Propozycja KO dotycząca Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK) jest szkodliwa, rujnuje zaufanie Polaków do dodatkowego oszczędzania na emeryturę - mówi wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju Bartosz Marczuk.
"Nie słyszałem głosu przedsiębiorców, którzy apelowaliby o zwolnienie z wpłat na PPK. W Radzie Dialogu Społecznego wszystkie organizacje wsparły projekt PPK, oceniając go jako długodystansowy i wspierający gospodarkę. Musimy pamiętać, że im więcej długoterminowych oszczędności, tym lepiej dla gospodarki, która potrzebuje kapitału na inwestycje" - powiedział wiceprezes PFR. Dodał, że nie zakłada, by taki apel ze strony pracodawców został wystosowany.
W ocenie Marczuka skala obciążeń firm z racji wpłat do PPK nie jest nadzwyczajnie wysoka, bowiem chodzi o 1,5 proc. liczone od wynagrodzenia. Przy partycypacji wynoszącej 40 proc. oznacza to rząd wielkości 0,6 -0,7 proc. całego rocznego funduszu wynagrodzeń w firmie.
"Biorąc pod uwagę, że fundusz wynagrodzeń w Polsce rośnie rocznie, jako podwyżki dla pracowników, w ostatnich latach o 5-6 proc., to wpłaty do PPK nie są wielkim elementem wzrostu kosztów zatrudnienia" - ocenił. "Oczywiście doceniam trud firm przy wdrażaniu PPK i za to dziękuję" - podkreślił przedstawiciel PFR.
Jego zdaniem, patrząc z perspektywy pracownika, propozycja KO jest po prostu szkodliwa. Oznacza bowiem, jak powiedział, odebranie uczestnikom PPK pieniędzy, które powinni otrzymać z racji tego, że sami też płacą składki.
"W PPK mamy w tej chwili 1 mln 140 tys. osób, którym obiecano, że jeżeli przystąpią do PPK, to otrzymają, po wpłacie przez siebie 2 proc. wynagrodzenia, dodatkowe 1,5 proc, od pracodawcy oraz dodatkowe wpłaty od państwa. Jeżeli nagle powiemy tym ludziom, że nie dostaną wpłaty od pracodawcy, to będzie to złamanie umowy, którą zawarli zarówno z państwem, jak i z pracodawcą. To oznacza fizyczną stratę części pieniędzy na emeryturę" - tłumaczy wiceprezes PFR.
Marczuk wyjaśnił, że pracownik, który zdecyduje się na przystąpienie do PPK, może w każdej chwili zrezygnować, a potem znów wrócić do systemu. W takiej sytuacji ani pracownik, ani pracodawca nie wpłacają składek do PPK.
"Natomiast jednostronna interwencja zwalniająca tylko pracodawców z wpłat byłaby nieuczciwa wobec pracowników, którzy w efekcie mieliby niższe świadczenia na stare lata" - uważa rozmówca PAP.
Wiceprezes PFR przyznał, że zgodnie z prawem pracodawcy znajdujący się w trudnej sytuacji, związanej np. z COViD, którzy przechodzą na obniżony wymiar czasu pracy pracowników, korzystają z tarcz bądź postojowego, mogą zawiesić swoje wpłaty do PPK. "Ustawodawca przewidział, że firmy w obiektywnie trudnej sytuacji mogą nie dokonywać wpłat do PPK" - zauważył Marczuk.
Zwrócił także uwagę na drugi aspekt sprawy, związany z zaufaniem do systemu emerytalnego. "Nasze +przygody+ z OFE, ze zmianami w systemie emerytalnym spowodowały, że duża część Polaków nie ma zaufania do oszczędzania organizowanego przez państwo. Dlatego kolejna zmiana warunków w trakcie gry oznaczałaby, że te obawy i lęki po prostu by się zmaterializowałyby" - powiedział.
Według niego proponowana zmiana jest też symboliczna, bowiem wcześniej PO-PSL zdecydowały o tym, by bez konsultacji połowę oszczędności Polaków w OFE przenieść do ZUS, czyli znacjonalizować.
Dodał, że projekt KO zapowiadany jest jednocześnie w "gorącym" dla PPK okresie. 27 października br. mija termin podpisywania umów o zarządzanie PPK dla firm z II fali (zatrudniających od 50 do 249 pracowników) oraz III fali (zatrudniających od 20 do 49 osób). Do 10 listopada pracownicy mają się zdecydować, czy przystępują do PPK, czy nie. Takich osób jest ok. 3,3 miliona, a firm - ponad 60 tys.
"To fatalny moment na składanie nieprzemyślanych propozycji zmian" - podkreślił Marczuk.
Od 1 stycznia do systemu ma przystąpić IV fala firm, zatrudniających do 20 osób oraz cały sektor finansów publicznych. Umowy o zarządzanie instytucje te powinny zawrzeć najpóźniej do 26 marca 2021 r., a o prowadzenie - do 10 kwietnia 2021 r.
Tzw. średniaki z II fazy miały przystąpić do PPK już wiosną tego roku, ale ze względu na epidemię koronawirusa termin przesunięto. Zgodnie z wyliczeniami PFR, po przystąpieniu IV fazy w PPK będzie dodatkowo oszczędzało na emeryturę ok. 4-4,5 mln Polaków.
Jak mówiła w czwartek na konferencji prasowej w Sejmie Izabela Leszczyna (KO), autorzy projektu chcą dać oddech przedsiębiorcom, którzy muszą skupić się na walce o przetrwanie, a nie mogą się zajmować skomplikowanymi, administracyjnymi działaniami. "Przedsiębiorcy nie mogą być obciążani dodatkowymi kosztami" - podkreśliła posłanka.
Poinformowała, że KO w projekcie ustawy zaproponuje, aby przedsiębiorcy, którzy nie podpisali jeszcze umów o prowadzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych, mieli prawo odroczyć ten ustawowy obowiązek do sierpnia do 2021 roku. Natomiast przedsiębiorcy, którzy już zawarli umowy o PPK, będą mogli odroczyć odprowadzanie składek do końca 2022 roku, ponieważ - jak zaznaczyła Leszczyna - "pandemia nie skończy się za miesiąc, a popandemiczny kryzys nie skończy się za rok".
Pracownicze Plany Kapitałowe to dobrowolny i powszechny system długoterminowego oszczędzania. Do programu może przystąpić każdy zatrudniony, który podlega obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym. Oszczędności tworzone będą wspólnie przez pracowników, pracodawców oraz państwo.
1 lipca 2019 roku jako pierwsze do systemu weszły największe przedsiębiorstwa, zatrudniające co najmniej 250 osób.
Do systemu zostają automatycznie zapisani pracownicy w wieku od 18 do 55 lat. Pozostali, którzy przekroczyli 55. rok życia, mogą przystąpić do PPK na własny wniosek. Wszyscy mają prawo w dowolnym momencie zrezygnować z udziału w PPK, a także w dowolnym momencie do nich przystąpić.
KOMENTARZE (3)