- Od ostatniego badania Grant Thornton Polska odrobiła znaczną część dystansu do państw Unii Europejskiej, jednak różnica w średnich wynagrodzeniach nadal jest ogromna.
- Przy obecnych dynamikach już „tylko” 38 lat dzieli Polskę od średnich zarobków w Niemczech. W poprzedniej edycji raportu, sprzed dwóch lat, dystans ten wynosił aż 59 lat.
- Jeśli wszystkie kraje UE utrzymałyby swoje aktualne dynamiki wzrostu płac, to Polska najszybciej dogoniłaby Portugalię, bo w 2027 roku.
Polska gospodarka ma za sobą okres silnego rozwoju. Jest jedyną w Unii Europejskiej i jedną z nielicznych na świecie, która w ostatnich dwóch dekadach nie doświadczyła recesji. Dzięki temu, polski dochód narodowy stale wzrasta, stopniowo odrabiając dystans, jaki dzieli nas od państw Europy Zachodniej. Jeszcze w 2000 r. średnie zarobki w Polsce sięgały 23,5 proc, średniej unijnej, tymczasem w 2018 r. było to 35,5 proc. W niespełna dwie dekady zmniejszyliśmy dystans o około 1/6.
W sierpniu 2019 r. premier Mateusz Morawiecki podkreślił, że Polsce są potrzebne europejskie płace.
- Wiemy, że im więcej jest pracy, tym wyższe są wynagrodzenia, rynek pracownika, wypychanie wynagrodzeń w górę. Europejskość w komplecie - Polacy muszą zarabiać na poziomie europejskim - powiedział premier Mateusz Morawiecki.
Polskie zarobki na tle płac UE
To jak plasujemy się pod względem zarobków na tle krajów UE przedstawia Eurostat .
Polscy pracownicy zarabiają nominalnie (bez uwzględnienia poziomu cen w danym kraju) niemal trzy razy mniej, niż wynosi średnia unijna oraz prawie pięć razy mniej, niż w prowadzącym w zestawieniu Luksemburgu (4 958,06 euro).
Dla porównania, miesięczne zarobki w całej UE wynosiły średnio 2 981,57 euro, a w strefie euro – 3 268, 36 euro. Co więcej, Polskę pod względem zarobków przegoniły Czechy (wzrost z 971,21 euro w 2016 do 1 245,45 euro w 2018) oraz Węgry (wzrost z 852,72 euro do 1 081,48 euro).
Nasze pensje mają jednak od wielu lat stale jedną z najwyższych dynamik wzrostu ze Unii. Średnia dynamika ostatnich trzech lat w Polsce wyniosła 4,66 proc. wobec 2,58 proc. średnio w UE. To daje nadzieję, że w zarobkowym rankingu będziemy awansować i doganiać poszczególne kraje UE.
Kiedy dogonimy Europę?
Z raportu „Salary Catch Up Index” firmy Grant Thornton wynika, że gdyby Polska utrzymała aktualną dynamikę wynagrodzeń (4,66 proc. z lat 2016-2018), to średnią pensję unijną byłaby w stanie dogonić za około 50 lat – w 2069 roku.
- Oznacza to, że w ciągu ostatnich dwóch lat Polska zdołała odrobić aż 8 lat dystansu – w naszym poprzednim badaniu (opartym na danych za lata 2014-2016) przewidywaną datą dogonienia średniej unijnej był rok 2077. Jeszcze bardziej, bo aż o 20 lat, skrócił się dystans dzielący Polskę od Niemiec – według tegorocznego badania ich średnią pensję dogonimy w 2057 roku - piszą autorzy z Grant Thornton.
Z analizy Grant Thornton wynika, że nadrobienie dystansu Polski do bogatszego Zachodu częściowo wynika z przyspieszenia dynamiki płac w naszym kraju (z 4,53 proc. do 4,66 proc.), co jest zasługą przede wszystkim silnego wzrostu gospodarczego, ale też spadku dynamiki wynagrodzeń w UE (z 2,65 proc. do 2,58 proc.) i Niemczech (z 2,17 proc. do 1,05 proc.). Choć zmiany te mogą wydawać się niewielkie, liczone nawet w dziesiątych punktu procentowego, to w długim okresie – jako tzw. procent składany – odgrywają dość istotną rolę.
Jeśli wszystkie kraje UE utrzymałyby swoje aktualne dynamiki wzrostu płac, to Polska najszybciej dogoniłaby Portugalię – stałoby się to już w kwietniu 2027 roku. Dwa lata później polskie zarobki zrównałyby się z greckimi, a w 2032 roku – z hiszpańskimi. Inne bogate państwa europejskie Polska będzie gonić w kolejnych latach – Włochy w 2037 roku, Belgię oraz Finlandię w 2043 roku, następnie Francję w 2045 roku. To znacznie szybsze terminy niż te, które wskazywaliśmy w poprzednim raporcie.
- Fakt, że proces nadrabiania zaległości płacowych do bogatszych krajów, przyspieszył oczywiście bardzo cieszy. Należy jednak mieć świadomość, że nawet przy korzystnych założeniach, według których Polska utrzymuje kilkakrotnie wyższe tempo płac niż średnio całą UE, perspektywa osiągania przez nasz kraj europejskich zarobków jest bardzo odległa. Byłoby to mimo wszystko proces rozłożony na kilka dziesięcioleci – tłumaczy Tomasz Wróblewski, partner zarządzający w Grant Thornton.
Te kraje gonią Polskę
Warto dodać, że kraje, które obecnie mają niższe płace niż Polska, odnotowują ostatnio wysokie dynamiki wzrostu. Jeśli je utrzymają, mogą przegonić nas w ciągu zaledwie kilku lat. Przy utrzymaniu stałych dynamik z lat 2016-2018 najszybciej może nas dogonić Rumunia. Data skrzyżowania się średnich rumuńskich pensji z polskimi to marzec 2023 roku. Kolejnymi państwami z niższymi zarobkami, które w najbliższym czasie zrównają swoje zarobki z polskimi, są Litwa (2025 rok) i Łotwa (2026 rok).
Z kolei najdłuższy dystans do polskich wynagrodzeń ma do odrobienia państwo, które o aktualnie najniższych płacach w UE – Bułgaria. Według prognoz Grant Thornton zrówna się z polskimi pensjami w 2037 roku.
Państwem, które przy obecnych dynamikach nigdy nie dogoni Polski pod względem średnich wynagrodzeń, jest Słowacja.
Polsce brakuje 21 lat do obecnej średniej UE
W raporcie Grant Thornton zaktualizowano również drugą symulację z poprzedniej edycji, mówiącą o tym, kiedy pensje w Polsce osiągną aktualny stan średniej unijnej i innych krajów UE. W tym przypadku podczas obliczeń założono, że polskie wynagrodzenia rosną w stałym tempie 4,66 proc. (dynamika z trzech ostatnich lat), a pensje pozostałych państwa UE nie rosną wcale (dynamika wynosi 0). Okazuje się, że poziom aktualnych średnich zarobków w UE (35,7 tys. euro) osiągnęlibyśmy za 21 lat.
Od poziomu wynagrodzeń dwóch najbogatszych państw, Danii i Luksemburga, Polskę dzieli ponad 30 lat – osiągnęlibyśmy ich poziom (ok.60 tys. euro) dopiero około 2050 roku Jeśli chodzi o Niemcy – ich obecny poziom (50,5 tys. euro) moglibyśmy osiągnąć za 29 lat.
- Aby ten okres skrócić, polskie państwo musi tworzyć korzystne warunki do rozwoju przedsiębiorstw , a przedsiębiorcy muszą dbać o rozwój swoich firm. Jedynym źródłem zamożności jest bowiem praca. Jeśli chcemy zarabiać więcej, są do tego jedynie trzy drogi. Po pierwsze, moglibyśmy po prostu pracować więcej (np. aktywizując jak największą liczbę osób biernych zawodowo albo później przechodząc na emeryturę), bardziej efektywnie (wytwarzać więcej w tym samym czasie, np. dzięki lepszej organizacji pracy, w tym automatyzacji) lub bardziej innowacyjnie (osiągając większą wartość dodaną z wykonywanych prac). Nadal na tych polach istnieją spore rezerwy i zadaniem zarówno polskiego państwa, jak i polskich przedsiębiorców jest ich maksymalne wykorzystywanie – uważa Tomasz Wróblewski.
Płaca minimalna w górę
Obecnie płaca minimalna w Polsce od 1 stycznia 2019 roku wynosi 2250 zł brutto (to wzrost wynagrodzenia minimalnego o 7,1 proc., czyli o 150 zł w stosunku do 2018 r.). W 2020 r. minimalne wynagrodzenie ma być jeszcze większe. Podczas posiedzenia Rady Ministrów premier Mateusz Morawiecki zdecydował o podwyższeniu pensji minimalnej do 2600 zł. Oznacza to wzrost o 350 zł, czyli o 15,6 proc. w stosunku do 2019 r. Minimalna stawka godzinowa w 2020 r. będzie wynosiła natomiast 17 zł (w 2019 r. jest to 14,70 zł).
To nie koniec. według zapowiedzi PiS, w 2021 roku wynagrodzenie minimalne wzrośnie do 3000 zł, zaś w 2024 roku - do 4000 zł.
- Zaproponowana ścieżka wzrostu płacy minimalnej będzie dobrze służyła podniesieniu wydajności, innowacyjności polskich przedsiębiorstw, jakości pracy, ale też zadowoleniu pracowników - a to wszystko się ze sobą łączy - ocenia Mateusz Morawiecki.
Zadowolenie z wysokości zarobków pozostawia wciąż bowiem wiele do życzenia wśród polskich pracowników. Z badania Pracuj.pl wynika, że 4 na 10 (39 proc.) z badanych Polaków, nie jest zadowolonych z obecnego wynagrodzenia. Co trzeci myśli o swoich zarobkach pozytywnie, również co trzeci - nie ma na ten temat określonego zdania.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)