Rząd szacuje, że z nowych przepisów skorzysta ok. 1,7 mln pracowników, którzy otrzymują wynagrodzenie na poziomie minimalnego wynagrodzenia za pracę. Skutki zmian odczują również pracodawcy, którzy poniosą wyższe koszty wypłaty wynagrodzeń. Szacuje się, że będzie to dotyczyło ok. 2 mln pracodawców, w tym ok. 1,8 mln mikroprzedsiębiorców.
Kilka dni temu minął termin, w jakim Rada Dialogu Społecznego miała wypracować wspólne stanowisko w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia. Ponieważ jednak stronie społecznej RDS nie udało się dojść do porozumienia, w tej sytuacji zgodnie z przepisami kwoty te ustala Rada Ministrów w drodze rozporządzenia do 15 września 2020 (stawki nie mogły być jednak niższe od tych, które wcześniej przedstawiono Radzie Dialogu Społecznego do negocjacji).
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiadał przed wyborami parlamentarnymi w ubiegłym roku podniesienie pensji minimalnej do 3 tys. zł na koniec 2020 r. i do 4 tys. zł na koniec 2023 r.
Autorzy projektu przyznają, że obecnie ocena wpływu podniesienia wynagrodzenia minimalnego do 2,8 tys. zł jest utrudniona w związku z epidemią COVID-19.
- Prognozy dotyczące stopy bezrobocia w 2021 r. prezentowane przez ekspertów krajowych i międzynarodowych wskazują na to, że efekt epidemii będzie odczuwalny przede wszystkim w 2020 r., zaś w 2021 r. sytuacja powinna się ustabilizować lub poprawić. Podwyższenie minimalnego wynagrodzenia za pracę pozytywnie wpłynie na sytuację finansową gospodarstw domowych, podnosząc dochody pracowników wymagających szczególnej ochrony w czasie kryzysu wywołanego epidemią COVID-19 - czytamy w projekcie.
Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami do ustalania wysokości minimalnego wynagrodzenia nie wlicza się dodatku za pracę w nadgodzinach, nagrody jubileuszowej oraz odprawy emerytalnej i rentowej. Od 2017 r. do minimalnej pensji nie wlicza się też dodatku za pracę w nocy.
Pracodawcy chcieli zamrożenia
Warto przypomnieć, że większość organizacji pracodawców apelowała do rządu o zamrożenie w tym roku wzrostu płacy minimalnej.
- W związku z faktem, że obecna sytuacja zarówno Polski jak i reszty świata jest zła, panuje recesja, spada zatrudnienie, rośnie bezrobocie, nie można bezrefleksyjnie wprowadzać dalszego wzrostu płacy minimalnej w 2021 roku. I to ponad dwukrotnie większego niż ogólny wzrost płac w gospodarce. Wielu przedsiębiorców już ma problemy z uregulowaniem opłat stałych, podatków czy składek na ZUS. Zwiększenie kosztów zatrudnienia stawia pod znakiem zapytania losy wielu z nich - komentuje dr Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC, wiceprzewodniczący RDS.
- Dlatego BCC - idąc za głosem swoich członków - opowiada się za utrzymaniem płacy minimalnej na poziomie obowiązującym w 2020 roku tj. 2600 zł, ostatecznie - podniesieniem płacy minimalnej w oparciu o mechanizm ustawowy tj. do wysokości 2716 zł - dodaje ekspert BCC.
Również zdaniem Konfederacji Lewiatan, jeśli nie ma możliwości zamrożenia wzrostu płacy minimalnej, powinna ona wynieść 2716 zł. Przemawia za tym szereg argumentów.
- Po pierwsze, recesja nie pozwala znacząco podnosić wynagrodzenia minimalnego. Jeśli przy ustalaniu płacy minimalnej na 2020 rok rząd argumentował, że „biorąc pod uwagę sytuację na rynku pracy i utrzymującą się dobrą koniunkturę gospodarczą rząd postanowił o ustaleniu płacy minimalnej na jeszcze wyższym poziomie, właśnie 2600 złotych”, trudno znaleźć merytoryczne uzasadnienie dla podnoszenia płacy o więcej niż kolejne 116 złotych w dobie recesji. Już założenia do budżetu na rok 2021 pokazują, że rząd nie zakłada w 2021 powrotu do PKB z 2019 roku. Prognozy Narodowego Banku Polskiego są jeszcze bardziej pesymistyczne. Niepewność związana z rozwojem pandemii oraz jej konsekwencjami dla gospodarki globalnie, będą korygowały te prognozy w dół. Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc utrzymanie płacy minimalnej na poziomie z 2020, gdyż recesja dotyka solidarnie pracowników i pracodawców - argumentuje prof. Jacek Męcina, przewodniczący Zespołu Budżetu Wynagrodzeń i Świadczeń Socjalnych i doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Związki chciały więcej
Z kolei przedstawiciele związków zawodowych, poza NSZZ "Solidarność" postulowały wyższą, niż zaproponował rząd podwyżkę.
- Zaproponowany przez stronę rządową wzrost minimalnego wynagrodzenia do poziomu 2800 zł nie satysfakcjonuje OPZZ. Nie gwarantuje on osiągnięcia godziwych warunków życia, a w wielu przypadkach nie chroni przed biedą. W sytuacji kryzysu rząd powinien podzielić się odpowiedzialnością za wzrost najniższych wynagrodzeń - uważa OPZZ, które zaproponowało, by w 2021 roku płaca minimalna wyniosła 3100 zł brutto.
Związek przedstawił inny pomysł na podwyższenie wynagrodzeń. Zmniejszenie klina podatkowego oraz uczynienia go bardziej sprawiedliwym.
- Proponujemy zmniejszenie obciążeń fiskalnych z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych dla osób otrzymujących minimalne wynagrodzenie za pracę, czyli obniżenie kosztów pracy dla blisko 1,5 mln osób. Klin podatkowy w okolicach płacy minimalnej w Polsce jest jednym z wyższych w krajach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), natomiast progresywność klina podatkowego jest jedną z najniższych. Wprowadzone niedawno obniżenie stawki podatku PIT z 18 proc. do 17 proc. oraz podniesienie kosztów uzyskania przychodów dla pracowników zwiększyły co prawda progresję podatkową, jednak w porównaniu do krajów OECD Polska nadal pozostaje jednym z państw o najniższej progresywności w przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych - argumentują związkowcy.
Ich zdaniem potrzebne są nowe rozwiązania podatkowe, które zmniejszą opodatkowanie pracy, a w szczególności niskich dochodów. Takie rozwiązania od dawna rekomendują instytucje międzynarodowe, takie jak: Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), OECD czy Komisja Europejska (KE).
KOMENTARZE (3)