Jedno jest pewne – potrzebujemy lekarzy, i to pilnie. W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 2,2 lekarza. Jesteśmy w ogonie Europy. Dla porównania – w Grecji na tysiąc mieszkańców przypada 6,6 lekarza, w Niemczech (kraju, który cierpi na duży deficyt lekarzy i chce zatrudnić dwa roczniki absolwentów polskich uczelni) – 4,1 lekarza; w Czechach na tysiąc mieszkańców przypada 3,4; a w Rosji – 3,6 lekarza.
– Liczba lekarzy powyżej 60. roku życia przekroczyła już w Polsce 24 proc. Średni wiek ginekologa położnika to 56 lat. Wchodzimy zatem w etap, w którym za niedługo nie tylko nie będzie nas miał kto leczyć, ale też nie będzie komu kształcić przyszłych specjalistów – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej obawia się, że za niedługo nie tylko nie będzie miał nas kto leczyć, ale i kształcić przyszłych lekarzy. (fot. mat.pras.)
A chętnych na studia medyczne nie brakuje. Przykładowo, na kierunek lekarski na Uniwersytecie Rzeszowskim w trybie stacjonarnym aplikowało grubo ponad 3 tys. osób, podczas gdy miejsc było tylko 75. Na Uniwersytecie Zielonogórskim było 1800 chętnych na 30 miejsc, a na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach chciało studiować na kierunku lekarskim 7 tys. osób, zaś indeksów do zdobycia było tylko 75.
W porównaniu do roku akademickiego 2015/2016 limit miejsc na kierunkach lekarskich uległ zwiększeniu o 912 miejsc, ale to i tak kropla w morzu potrzeb, patrząc na braki kadrowe wśród lekarzy.
Otwieraniem kierunków lekarskich zainteresowane są również uczelnie prywatne. Jak dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, obecnie trzy uczelnie prywatne starają się o uzyskanie uprawnienia do prowadzenia kierunku lekarskiego.
Do tej pory jednak tylko dwie niepubliczne uczelnie w całej Polsce otrzymały na to zgodę – Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, która prowadzi już kształcenie od tego roku oraz Uczelnia Łazarskiego w Warszawie, która rozpocznie nabór w przyszłym roku. O zdobycie zgody nie jest jednak łatwo.
Od czterech lat stara się o to m.in. Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach. Polska Komisja Akredytacyjna trzykrotnie odrzuciła wniosek uczelni, jednak w maju tego roku – po wprowadzonych przez uczelnię zmianach, m.in. rozpoczęcia prowadzenia badań medycznych – zaaprobowała wniosek. Mimo to, Ministerstwo Zdrowia wydało negatywną opinię. Dlaczego? Powodów jest kilka.
– WST jest uczelnią, która prowadzi studia na kierunkach takich jak architektura i urbanistyka, architektura wnętrz, budownictwo, wzornictwo, informatyka, mechatronika, grafika. W portfolio uczelni brak jest kierunku należącego do dziedziny nauk medycznych lub nauk o zdrowiu. Kierunek lekarski nie wpasowuje się zatem w strategię rozwoju uczelni i jej misję – poinformowała nas Milena Kruszewska, rzecznik ministerstwa zdrowia.
Ponadto, zdaniem ministra zdrowia, szkoła nie dysponuje w pełni wyposażonym budynkiem naukowo-dydaktycznym, w którym powinny znajdować się pracownie i laboratoria, a także nie zapewnia możliwości korzystania z zasobów bibliotecznych obejmujących literaturę zalecaną na tym kierunku studiów. Wątpliwości budzi także zaplecze prosektoryjne dla nauczania anatomii prawidłowej, którym posługiwać się ma uczelnia, bowiem jednostka, z którą zostało zawarte porozumienie, nie ma doświadczenia w działalności edukacyjnej.
WST będzie się odwoływać
– Skoro Polska Komisja Akredytacyjna przy udziale niezależnych ekspertów stwierdziła, że spełniamy wszystkie wymogi, to nie bardzo rozumiem, dlaczego w obecnej sytuacji, gdy na polskim rynku już brakuje lekarzy i będzie ich coraz mniej, minister wydaje negatywną decyzję – dziwi się Arkadiusz Hołda, kanclerz Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach.
Arkadiusz Hołda, kanclerz Wyższej Szkoły Technicznej zapowiada, że będzie się odwoływał od decyzji Ministerstwa Zdrowia. (fot. PTWP)
– Mam wolne budynki, które zamierzam przeznaczyć na kształcenie studentów medycyny, ale na razie nie mam kogo kształcić. Poza tym, jak mam kupić kilka tysięcy książek medycznych, jeśli nie wiem, czy będę mógł uruchomić kierunek? – pyta. I zapowiada, że uczelnia będzie się od tej decyzji odwoływać.
W jego opinii, podjęcie przez uczelnie prywatną kształcenia kadry lekarskiej odciąża budżet państwa. Koszt wykształcenia jednego studenta medycyny w Polsce wynosi ok. 350 tys. zł, a 20-30 proc. studentów, którzy kończą medycynę i tak wyjeżdża pracować za granicę.
– Jest 27 szpitali, które są zainteresowane współpracą z nami – potężny szpital św. Barbary, największy w województwie śląskim, szpital marszałkowski w Rybniku, dwa szpitale onkologiczne w Bielsku-Białej, szpital w Bytomiu. Współpracą są też zainteresowane szpitale prywatne i kliniki. Chcą podpisywać z nami umowy i kształcić przyszłych lekarzy, którzy mogliby później u nich pracować – mówi Hołda.
Uczelnia ma również kilkudziesięciu zainteresowanych pracą u nich profesorów. – Jest to m.in. znany chirurg prof. Marek Rudnicki z Chicago, który zamierza wrócić do Polski i nauczać studentów systemem amerykańskim. W składzie jest też były minister zdrowia prof. Grzegorz Opala. Szereg znanych autorytetów naukowych jest zainteresowanych kształceniem młodych lekarzy u nas – mówi Hołda.
Jednak to, co kanclerzowi szkoły wydaje się być na plus, w opinii resortu zdrowia działa na jej niekorzyść. Tak jest chociażby w przypadku lokalizacji jednostek, z którymi WST zawarła wstępne porozumienia, a w których miałyby odbywać się zajęcia praktyczne. – Znaczne odległości pomiędzy jednostkami wpływają negatywnie na ocenę organizacji zajęć praktycznych – uzasadnia ministerstwo.
Hołda twierdzi jednak, że powód odmowy może być zupełnie inny, że może chodzić o konkurencję, a dokładnie o to, że okaże się, iż prywatne uczelnie potrafią lepiej kształcić kadrę lekarską od uczelni publicznych, ponieważ po zakończeniu nauki i tak wszyscy będą oceniani przez Komisję Lekarską.
– Jeśli się okaże, że na prywatnej uczelni jest dużo wyższy współczynnik tych, którzy dostają certyfikat lekarza, to padnie pytanie o to, jak to możliwe, że uczelnia państwowa, która działa na rynku kilkadziesiąt lat, radzi sobie gorzej niż prywatna – mówi Hołda, który dostrzega również nierówność traktowania uczelni prywatnych i państwowych.
– W międzyczasie, kiedy my się staramy o zgodę, wydano zezwolenie na prowadzenie kierunku lekarskiego m.in. Uniwersytetowi Zielonogórskiemu, który współpracuje tylko z jednym szpitalem i w momencie składania podania deklarował, że będzie korzystał z niemieckich szpitali. Nie bardzo rozumiem odmowę w naszym przypadku – mówi Hołda.
Resort zdrowia zapewnia natomiast, że wspiera zadania związane ze zwiększeniem liczby lekarzy w Polsce i popiera jednostki ubiegające się o nadanie takiego uprawnienia, o ile spełniają one wszystkie kryteria ustanowione przepisami prawa oraz dobrze rokują w kwestii wysokiego poziomu prowadzonego w przyszłości kształcenia.
Kształcenie lekarzy na uczelniach niemedycznych to zły pomysł?
Negatywne jest natomiast stanowisko Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych (KRAUM) dotyczące kształcenia lekarzy na uczelniach niemedycznych – czy to publicznych, czy prywatnych. – Mamy poważne wątpliwości dotyczące możliwości spełnienia wymagań, co do jakości kształcenia w oparciu o kadry i bazę, jaką dysponuje większość szkół, która zwróciła się do ministerstwa o otwarcie kierunku lekarskiego – mówi prof. Janusz Moryś, przewodniczący Konferencji. Jego zdaniem, we wnioskach szkoły prywatne jako szpitale dydaktyczne zgłaszały placówki powiatowe, w których nigdy nie kształcono studentów, a proponowana kadra naukowa to najczęściej emerytowani pracownicy uczelni medycznych.
Pojawia się zatem pytanie, czy uczelnie prywatne sprostają wysokim wymogom jakościowym w kształceniu przyszłych lekarzy? – Tutaj pewną gwarancją mają być minima kadrowe (innymi słowy: zatrudnieni profesorowie nauk medycznych), które uczelnia musi spełnić, by otworzyć i prowadzić kierunek – komentuje z kolei Maciej Hamankiewicz.
– Pamiętać też należy, że studia to dopiero początek drogi, by zostać lekarzem. Proces zdobywania uprawnień do leczenia jest wielostopniowy, wiedza i umiejętności przyszłego lekarza są wielokrotnie sprawdzane. I tak po zakończeniu studiów każdego adepta medycyny czeka ogólnopolski Lekarski Egzamin Końcowy, który weryfikuje zdobytą na studiach wiedzę lub jej brak. Potem staż, specjalizacja. Sam status uczelni – publiczny lub niepubliczny – nie jest wyznacznikiem jakości – podkreśla.
Faktem jednak jest, że w ostatnich latach zgodę na prowadzenie kierunku lekarskiego otrzymało zdecydowanie więcej uczelni publicznych, m.in. wspomniane już Uniwersytet Zielonogórski, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach czy Uniwersytet Rzeszowski. Od przyszłego roku akademickiego uprawniony do prowadzenia studiów na kierunku lekarskim będzie również Uniwersytet Opolski.
Spośród uczelni prywatnych tylko dwie: jako pierwsza Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, która od tego roku zaczęła kształcić przyszłych lekarzy oraz Uczelnia Łazarskiego w Warszawie, która rozpocznie nabór w przyszłym roku.
Wszystko trwa. Studia kosztują min. 40 tys. za rok
Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego starała się o zgodę na uruchomienie kierunku trzy lata. – Spełnienie kryteriów to jest ogromnie trudna, wymagająca sporego wysiłku sprawa. Można się spodziewać, że nie wszystkie wnioski będą rozpatrywane pozytywnie – mówi prof. Filip Gołkowski, dziekan wydziału lekarskiego Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Co prawda zajęcia kliniczne rozpoczną się dopiero za dwa lata, ale już teraz wiadomo, że będą prowadzone w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie, a także w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym im. św. Ludwika. Liczba studentów? Ta regulowana jest przez ministra zdrowia. Krakowska Akademia dostała zgodę na przyjęcie 100 studentów na studia prowadzone w języku polskim i drugie tyle na studia prowadzone w języku angielskim.
– Zainteresowanie studiami w języku polskim było spore i przekraczało określone limity – były to ponad dwie osoby na jedno miejsce. I te studia zapełniliśmy w 100 proc. Ponieważ jest to dopiero pierwszy rok i działania rekrutacyjne w stosunku do studentów zagranicznych wymagają jednak trochę więcej czasu, mamy jedynie 22 studentów nauczanych w języku angielskim – mówi prof. Gołkowski.
Studenci za rok kształcenia w języku polskim muszą zapłacić 40 tys. zł, za studia w języku angielskim – 12 tys. euro, czyli po 6 tys. euro za semestr.
Nie wiadomo jeszcze, jaki nabór na studia ogłosi w 2017 r. druga niepubliczna uczelnia w Polsce, która otrzymała zgodę na prowadzenie kierunku lekarskiego, czyli uczelnia Łazarskiego w Warszawie. Jak jednak zapewnia prof. Dariusz A. Kosior, dziekan wydziału lekarskiego uczelni, nie będą to studia masowe, a raczej elitarne. – Zamierzamy kształcić w małych grupach – zapowiada. Większość zajęć klinicznych będzie odbywać się w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSW w Warszawie.
– Samorząd lekarski popiera wszelkie rozsądne próby zwiększenia liczebności kadr medycznych w Polsce. I status uczelni – publiczny, niepubliczny czy publiczny niemedyczny – nie powinien tu mieć kluczowego znaczenia – podsumowuje Maciej Hamankiewicz.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)