7 kwietnia 1948 r. powstała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). W rocznicę jej powstania, obchodzony jest Światowy Dzień Zdrowia i Dzień Pracownika Służby Zdrowia. Czy przedstawiciele polskiej służby zdrowia mają powody do świętowania?
Według raportu „Health at a Glance 2018”, przygotowanego dla krajów europejskich przez OECD i KE wynika, że w Polsce na 1 tys. mieszkańców przypada średnio 2,4 lekarza. Dla porównania, średnia unijna wynosi 3,8 proc. Najgorzej jest w przypadku lekarzy rodzinnych - według raportu odsetek specjalistów w Polsce wynosi on 9 proc. - mniej ma tylko Grecja (5 proc.).
- Sektor opieki zdrowotnej w Polsce od wielu lat boryka się z deficytem kadrowym we wszystkich obszarach. W ostatnich dwóch latach nastąpiła eskalacja problemu. Pod koniec 2017 r. lekarze rezydenci zdecydowali się zorganizować strajk głodowy, co stanowiło punkt zwrotny w komunikacji - zaczęto mówić wprost o problemach w branży. Strajk głodowy nie jest czymś niecodziennym w służbie zdrowia, ale dotychczas dotyczył innych grup zawodowych, a nie lekarzy. To pokazuje skalę problemów - wyjaśnia w rozmowie z PulsHR.pl Jacek Kopacz, starszy konsultant biznesowy ds. rekrutacji stałych w obszarze Life Science Manpower.
Lukę kadrową mogliby uzupełnić cudzoziemcy, jednak zniechęcają ich nie tylko kosztowne i zagmatwane formalności, ale również konieczność odbycia za darmo rocznego stażu. Jak wynika z przygotowanego przez Naczelną Izbę Lekarską raportu "Lekarze i lekarze dentyści w Polsce - charakterystyka demograficzna. Stan w dniu 31.12.2017 roku", w 2017 roku prawo wykonywania zawodu lekarza miało 433 cudzoziemców, o 17 więcej niż rok wcześniej. Jak podaje NIL, osoby te stanowiły 0,3 proc. wszystkich lekarzy.
- Specjalista musi nostryfikować swój dyplom, co nie jest łatwe. W Polsce nie ma jednolitych, ustandaryzowanych wytycznych dotyczących nostryfikacji dyplomu medycznego osób spoza Unii Europejskiej. Każdy uniwersytet ma własne przepisy, stawki i terminarz. Procedury trwają od jednego do sześciu miesięcy. Koszty natomiast wahają się od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. To jednak dopiero pierwszy krok - wyjaśnia Jacek Kopacz.
- Zagraniczny lekarz musi starać się jednocześnie o status imigracyjny. Obowiązkowy jest również egzamin językowy. Następnie obcokrajowiec zostaje skierowany na bezpłatny 13-miesięczny staż wyrównujący, który odbywa się pod okiem ordynatora lub wykwalifikowanego specjalisty. Proszę sobie więc wyobrazić sytuację - do Polski chce przyjechać anestezjolog z 20-letnim stażem. Oprócz spraw formalnych musi przez ponad rok być na stażu, podobnie jak młodsi koledzy, którzy ukończyli 6-letnie studia medyczne. Staż zostaje zakończony Lekarskim Egzaminem Końcowym. Wtedy też lekarz zyskuje prawo do wykonywania zawodu. Ta kwestia bardzo odstrasza specjalistów z wieloletnim stażem, którzy nie chcą cofać się na ścieżce zawodowej. Zapewniam, że nie jest to odosobniony przypadek. Jestem bombardowany telefonami od ukraińskich lekarzy. Obecne procedury nie są sposobem na szybkie i kompleksowe pozyskiwanie lekarzy z zagranicy – dodaje ekspert Manpower.
Problem mają nie tylko doświadczeni lekarze, ale również ci, którzy rozpoczynają karierę. Dla wielu znalezienie pieniędzy na utrzymanie się przez rok w naszym kraju jest niemal niewykonalne. Ukrainiec Maksym, dziś laryngolog pracujący w jednym z warszawskich szpitali, by zarobić na życie pracował jako ochroniarz w jednym z centrów handlowych w Warszawie.
- Rodzina pomagała mi, ile mogła, ale nie byli w stanie utrzymywać mnie i siebie. Przecież to ja wyjechałem do Polski, żeby im pomagać finansowo - opowiada.
W 2017 roku prawo wykonywania zawodu lekarza miało 433 cudzoziemców, o 17 więcej niż rok wcześniej. (Fot. Shutterstock)
Kolejnym problemem jest emigracja polskich lekarzy za granicę. Szacuje się, że od wejścia Polski do Unii Europejskiej, z naszego kraju wyjechało ponad 12 tysięcy lekarzy. Są i tacy, którzy choć zostali w Polsce, pracują dla zagranicznych szpitali. Dr Justyna Krowicka po 13 latach pracy w Szpitalu Rejonowym w Raciborzu, m.in. na stanowisku ordynatora, zdecydowała się zmienić pracę. Została ordynatorem kliniki okulistycznej w Czechach. Jak wskazuje w rozmowie z PulsHR.pl czeskie placówki prywatne jako pracodawcy są bezkonkurencyjne - zarabia się w nich dwa razy więcej niż w Polsce. Wysokość pensji to jednak nie wszystko.
- W Czechach nie jestem zatrudniona na kontrakt, mam normalną umowę o pracę. Samo to robi ogromną różnicę. Na przykład dla kobiet, które chcą urodzić dziecko, opieka okołoporodowa i w okresie urlopu macierzyńskiego jest zdecydowanie bardziej przyjazna - mówi dr Krowicka.
- Może wyda się to mało ważne, ale w Polsce w placówkach medycznych nadal nie jest standardem dodatkowe motywowanie pracownika, karty rabatowe, karty sportowe, organizowanie przez pracodawcę eventów dla swoich pracowników. Takie rozwiązania funkcjonują w Czechach nie tylko w opiece prywatnej, ale także w państwowej. Dla Polaków z pewnością będzie to dużą pokusą. Szczególnie takich jak ja, którzy nie muszą robić rewolucji życiowej - dodaje.
Jacek Kopacz zwraca uwagę na ograniczone limity przyjęć na deficytowe specjalizacje. Przykładowo, w województwie mazowieckim w 2018 r. były dostępne zaledwie 4 miejsca na geriatrii. Podobną sytuację mamy w przypadku okulistów, pediatrów czy dermatologów. To powoduje, że lekarze decydują się na wyjazd z kraju.
- Większość studentów mimo wysokiego poziomu kompetencji nie dostanie się na wymarzoną specjalizację z powodu limitów. Tutaj otwiera się furtka dla innych krajów. Niemcy z otwartymi ramionami przyjmują lekarzy po stażu. Oczywiście specjalista musi zdać egzamin ze znajomości języka niemieckiego i przejść procedurę rejestracyjną w danym landzie. Warto jednak podjąć wysiłek, ponieważ poza rozwojem w wybranej specjalizacji, bardzo często zagraniczne szpitale oferują pracownikom benefity, np. mieszkanie. Na własne życzenie tracimy naszych lekarzy - komentuje Kopacz.
Pojawia się również pytanie, czy polscy lekarze zechcą wrócić z emigracji. - Jak ktoś przez lata zdążył urządzić się w pewnym miejscu, dobrze się w nim czuje i powodzi mu się w nim, to już nie wróci. Ale wielu lekarzy, którzy wyjechali z Polski, nie mając możliwości uzyskania wymarzonej przez siebie specjalizacji, zaczyna wracać. Tutaj mają swoje korzenie, rodzinę bliskich - komentuje dr Tadeusz Urban, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach.
Sytuacja pielęgniarek coraz lepsza
Jak wskazują eksperci, poprawia się sytuacja pielęgniarek w Polsce. Andrzej Jacyna, prezes NFZ ocenia, że obecnie ich zarobki są przyzwoite.
- Świadczą o tym choćby powroty do zawodu. W 2018 roku powróciło 400 osób, zaś pięć tysięcy zdecydowało się odebrać prawo do wykonywania zawodu. To spora grupa. Po zainteresowaniu egzaminami wstępnymi widać też, że rośnie liczba pań, które są chętne do kształcenia się na pielęgniarki i położne - podkreśla Jacyna.
Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, przyznaje, że udało się w Polsce odwrócić negatywny trend w pielęgniarstwie. (Fot. Shutterstock)
Także Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, przyznaje, że udało się w Polsce odwrócić negatywny trend w pielęgniarstwie. Z najnowszych danych przekazanych przez prezes NRPP wynika, że obecnie w Polsce pracuje ok. 235 tys. pielęgniarek i 28 tys. położnych.
Coraz więcej pielęgniarek pracujących za granicą decyduje się wrócić do Polski. Tymczasem jeszcze do niedawna aż 30 proc. pielęgniarek nie decydowało się na pracę w zawodzie. To efekt wielu działań, jakie w ostatnich latach miały miejsce w środowisku pielęgniarek i położnych. Mowa tu m.in. o poprawie warunków pracy i płacy czy o wprowadzeniu stypendiów dla studentów kształcących się w tym kierunku.
- To wszystko spowodowało, że w wieloletniej prognozie uda się nam zasypać lukę pokoleniową w tym zawodzie - podsumowuje szefowa Rady.
Nie tylko pielęgniarki i lekarze
Służba zdrowia, to nie tylko pielęgniarki i lekarze, ale również ok. 100 tys. innych pracowników, m.in.: dietetyków, fizjoterapeutów, masażystów, pracowników farmacji, ratowników medycznych czy pracowników szpitalnej administracji. Oni też walczą o poprawę warunków pracy.
Fizjoterapeuci zapowiadają strajk (nie wykluczając protestu głodowego) i oddawanie krwi. Jak zauważa dr Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii, specjaliści zaraz po studiach zarabiają 2200-2400 zł brutto.
Również podczas IV Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach, eksperci podkreślali, że nie można mówić o kompleksowej opiece nad pacjentem bez fizjoterapeutów, a tych wciąż w na publicznym rynku zdrowia brakuje, chociaż to jedna z najliczniejszych grup wśród zawodów medycznych.
- Fizjoterapeuci w systemie publicznym są grupą zawodową najniżej opłacaną. Dlatego przedstawiciele tego zawodu pozostają na rynku komercyjnym, chociaż pacjenci przebywający w szpitalach to chorzy szczególnie potrzebujący ich pomocy - wyjaśniał prof. Maciej Krawczyk, prezes Krajowej Izby Fizjoterapeutów. Dodał, że bez lepszej alokacji wydatków w publicznym systemie dostępność do świadczeń fizjoterapeutycznych nie poprawi się.
KOMENTARZE (1)