagę sytuację na rynku pracy i utrzymującą się dobrą koniunkturę gospodarczą rząd postanowił o ustaleniu płacy minimalnej na jeszcze wyższym poziomie, właśnie 2600 złotych”, trudno znaleźć merytoryczne uzasadnienie dla podnoszenia płacy o więcej niż kolejne 116 złotych w dobie recesji. Już założenia do budżetu na rok 2021 pokazują, że rząd nie zakłada w 2021 powrotu do PKB z 2019 roku. Prognozy Narodowego Banku Polskiego są jeszcze bardziej pesymistyczne. Niepewność związana z rozwojem pandemii oraz jej konsekwencjami dla gospodarki globalnie, będą korygowały te prognozy w dół. Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc utrzymanie płacy minimalnej na poziomie z 2020, gdyż recesja dotyka solidarnie pracowników i pracodawców - argumentuje prof. Męcina.
Zauważa też, że jedynym wskaźnikiem makroekonomicznym, który uzasadnia podnoszenie nominalnej płacy, jest inflacja. Od listopada 2019 roku utrzymuje się ona systematycznie powyżej celu inflacyjnego. Wynika to jednak z szybko rosnących cen żywności i nadreprezentacji jej udziału w koszykach osób nisko zarabiających. Efekt ten będzie jednak wygasał ze względu na recesję.
Wyższa płaca, wyższe koszty
Męcina przypomina, że wzrost wynagrodzenia minimalnego znacząco podnosi koszty pracy w bardzo trudnym czasie, gdy firmy walczą o utrzymanie miejsc pracy. W obliczu pandemii wiele firm jest dodatkowo mocno zadłużona (ZUS, banki, firmy leasingowe, kontrahenci). Zaciągnęły długi, żeby ochronić miejsca pracy i nie zwalniać pracowników. W przyszłym roku będą musiały zacząć je spłacać.
Według danych MPIPS tylko do 21 lipca 2020 przedsiębiorcy zgłosili się o wsparcie dofinansowania wynagrodzeń dla niemal 3 mln pracowników. Dane PFR mówią o wsparciu Tarczy Finansowej dla podmiotów zatrudniających ponad 3 mln pracowników.
- Warto jednak przypomnieć, że utrzymanie zatrudnienia w II i III kwartale 2020 roku odbyło się przede wszystkim dzięki nadzwyczajnym oszczędnościom pracodawców i uruchamianiu oszczędności z kapitału. Oczywiście instrumenty wsparcia odegrały swoją rolę, ale pamiętać należy, że w perspektywie kolejnego roku szanse na taki zakres pomocy są małe. Wystarczy przypomnieć, że interwencja w 2020 roku pochłonęła całe oszczędności Funduszu Pracy, czyli 7 mld zł - komentuje prof. Męcina. Przypomina też, że z ostatniego badania przedsiębiorców realizowanego przez Lewiatana wynika, że 75 proc. badanych jest przekonana, że po trzech miesiącach wsparcia zostanie sama ze swoimi problemami, szczególnie że brakuje jasnej strategii wspierania gospodarki na najbliższe kilkanaście miesięcy.
Szara strefa i bezrobocie
Konfederacja Lewiatan wskazuje na innym problem. Zbyt wysoka płaca minimalna wypiera z legalnego rynku pracy osoby najniżej produktywne. Wzrost wynagrodzenia minimalnego brutto z 2600 do 2716 zł oznacza wzrost kosztów pracy z 3132,48 do 3312,98 zł. W przypadku propozycji rządu (2800 zł) jest to jeszcze więcej. To oznacza problemy z utrzymaniem zatrudnienia, głównie przez firmy mikro i małe. Konsekwencją będzie więc wyższe bezrobocie lub wzrost szarej strefy, a to z kolei przyniesie mniejsze dochody z PIT i do FUS oraz większe koszty Funduszu Pracy.
Ich zdaniem przy obecnym rozkładzie wynagrodzeń zbyt szybkie podnoszenie płacy minimalnej (716 zł w ciągu 4 lat) zaburza ich funkcję informacyjną.
- Niewielka różnica między płacą pracownika wykonującego najprostsze prace, a np. urzędnika czy pielęgniarza demotywuje do pracy w trudnych zawodach. Zwiększa to ryzyko masowej emigracji i selekcji negatywnej. Podobnych skutków można oczekiwać na terenach słabiej rozwiniętych, a przez to oferujących systematycznie niższe wynagrodzenia - przestrzegają pracodawcy.
- W dyskusjach nad płacą minimalną pojawia się argument, że dążymy do relacji wynagrodzenia minimalnego względem średniego w gospodarce na poziomie 60 proc. Już proporcja 50 proc. plasuje się bardzo wysoko w zestawieniach międzynarodowych. Co więcej, wysoki odsetek wcale nie gwarantuje dobrostanu pracowników. Znacznie bardziej efektywna jest polityka na rzecz wzrostu produktywności w gospodarce – wówczas nawet niższe odsetki przekładają się na wyższe wynagrodzenia wśród najmniej zarabiających. Prawidłowość ta ma szczególne znaczenie w obecnych warunkach, gdy przyszłość rysuje się raczej pesymistycznie. W tych warunkach każdy wzrost kosztów pracy oznacza ryzyko dla poziomu zatrudnienia - podsumowuje prof. Jacek Męcina.
Także dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP nie zostawia suchej nitki na rządowym pomyśle. - Na całym świecie, również w Polsce, panuje recesja, spada zatrudnienie, rośnie bezrobocie, a tymczasem rząd przewiduje dalszy wzrost płacy minimalnej w 2021 r. I to ponad dwukrotnie szybszy niż ogólny wzrost płac w gospodarce! To jest już bardzo niebezpieczne igranie z ogniem, które zupełnie abstrahuje od sytuacji gospodarczej i grozi redukcją wielu miejsc pracy - komentuje rządową propozycję.
Co dalej?
Jeżeli RDS w ustawowym terminie nie uzgodni wysokości minimalnego wynagrodzenia i stawki godzinowej, wówczas kwoty te ustala Rada Ministrów w drodze rozporządzenia do 15 września 2020. Wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę, a także wysokość minimalnej stawki godzinowej ustalone przez Radę Ministrów nie mogą być jednak niższe od tych, które zostały wcześniej przedstawione Radzie Dialogu Społecznego do negocjacji.
Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami do ustalania wysokości minimalnego wynagrodzenia nie wlicza się już dodatku za pracę w nadgodzinach, nagrody jubileuszowej oraz odprawy emerytalnej i rentowej. Od 2017 r. do minimalnej pensji nie wlicza się też dodatku za pracę w nocy.
KOMENTARZE (3)