- Inwestorzy coraz ostrożniej podchodzą do inwestowania w start-upy, uważając, że dawanie pieniędzy rozpieszcza i nie uczy odpowiedzialności.
- Poza tym, biorąc pod uwagę fakt, że osiem na dziesięć start-upów bankrutuje w ciągu pierwszych trzech lat istnienia, a 80 proc. z tych, które przetrwały, upada w ciągu kolejnych dwóch lat, ryzyko jest spore.
- Start-upowcy powinni zatem zmienić swoje podejście do biznesu i... wykazać nieco więcej pokory.
– Przez ostatnie lata wykształciło się w Polsce grono ludzi, których nazywam seryjnymi start-upowcami – mają pomysł, ale zero wkładu własnego w postaci kapitału. Kasę dostarczają aniołowie biznesu albo fundusze unijne, i jak się pomysł nie sprawdzi, biznes nie wypali, to nic się nie stało, bo to nie ich kasa została utopiona, więc za pół roku przychodzą z nowym projektem – mówi w rozmowie z nami Daniel Lewczuk, prezes Executive Network oraz anioł biznesu.
Również Maciej Balsewicz, prezes bValue, stwierdził w rozmowie z "Nowym Przemysłem", że za duży strumień złotówek czy dolarów na początku drogi może sprzyjać pewnemu rozluźnieniu, utracie instynktów samozachowawczych, bo owa „płynnościowa poduszka” tworzy – czasem nadmierny – komfort pracy i zabija motywację.
– Sztuczne pompowanie pieniędzy rozpieszcza. Do mojej firmy przychodzą ludzie, którzy mają świetne pomysły i na wstępie domagają się pieniędzy na ich realizację. To tak nie działa – mówi z kolei Dawid Cycoń, prezes ML System.
Natomiast Adam Gardocki, reprezentujący białostocki region AIP oraz inkubator AIP z Lublina zauważa, że ludzie, którzy chcą wejść na rynek ze swoimi pomysłami, domagają się pieniędzy, a jeśli się okaże, że muszą wyłożyć własne pieniądze, to są już mniej chętni do działania. – To pokazuje, że trzeba pracować nad rozsądnym wydawaniem i dysponowaniem środków na rozwój start-upów – dodaje.
Jak mądrze zainwestować w start-up?
Wszystko to sprawia, że inwestorzy zmienili podejście do start-upów. Jak przekonuje nas Daniel Lewczuk, dziś już prawie nikt nie inwestuje w story – to musi być coś więcej niż sam pomysł, coś, co już działa, istnieje. – Oczywiście, jeśli przychodzi do nas start-upowiec z gołym pomysłem, a my dostrzegamy w nim potencjał – podpowiadamy mu, jako aniołowie biznesu – jak ten pomysł przemienić w realny model biznesowy. I to często wiele zmienia – dodaje.
Problem ten zauważa również Dawid Cycoń, który przyznaje, że do jego firmy trafia wiele młodych ludzi, którzy są „napompowani” tym, że wszędzie dostaną pieniądze na rozwój strat-upów. – Nieraz mają świetne pomysły, ale nie mają zielonego pojęcia, jak je przekształcić w gotowy produkty czy gotową linię produkcyjną – mówi.
Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę fakt, że osiem na dziesięć start-upów bankrutuje w ciągu pierwszych trzech lat istnienia, a 80 proc. z tych, które przetrwały, bankrutuje w ciągu kolejnych dwóch lat, trudno się dziwić, że inwestorzy są coraz bardziej ostrożni w wydawaniu swoich pieniędzy.
– Dlatego zawsze mówię, że inwestowanie w start-upy to nie jest zabawa, tylko niesłychanie trudna rzecz, ponieważ wchodzimy w środowisko, któremu w 80 proc. się nie powiedzie. Oczywiście jeżeli zainwestujemy skutecznie, to jest to coś, co może nam w przyszłości przynieść spore zyski, ale generalnie jest to środowisko obwarowane bardzo dużym ryzykiem – wyjaśnia Lewczuk.
– Zawsze powtarzam, że inwestować jest bardzo prosto – to kwestia ustalenia ceny, po której obejmuje się udziały, ale zainwestować, zbudować wartość i wyjść z tego z zyskiem jest już trudno – dodaje.
Dlatego kiedy decyduje się zainwestować w start-up, robi to w sposób zbalansowany. Tzn. kapitał, który na niego przeznacza, waży 1/3 wartości start-upu, kolejna 1/3 jego inwestycji to jego wiedza biznesowa, a kolejna 1/3 to gigantyczny network, jaki ma w Polsce.
– Jaka jest dla start-upu wartość tego, że znam ponad tysiąc CEO w Polsce? Ogromna, bo dzięki temu, że ich znam, mogę start-upowi czasami łatwo pomóc, wystarczy, że podniosę słuchawkę i zadzwonię do kilku osób, które być może będą zainteresowane wdrożyć takie rozwiązanie czy usługę w swojej firmie – mówi Lewczuk.
Wsparcie biznesu na wagę złota
Poza tym dla start-upów czas to pieniądz, a ten leci, bo nie łatwo im znaleźć i nawiązać odpowiedni kontakt w korporacji, do której chcą wnieść swój pomysł. – Podczas rozmów z korporacjami start-upowców denerwuje to, że nie wiadomo, jak znaleźć wewnątrz organizacji osobę, do której dedykujemy produkt – czy ma to być dyrektor ds. kluczowych klientów, czy ds. marketingu, czy ds. sprzedaży, czy jeszcze jakiś inny. Często sama organizacja nie wie, jakie są ich kompetencje. A nawet, kiedy się już ją znajdzie, dużo czasu zajmuje, żeby się z nią umówić – mówi Mariola Gromadzik, członek zarządu Haiz.
Po pierwszym kontakcie następuje przedstawienie wartości i propozycja współpracy. Żeby korporacja rozpatrzyła propozycję, konieczne są jednak procedury. – Start-up walczy o każdy dzień, a korporacja „mieli” propozycję przez miesiąc albo i trzy. Standardem w oczekiwaniu na decyzję jest rok, a rekord to 3 lata. Po takim czasie start-upu może już nie być – zaznacza Gromadzik.
Dlatego też, zdaniem Marcina Fiedziukiewicza, dyrektora JobSquare, tak ważny dla start-upu jest inwestor, który daje nie tylko pieniądze, ale potrafi także wesprzeć w procesach biznesowych.
– Bezwładność operacyjna korporacji to prawda. Dobry inwestor potrafi otworzyć wiele drzwi. Potrafi znaleźć właściwą osobą, która znajdzie właściwą osobę – dodaje.
A swoim finansowaniem pomaga przetrwać start-upowi, bo nawet jeśli ten nawiązał już współpracę z korporacją, często długo czeka na pieniądze za swój projekt, a to może grozić jego stabilności finansowej.
– Korporacje często płacą z opóźnieniem. Przez liczne spotkania i przeterminowane faktury tracimy płynność finansową. Powinniśmy tak zapisywać umowy, żeby płatności przychodziły na czas. PR-owo fajnie wygląda, że działamy z korporacją, ale jeśli nie dopilnujemy płatności, to zostanie nam sam PR. 80 proc. organizacji nie dotrzymuje terminów – mówi Ross Knap, dyrektor CallPage.
Więcej pokory
Nie ma zatem wątpliwości, że zaangażowanie inwestora w start-up może pomóc mu odnieść sukces, tylko pod jednym warunkiem – start-upowcy muszą wykazać się odrobiną pokory.
– Kiedy obserwuję młodych ludzi, pełnych pasji, żądnych sukcesu, to widzę, że jest bardzo cienka granica pomiędzy pewnością siebie a absolutną arogancją. Nawet w Biblii jest napisane, że „pycha przychodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną”, w Przypowieści Salomona 16:18, i tak często jest w przypadku młodych start-upowców – mówi Lewczuk.
– Spotkałem wielu, którzy nie mieli w sobie umiejętności słuchania, przyjmowania feedbacku od aniołów biznesu – którzy jednak trochę doświadczenia mają – byli butni, i to było tylko kwestią czasu, kiedy się przewrócą – podsumowuje.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (1)