14 marca obchodzimy Światowy Dzień Drzemki w Pracy. Jak przekonują naukowcy, kilkanaście minut snu po 15.00 to nie tylko lepsza wydajność i mniejszy stres w ostatnich godzinach w biurze, ale również więcej czasu dla bliskich wieczorem, co pozytywnie wpływa na tzw. work-life balance.
Światowy Dzień Drzemki w Pracy swoje korzenie ma w Stanach Zjednoczonych. To tam wiele firm oferuje pracownikom specjalne pokoje do drzemki, czyli nap rooms.
Google, Procter & Gamble, Zappos czy Cisco zdecydowały się w niektórych swoich biurach umieścić specjalne fotele do spania („EnergyPods”), a David Radcliffe, wiceprezydent Real Estate & Workplace Services z Google, miał nawet stwierdzić, że żadne miejsce pracy nie jest kompletne, dopóki nie ma w nim miejsca do spania.
Z kolei w Chinach prawo do drzemki w pracy gwarantuje konstytucja. Legalnie można również "przyciąć komara" w coraz większej liczbie firm w Japonii.
W Polsce drzemkę w specjalnie przygotowanym pokoju mogą uciąć sobie pracownicy EY. To jeden z wielu benefitów, które firma oferuje. Dostępne są również masaże w biurze, a w wolnej chwili pracownicy mogą skorzystać z Playstation czy piłkarzyków.
Pokój do drzemki w EY (Fot. EY)
Efektywna drzemka
Krótki sen pomiędzy 15.00 a 17.00 okazuje się bardziej efektywny niż drzemka po powrocie do domu, w godzinach 19.00-21.00. Ta późniejsza może nawet prowadzić do problemów z zasypianiem – twierdzą naukowcy z Israel Institute of Technology.
Kilkanaście minut snu po 15.00 to nie tylko lepsza wydajność i mniejszy stres w ostatnich godzinach w biurze, ale również więcej czasu dla bliskich wieczorem, co pozytywnie wpływa na tzw. work-life balance.
- Drzemka tuż po godzinie 15.00 to niezły pomysł – pozwoli wykorzystać końcówkę pracowitego dnia efektywniej, co z pewnością zrekompensuje tych kilkanaście minut poza biurkiem. Oczywiście, trzeba z niej korzystać z umiarem. Widzimy, że część pracodawców ma odwagę łamać konserwatywne podejście do czasu pracy i aranżuje specjalne pokoje drzemek. Ci, którzy nie chcą iść aż tak daleko, z powodzeniem wprowadzają strefy chilloutu z pufami i fotelami czy chociażby zwiększają komfort przestrzeni kafeteryjnych – mówi Igor Czmyr, szef działu strategii środowiska pracy w CBRE.
Czytaj też: Kiepsko śpią, potem wystarczy chwila, by wybuchnąć w pracy
Jak przekonuje Nikolay Kirov, ekspert z Akademii im. Leona Koźmińskiego, wiele zależy od jakości i czasu drzemki.
- Przyjmuje się, że drzemka od 20 do 60 minut pomaga w zapamiętywaniu i uczeniu się. W pracy najlepszym rozwiązaniem byłoby 90 minut snu. Po 60 minutach snu wchodzimy bowiem w fazę REM, która objawia się bardzo szybkim ruchem gałek ocznych, występuje wówczas wysoka aktywność mózgu, wzrasta częstotliwość skurczów serca i pojawiają się marzenia senne. Pomimo większej aktywności mózgu mięśnie są bardziej rozluźnione i w tej fazie poprawiamy percepcję, kreatywność, przetwarzanie informacji, a także wspieramy wysoce asocjacyjne myślenie, które pozwala na połączenie różnych pomysłów później w pracy – wyjaśnia Kirov.
Trudno sobie wyobrazić, aby pracodawcy zgodzili się na półtoragodzinną przerwę na sen, aczkolwiek nie jest to niemożliwe.
- We Francji na przykład popularne były dwugodzinne przerwy na lunch, które pracownicy spędzali poza firmą. To również doskonały sposób na przebodźcowanie, którego nasze głowy bardzo potrzebują. Szczególnie kiedy jesteśmy w nieustannym kontakcie ze światem – obsługujemy telefony, internet, maile – wyjaśnia Nikolay Kirov.
Również Mateusz Majchrzak, psycholog i terapeuta bezsenności, potwierdza, że drzemka może mieć pozytywny wpływ na pracę.
- Jeżeli wiemy, że pracownicy z jakiegoś powodu śpią za mało, to warto zachęcać ich do krótkich drzemek (15-25 minut). Zwiększają one skupienie i zaangażowanie pracowników. Dłuższe drzemki (90 minut) pobudzają również naszą kreatywność i regenerują nas fizycznie, ale mogą zaburzyć nasz sen nocny. Badania pokazują też, że drzemki mają lepszy wpływ na naszą pamięć niż kofeina – komentuje Mateusz Majchrzak.
Przykład musi iść z góry
Mateusz Majchrzak przekonuje, że sen jest naprawdę ważny. Istotne jest także, aby dobry przykład szedł z góry. Menedżer nie powinien wysyłać maili o 1.30 w nocy, ponieważ pracownicy go naśladują – starają się pokazać, że są zabiegani, wysyłają maile w nocy i spirala się nakręca. Tymczasem ich produktywność zdecydowanie nie wzrasta.
- Trzeba dawać bardzo dobry przykład z góry. Prezes korporacji ubezpieczeniowej Aetna przykładowo płacił dodatkowo pracownikom za dobry sen. Nosili na ręce opaski, które mierzą poziom snu. Dzięki temu pokazał im, że bierze badania naukowe na poważnie. A firma nie zbankrutowała – opowiada terapeuta bezsenności.
Czytaj też: Dobrze zarabiający Polacy śpią spokojnie
- Natomiast Brian Halligan, szef HubSpota, ucina sobie regularnie drzemki w pracy w specjalnym pokoju (ma to wpisane w swoim kalendarzu), a dyrektor generalny Twittera Jack Dorsey monitoruje swój sen za pomocą specjalnego elektronicznego pierścienia – dodaje Majchrzak.
Także menedżerowie powinni zadbać o jakość swojego snu. Akademia Leona Koźmińskiego razem z Human Power przeprowadziła badania, z których wynika, że niecałe 20 proc. kadry menedżerskiej śpi krócej niż 6 godzin na dobę.
- Okazuje się, że mamy 20 proc. menedżerów, którzy cierpią na skumulowany niedobór snu. To oznacza, że pod koniec tygodnia taka osoba ma ograniczoną sprawność psychoruchową i zachowuje się tak, jakby miała 1 promil alkoholu we krwi – mówi Nikolay Kirov.
- Jeżeli więc czytam w gazetach, że znani politycy i menedżerowie chwalą się, że śpią cztery czy pięć godzin i to im wystarcza, to niestety muszę powiedzieć, iż popełniają duży błąd. To jest zwykłe niszczenie mózgu, w efekcie spada ich zdolność kojarzenia, percepcja, zdolność rozwiązywania problemów strategicznych, łączenia różnych faktów. Co gorsze, człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy, bo wydaje mu się, że więcej czasu spędza na jawie, więc mocno racjonalizuje swoje decyzje – skoro działa więcej godzin w ciągu dnia, mniej śpi, to jest bardziej produktywny. Niestety prawda jest dokładnie odwrotna – podkreśla Kirov.
KOMENTARZE (0)