Jak wynika z wyliczeń Personnel Service, przy obecnej dynamice wzrostu wynagrodzeń na Ukrainie, nasz wschodni sąsiad do poziomu polskiej średniej krajowej dobiłby za 12 lat. To pozwala przewidywać stały napływ imigrantów ze Wschodu w najbliższych latach.
Dynamika wzrostu wynagrodzeń na Ukrainie wraca powoli do poziomu notowanego na początku roku. Przed wybuchem pandemii, w styczniu 2020 roku wynosiła 16,3 proc. rok do roku. Jednak już cztery miesiące później, w kwietniu, spadła do poziomu 1,6 proc.
Podczas wakacji nastąpiło odbicie i już we wrześniu średnie wynagrodzenie u naszych wschodnich sąsiadów wzrosło o 12,3 proc. w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej.
Średnie wynagrodzenie z września 2020 r. na Ukrainie w przeliczeniu na złotówki wyniosło 1572 zł (kurs z 14.12.2020). To zaledwie 30 proc. kwoty, jaką można było zarobić w tym samym czasie w Polsce.
- Zestawiając te liczby widzimy dystans, jaki dzieli zarobki obywateli obu państw. Łatwiej też zrozumieć stały napływ pracowników do Polski. Z naszego badania wynika, że niemal połowa pracowników z Ukrainy na początku roku zarabiała 2,2-3 tys. zł netto miesięcznie. Pracodawcy oferują też często darmowe zakwaterowanie, co dodatkowo obniża koszty życia. I choć saldo migracji w tym roku jest ujemne, z powodu różnic w zarobkach, w dłuższej perspektywie pracownicy z Ukrainy nadal będą chętnie szukać zatrudnienia w naszym kraju – komentuje Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.
W Polsce we wrześniu 2020 r. średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw było o 5,6 proc. wyższe niż rok wcześniej. Dynamika wzrostu płac na Ukrainie jest znacznie wyższa - tam średnie zarobki z tego miesiąca wzrosły o 12,3 proc. w ciągu roku.
- Gdybyśmy założyli, że zarobki na Ukrainie będą rosły w tym tempie każdego roku, to pracownicy zza wschodniej granicy otrzymają wypłaty zbliżone do naszych dopiero za 12 lat. To przepaść, a warto pamiętać, że na najbliższe lata zapowiadane są kolejne podwyżki pensji minimalnej w Polsce. W 2021 r. wynagrodzenia wzrosną do poziomu 2800 zł brutto – dodaje Krzysztof Inglot.
Pensja minimalna na Ukrainie wynosi 5000 hrywien (w przeliczeniu 657 zł) (Fot. Shutterstock)
Pensja minimalna na Ukrainie wynosi 5000 hrywien (w przeliczeniu 657 zł). Osoba z „najniższą krajową” zarabia zatem 1/4 kwoty, którą mogłaby uzyskać pracując za najniższą stawkę (2600 zł brutto) w Polsce.
- Ukraińcy pracują w Polsce głównie na stanowiskach niższego szczebla, a mimo to i tak zarabiają nawet kilkukrotnie więcej niż w swojej ojczyźnie na wyższych stanowiskach – podsumowuje ekspert.
To, że polskie zarobki kuszą Ukraińców, potwierdza również raport OTTO Work Force Central Europe. Dla 71 proc. badanych główną motywacją do podjęcia pracy w Polsce były wyższe zarobki. Na kolejnej pozycji znalazły się lepsza sytuacja gospodarcza w Polsce (32 proc.) oraz brak pracy na Ukrainie (31 proc.).
Warto zaznaczyć, że na początku jesieni, kiedy fala powrotów była największa, bezrobocie w Polsce kształtowało się na poziomie 6,1 proc., podczas gdy na Ukrainie wynosiło już 9,9 proc.
- W tegorocznym badaniu widać zmianę w ocenie poziomu zadowolenia z wynagrodzenia. W 2019 roku było z niego zadowolonych tylko 51 proc. respondentów, podczas gdy w 2020 roku grupa ta stanowiła aż 65 proc.. Wynika to prawdopodobnie z trudnej sytuacji na rynku pracy na Ukrainie, przestojów w zakładach produkcyjnych i wzrostu bezrobocia. W takiej rzeczywistości poziom wynagrodzenia rozpatrywany jest w inny sposób niż jeszcze w roku 2019, kiedy to dostępność ofert pracy była większa - wyjaśnia Tomasz Dudek, dyrektor zarządzający OTTO Work Force Central Europe.
Polska goni Zachód
Warto zwrócić również uwagę na inną kwestię, która niewątpliwie zachęci imigrantów do podjęcia pracy w naszym kraju. Przez ostatnie trzy lata wynagrodzenia w Polsce rosły realnie o 5,6 proc. rocznie. To jeden z najwyższych wskaźników dynamiki wśród krajów UE. Średnia płaca unijna niemal stoi w miejscu (0,4 proc.). Luka w dynamikach między Polską a średnią unijną nie była tak duża przynajmniej od 2010 roku, od kiedy Eurostat prezentuje porównywalne dane.
Prawdopodobnie tempo doganiania bogatszych państw UE jest więc najwyższe od czasu globalnego kryzysu gospodarczego z lat 2008-2010, który polska gospodarka przeszła w najlepszej formie ze wszystkich krajów Unii.
Przez ostatnie trzy lata wynagrodzenia w Polsce rosły realnie o 5,6 proc. rocznie. To jeden z najwyższych wskaźników dynamiki wśród krajów UE (Fot. Shutterstock)
Według badania Grant Thornton „Salary Catch Up Index”, gdyby średnie dynamiki z ostatnich trzech lat utrzymały się w przyszłości, Polska pod względem zarobków dogoniłaby średnią unijną już za 18 lat - matematycznie rzecz ujmując, przecięcie tych poziomów nastąpiłoby dokładnie w lipcu 2038 roku. W zeszłorocznej edycji analogicznego badania zrównanie płac miało nastąpić dopiero we wrześniu 2069 roku, a w edycji sprzed dwóch lat - w maju 2077 roku.
W raporcie zaktualizowano również drugą symulację z poprzedniej edycji, mówiącą o tym, kiedy pensje w Polsce osiągną aktualny stan średniej unijnej i innych krajów UE. W tym przypadku podczas obliczeń założono, że polskie wynagrodzenia rosną w stałym tempie 5,57 proc. (dynamika z trzech ostatnich lat), a pensje pozostałych państw UE nie rosną wcale.
Okazuje się, że poziom aktualnych średnich zarobków w UE (3043 euro brutto miesięcznie) osiągnęlibyśmy za 16 lat. Od poziomu wynagrodzeń najzamożniejszego państwa, Luksemburga, Polskę dzieli 26 lat – osiągnęlibyśmy ich poziom (5064 euro brutto miesięcznie) dopiero w 2046 roku. Jeśli chodzi o Niemcy - ich obecny poziom (4349 euro) moglibyśmy osiągnąć za 23 lata.
KOMENTARZE (0)