Pandemia koronawirusa zatrzymała na chwilę świat, ale nie zatrzymała start-upów. Po lekkich perturbacjach wiele z nich wróciło silniejszych, bogatszych o nowe doświadczenia i możliwości. Do zweryfikowania swoich działań COVID-19 zmusił też inwestorów. Jednak - jak podkreślali paneliści w sesji "Start-upy i inwestorzy" odbywającej się w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach – pieniędzy dla start-upów nie zabraknie.
O ile nie wszystkie branże i sektory były przed pandemią zainteresowane cyfryzacją i technologicznymi nowinkami, o tyle koronawirus mocno zmienił podejście do podmiotów, które się nimi zajmują i które je tworzą. To dla start-upów - pomysłodawców i twórców wielu z nich - ogromna szansa.
- Pamiętam ten dzień, gdy dostaliśmy informację, że jutro nie przychodzimy do pracy i 80 proc. urzędników z dnia na dzień przeniosła się zza biurek do własnych domów... Mamy w naszych strukturach inwestycje, które są dojrzałe cyfrowo i dla nich to była normalność, ale są też takie, dla których była to nowość. Na naszą prośbę o wsparcie był wielki odzew start-upów i developmentu. Stworzyliśmy armię wolontariuszy, firm, które - odpłatnie rzecz jasna - udostępniały nam pracowników do tworzenia narzędzi do walki z koronawirusem, wspólnie opracowaliśmy programy ułatwiające funkcjonowanie w pandemicznej rzeczywistości - mówiła Justyna Orłowska, dyrektor programu GovTech Polska i pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech podczas sesji "Start-upy i inwestorzy" podczas European Tech and Start-up Days (to spotkanie w ramach XII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach).
W jej opinii pandemia spowodowała, że popyt na oferowane przez start-upy rozwiązania cyfrowe i technologiczne stale będzie rósł.
- Jeśli chodzi o "zapotrzebowanie govtechowe", to był i jest dobry czas dla start-upów, bo jeśli kiedyś nowoczesne technologie to nie był temat, którym w pierwszej kolejności interesowała się administracja publiczna, tak teraz na te pomysły czeka. A my też na nie czekamy - i zapraszamy do rozmów - zachęcała.
Czytaj też: Dla start-upów jest najwięcej pieniędzy w historii
– Koronawirus to problem, ale też szansa, by wejść w nowe obszary – przekonywał Marcin Wilk, prezes zarządu Śląskiego Funduszu Rozwoju. Jak mówił, pandemia zmusiła wiele podmiotów do weryfikacji planów, strategii i budżetów. W efekcie wiele z nich w kryzysowej sytuacji dostrzegło szansę na rozwój i na działania w nowych dotychczas dla nich obszarach. Wiele z nich także z tej szansy skorzystało.
- Jeśli chodzi o perspektywę inwestora, to 2020 r. był do 15 marca i później... Do tego czasu działaliśmy według planów i strategii. Od tego czasu pracowaliśmy zdalnie - i to wpłynęło na szybkość i sprawność realizowania transakcji - mówił Marcin Wilk.
Marcin Wilk, prezes zarządu Śląskiego Funduszu Rozwoju (fot. PTWP)
Jak wspomniał, pierwsze tygodnie pandemii to przejście na nowy model pracy i współpracy z founderami.
- Nasz fundusz musiał zmienić strategię inwestycyjną i skierować środki - skoro żyjemy w tak niepewnych czasach - na projekty bardziej dojrzałe, gdzie wejście na rynek plasuje się w horyzoncie krótkoterminowym. To też zmieniło kierunki naszych inwestycji - mówił Wilk.
W jego opinii to nowe podejście do zarządzania było bardzo szybko zauważalne.
– Podmioty, które z nami współpracują - a są ich setki - muszą się skupiać, by budżet był zaplanowany precyzyjnie, a moment wejścia na rynek wymierzony "w punkt" – precyzował Wilk. – Tak naprawdę wszędzie było słychać, że koronawirus to jest problem; dla nas to była okazja, by wejść w nowe obszary - i to zrobiliśmy.
O swoich doświadczeniach mówił też Rafał Han, CEO i Co-Founder Silvair, firmy oferującej kompleksowe rozwiązania dla inteligentnej kontroli oświetlenia.
– Z racji naszego rozwoju i tego, że jesteśmy spółką amerykańską, korzystamy z popularnych w Dolinie Krzemowej obligacji zamiennych. W lutym byłem na spotkaniach, podczas których rozmawiałem z ok. 25 inwestorami, w połowie marca te kontakty zmalały do zera. Wszyscy w tej dużej niepewności wstrzymali inwestycje i musieliśmy bazować na już zbudowanych relacjach, na tych inwestorach, którzy znają nasz biznes i można z nimi pewne rzeczy omówić przez telefon – mówił Han.
Rafał Han, CEO, Co-Founder, Silvair (fot. PTWP)
Podobnie jak Wilk przyznał, że pandemia to dla wielu firm szansa na rozwój. – Jeśli chodzi o biznes, to na początku było załamanie, bo gros naszych działań prowadzimy w Kalifornii, gdzie najpierw był wirus, potem zamieszki, a na końcu - fala pożarów. W efekcie monterzy nie mogli robić instalacji na budynkach, więc był spadek, ale potem ogromny wzrost... W USA distance learning obowiązuje do końca roku – to ogromna szansa, bo można wejść do budynku, i robić instalacje. Pojawiło się mnóstwo nowych okazji, bo ludzie, firmy chcą wiedzieć, jak wykorzystywane są biurka, a my dostarczamy tej informacji, bo instalujemy oświetlenie - i to była dla nas duża szansa – przyznał Han.
Czytaj też: Start-Up Challenge 2020: Oto najciekawsze start-upy w Polsce
Swą szansę w dobie pandemii wykorzystał też Genomtec. Ostatnie miesiące to dla tego start-upu duże przyspieszenie.
– Z perspektywy Genomteca, który jest start-upem biotechnologicznym, med-techowym, bez wątpienia widać większe zainteresowanie funduszy inwestycyjnych. To, o czym wcześniej mówiliśmy, prezentując naszą technologię - że może się zdarzyć sytuacja kryzysowa, pandemiczna - było odbierane przez fundusze jako coś praktycznie niemożliwego... Nagle okazało się, że coś takiego dzieje się na naszych oczach, więc na pewno to zrozumienie i potrzeba odpowiedniej diagnostyki w obszarze medycyny wzrosły - – mówił Miron Tokarski, CEO Genomtec.
I dodawał, że pandemia otworzyła przed jego formą nowe możliwości, jeżeli chodzi o "core" produktu, który cały czas jest na etapie badawczo-rozwojowym i dopiero pod koniec przyszłego roku czy na początku 2022 r. będzie przechodził przez fazę certyfikacji.
- Natomiast obecna sytuacja pozwoliła nam wejść na rynek z testami laboratoryjnymi na COVID-19, czyli z czymś, czego wcześniej nie przewidywaliśmy. I pozwoliła nam też zawrzeć odpowiednie umowy, więc tak naprawdę przyspieszyć proces prowadzenia biznesu, który do tej pory wyznaczał standard funkcjonowania biznesu bez pandemii – mówił Miron Tokarski, CEO Genomtec.
Miron Tokarski, CEO Genomtec (fot. PTWP)
Jak przyznał, pandemia dała start-upowi "dodatkowy dopalacz" do tego, by pewne procesy przebiegały szybciej.
- To było też wyzwanie, bo podczas lockdownu mogliśmy pracować w laboratorium zdalnie, więc musieliśmy znaleźć sposób, by móc pracować dalej w sposób bezpieczny dla wszystkich. To się udało w rekordowym czasie! Od momentu, kiedy rozpoczęliśmy pracę, do momentu, kiedy mamy certyfikowany, dostępny na rynku test diagnostyczny, minęło troszkę ponad 2 miesiące! - wskazywał Tokarski.
Pandemia nie pozostała też bez wpływu na sektor publiczny.
- Że pandemia pojawi się w Polsce i będzie lockdown, wiedzieliśmy dużo wcześniej. Dlatego już wcześniej zostały zakupione odpowiednie licencje, przetestowane systemy, a pracownicy zostali przygotowani do sytuacji, w której nie przyjdą do pracy. De facto z dnia na dzień 80 proc. instytucji "poszło do domu"... - mówił Przemysław Kurczewski, zastępca dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Zapewnił przy tym, że pandemia nie odbiła się na beneficjentach.
- W programie Szybka Ścieżka nie zauważyliśmy żadnych opóźnień. Zresztą szukaliśmy wszystkich drobnych rzeczy, które usprawnią procesy i umożliwią sprawną wypłatę środków dla beneficjentów. Dużym problemem było natomiast przekonanie ekspertów i potencjalnych beneficjentów, by zgodzili się na formę współpracy online. Fakt, że eksperci nie muszą przyjeżdżać do NCBR, okazał się w końcu pozytywnym efektem Covid-19 - powiedział Kurczewski.
Przemysław Kurczewski (z prawej), zastępca dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (fot. PTWP)
Przyznał też, że koronawirus skłonił NCBR do przemyśleń, jak powinny funkcjonować instytucje publiczne w przyszłości.
- Mamy wiele przemyśleń na temat tego, jakie powinniśmy mieć powierzchnie. NCBR to ponad 600 osób. Aż się prosi, by zmniejszyć liczbę sal konferencyjnych, pokojów i poczekalni, które stanowią obciążenie finansowe. Powinniśmy się zastanowić, jak prowadzić biznes publiczny w przyszłości, bo ludzie przyzwyczaili się do pracy zdalnej, pracownikom bardzo się ona podoba, a i efektywność ich pracy wzrosła - oceniał Kurczewski.
Zauważył też, że po kilku miesiącach niepewności inwestorzy przeznaczają większe kwoty na kontynuację rozpoczętych projektów, ale też - co ważne - coraz śmielej stawiają też na nowe pomysły.
- Widzimy powrót do tych wczesnych pomysłów. Był czas, gdy inwestorzy zastanawiali się, czy wycofać się z projektów, czy wstrzymać finansowanie w niektórych z nich... Na szczęście okazało się, że lockdown nie był tak długi i groźny. I obecnie aktywność inwestycyjna znów jest bardzo duża - mówił dyrektor NCBR.
Czytaj też: Pandemia nie szkodzi inwestycjom w start-upy. Oto przykład
Ostrożnie do potencjalnych scenariuszy na przyszłość odnosi się Marcin Seniuk, dyrektor w Departamencie Rozwoju Start-upów Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
– Jesteśmy w unikalnej sytuacji i trochę nieodpowiedzialne byłoby snucie scenariuszy czy wizji i budowanie predykcji, jeśli chodzi o rynek czy zachowania rynku. Tak naprawdę nie wiemy jeszcze, w jakim kierunku rozwinie się obecna sytuacja i musimy liczyć się z dalszymi ograniczeniami czy zmianami. Obecnie mamy sytuację tymczasowej, pozornej stabilizacji. Wytworzyły się nowe warunki, do których wszyscy próbują się dostosować i wydaje się, że to perspektywa nawet nie średniookresowa, ale prawdopodobnie potrwa to do czasu odkrycia i zastosowania właściwej szczepionki – mówił Seniuk.
Marcin Seniuk, dyrektor w Departamencie Rozwoju Startupów Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (fot. PTWP)
Przyznał też, że pandemia wymogła na agencji podjęcie pilnych działań dla zachowania ciągłości procesów.
– Jesteśmy urzędem, zatrudniamy prawie 600 osób i jako taka publiczna korporacja nie mamy wpisane w nasze DNA zmian. Używając analogii sportowej: zostaliśmy złapani na bramkarskim wykroku w momencie, kiedy mieliśmy otwarte bardzo wiele procesów, dotyczących przedsiębiorców - mikro, małych i średnich spółek, ze szczególnym uwzględnieniem start-upów. W momencie, kiedy traktowaliśmy je naszymi konkursami, w momencie, kiedy projektowaliśmy pewne interwencje, rozliczaliśmy, nadzorowaliśmy projekty, zostaliśmy postawieni przed wyzwaniem zmiany procesów realizowanych w agencji (z uwzględnieniem tego, by utrzymać równe warunki dla wszystkich naszych partnerów, interesariuszy, beneficjentów) – opowiadał Seniuk.
Przystosowanie się do nowych warunków zajęło agencji ok. 2-3 tygodnie.
– 95 proc. agencji pracuje zdalnie - wydaje mi się bez uszczerbku dla projektów czy o beneficjentów. Musieliśmy się dostosować do nowych warunków, a beneficjenci też spotkali się z tymi nowymi warunkami. Tam, gdzie można było, zastosowaliśmy odpowiednie zmiany przepisów. Mamy do czynienia ze specustawami, które nam elementy, ramy wdrażania programów uelastyczniają, więc z bardzo otwartą głową i elastycznymi zasadami podchodzimy do tego, jak wydają nasze pieniądze przedsiębiorcy i jak starają się o te pieniądze zabiegać. To, co nas bardzo cieszy, to co najmniej zdwojone zainteresowanie przedsiębiorców kapitałem dotacyjnym, publicznym – podkreślał.
Pytany o branże, które w jego opinii mogą teraz liczyć na najszybszy rozwój, wskazał kilka sektorów.
– Branża biotechnologiczna, cały obszar związany ze zdalną komunikacją, z automatyzacją pewnych procesów - to branże czy też rozwiązania, które będą wyjątkowo atrakcyjne na rynku. Widzimy, że pewne sektory mogą się na to otworzyć, wytworzyć pewne trendy. Kto, jak nie start-upy, ma największą zdolność do adaptacji? Mają one tę przewagę, że są gotowe do zmian, do przeobrażeń modeli biznesowych – mówił Seniuk.
Debatę prowadził Łukasz Korycki, dziennikarz, Puls Biznesu (fot. PTWP)
Pozytywnie obecną sytuację start-upów i kwestii dotyczących ich finansowania ocenił Tomasz Snażyk, CEO Fundacji Start-up Poland.
– Porównując sytuację w Polsce do innych krajów europejskich - w takim stopniu, w jakim można ją porównać - trudno mówić o jakiejś totalnej tragedii... W Polsce nie ma jednoznacznych instrumentów dla start-upów - pożyczek, specjalnych ofert inwestycyjnych itp. - podczas gdy takie formy z powodzeniem funkcjonują we Francji, Holandii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Biorąc pod uwagę, że - poza wsparciem związanym z tarczą antykryzysową - nie było finansowania dedykowanego start-upom, to naprawdę nie jest źle – mówił Snażyk.
Tomasz Snażyk, CEO Fundacji Startup Poland (fot. PTWP)
Podobnie, jak jego przedmówcy, zwrócił uwagę, że pandemia koronawirusa dla wielu firm i start-upów stała się rozwojowym turbo-przyspieszeniem.
– Takie podmioty, jak RanoZebrano.pl, Rolnik czy inne portale oferujące dostawę czegokolwiek, przeżywały hossę. Ponieważ nie można było przywozić nic z Chin, niesamowity moment miał druk 3D. Zresztą polska spółka wydrukowała wówczas pierwszy respirator – mówił Snażyk.
Jak przyznał, pierwsze tygodnie pandemii wymogły serię zmian zarówno na instytucjach publicznych, jak i na start-upach. Kluczowy w skutecznym wdrażaniu zmian okazał się czynnik ludzki. – W tej fazie ważny był zespół i jego poznanie – zauważył.
Tekst powstał na podstawie panelu "Start-upy i inwestorzy" odbywającego się w ramach XII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Pełen zapis panelu w nagraniu poniżej.
KOMENTARZE (1)