• W tym tygodniu - dokładnie 9 lutego - obchodzono Międzynarodowy Dzień Pizzy.
• Jak pracuje się branży? Dobrzy kucharze są bardzo poszukiwanymi pracownikami. Dostawcy, oprócz wypłaty, mogą liczyć również na realne napiwki.
Ile ludzi pracuje w branży? Z pewnością dziesiątki tysięcy. Np. w polskich restauracjach Pizza Hut pracuje 2,1 tys. osób, w tym 200 to kadra kierownicza. Średnio na jedną restaurację przypada 40 osób. Ok. 70 proc. pracowników to kelnerzy, a 30 proc. – kucharze. Takie mniej więcej proporcje są zachowane w każdej restauracji. Chociaż kucharze stanowią mniejszość pracowników sieci, to jednak właśnie oni są najbardziej poszukiwani.
- W dobie likwidacji szkół zawodowych, w tym również gastronomicznych – wyzwaniem jest znalezienie osób przygotowanych do tego zawodu. Dlatego sami szkolimy kandydatów. Brak doświadczenia w branży gastronomicznej nie przeszkadza w tym, by do nas aplikować – mówi dla portalu regiopraca Iwona Sarachman, dyrektor ds. PR AmRest, firmy zarządzającej restauracjami Pizza Hut.
– Od początku szukaliśmy na stanowisko pizzermana osoby z minimum 3-letnim doświadczeniem, ale i tak się nie sprawdzały. W ciągu 3 miesięcy na tym stanowisku przewinęło się 10 osób. Ostatecznie udało się jednak znaleźć właściwe osoby – jedna ma 7-letnie doświadczenie, druga 4-letnie – opowiada FranczyzieWPolsce Kamil Lewicki, franczyzobiorca konceptu Pizzeria Biesiadowo, który prowadzi wraz z bratem lokal pod tą marką w podwarszawskich Ząbkach.
Według Iwony Sarachman większość pracowników w pizzeriach zatrudniona jest na umowę o pracę. W restauracjach pracują jednak studenci, którym niejednokrotnie zależy na elastycznym czasie pracy i którzy mogą otrzymać umowę-zlecenie lub umowę o dzieło.
Jak pracuje się w pizzerii w Polsce? Tosia, kulinarna blogerka z Trójmiasta zatrudniła się w jednej z restauracji, mając nadzieję, że wykradnie sekretny przepis na pizzę. Przy tej okazji dowiedziała się o rygorystycznych zasadach, które obowiązują m.in. kelnerów.
– Muszą się mocno trzymać standardów czasowych np. muszą podejść do stolika po zjedzeniu pierwszego kawałka pizzy przez klienta i sprawdzić czy gość jest zadowolony, a na wydanie reszty z rachunku mają maksymalnie trzy minuty. Oprócz tego często dostają niespodziewane nadgodziny i są pilnowani, by nie korzystali z telefonu komórkowego. Pracowałam w wielu dziwnych miejscach, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim rygorem, związanym z samym spojrzeniem na telefon, by sprawdzić która jest godzina – pisze na swoim blogu Tosia.
Czy praca w pizzerii się opłaca? Opinie są mocno podzielone. Dla niektórych to dobra możliwość wykorzystania wolnych godzin w trakcie studiów, dla innych męczarnia niewarta zachodu.
– Pracowałem jako dostawca i pizzerman w Da Grasso i mieliśmy około 100 dostaw dziennie, plus lokale. Praca przy mocno rozgrzanym piecu w lato do przyjemnych nie należy. 7 zł na rękę to nie jest najgorsza stawka, choć u nas zarabiali od 7 do 13 zł za godzinę, ale to zależy od stażu – opisuje na forum użytkownik Sylleni-kun.
Napiwki dla dostawców
Zarobki dla dostawców pizzy to zwykle w okolicy 2 tys. zł brutto miesięcznie. Częstym wymaganiem jest jednak posiadanie własnego środka transportu.
Jeśli chodzi o napiwki, nie ma żadnej reguły. Marek, magister inżynier po krakowskiej AGH po 15 miesiącach w zawodzie dostawcy powiedział dla Newsweeka, że zamożność nijak się ma do hojności. Ma na ten temat własną teorię: kapitalista, który się dorobił ciężką pracą, nie daje. Ale jak ktoś się urodził bogaty, to jest nauczony dawania. Ulubiony klient Marka to facet, który leży na kanapie w samych majtkach i sobie odpoczywa. Taki zawsze sypnie groszem.
– Niestety ten typ jest najrzadszy – mówi z żalem.
– Średnia napiwkowa to półtora złotego – mówi z kolei Marcin, politolog i absolwent podyplomowych studiów z administracji. – Wyliczenie jest proste: w trzech z rzędu kursach nie dostaje się nic, a potem kilka razy po piątce. I wychodzi właśnie 1,50 zł.
Inni dostawcy zgodnie dodają: z pewnością parę złotych dorzuci ten, kto poprosi, żeby kupić mu po drodze paczkę papierosów albo flaszkę wódki. Niby nie wolno tego robić, ale większość dostawców nie odmawia, bo takie drobne sprawunki to całkiem przyzwoite źródło dochodów.
– Jeździłem z pizzą w Poznaniu i uwierzcie, można spokojnie z tego wyżyć. Miałem ponad 200 zł dniówki za 10 godzin pracy, z czego połowa to były napiwki. To dobra robota dla studenta, ale trzeba być energicznym – wypowiada się w internecie Pyra.
– A u mnie wygląda to tak: zarabiam 1300 zł na rękę, do tego napiwki (około 200-300 zł miesięcznie). Auto mam z pizzerii, za paliwo płaci szef. Pracuję 7 dni w tygodniu po 8-9 godzin, w niedzielę tylko 5-6 godzin – opisuje Tadek.
Zdarzają się jednak i zawiedzeni... Tak o jednej ze znanych sieci pisze były dostawca.
- Oszukują ludzi na wypłatach, system który rozlicza pracownika na koniec dnia nalicza większą należność niż powinna być w rzeczywistości. Uczciwą pracą tam się nie zarobi a wręcz można stracić. Wypłaty nie są w terminie i trzeba się o nie dobrze naprosić. Kierownictwo i szefostwo pozostawia wiele do życzenia względem poszanowania pracownika.
KOMENTARZE (0)