Choć pracowników spoza krajów UE w Polsce liczymy w milionach, to nie znajdziemy ich wśród lekarzy. Zniechęcają ich nie tylko kosztowne i zagmatwane formalności, ale również konieczność odbycia za darmo rocznego stażu.
Wtedy media rozpisywały się o otwarciu się Polski na lekarzy z Ukrainy. Pracowało nad nim Ministerstwo Zdrowia oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. To drugie musiałoby zmienić zapisy rozporządzenia dotyczącego nostryfikacji dyplomów ukończenia studiów za granicą. Proponowane rozwiązanie miało dać możliwość potwierdzenia kwalifikacji lekarzy z państw trzecich bez konieczności nostryfikowania dyplomu.
Dzięki temu lekarze z dyplomem zza wschodniej granicy, szczególnie Ukrainy (w tym gronie są nie tylko cudzoziemcy, ale jest też wielu Polaków, którzy wybrali naukę w tym kraju), mogliby szybciej rozpocząć pracę w Polsce. Dziś na próżno szukać informacji o przyjęciu tych zmian. Utknęły one w martwym punkcie.
Natomiast problem kadr - choć są tacy, którzy uważają, że lekarzy w Polsce nie brakuje, o czym piszemy poniżej - cały czas jest żywy. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w Polsce na tysiąc mieszkańców przypada zaledwie 2,3 lekarza.
Taki wynik plasuje nasz kraj na szarym końcu Unii Europejskiej. Średnia dla UE wynosi 3,4 lekarza. Najlepiej jest w Grecji (6,3), Austrii (5,1) oraz Portugalii (4,6). W Niemczech jest to 4,1 lekarza, w Czechach 3,7, na Słowacji - 3,5 lekarza na 100 tys. mieszkańców.
Lekarze cudzoziemcy w liczbach
Jak wynika z przygotowanego przez Naczelną Izbę Lekarską raportu "Lekarze i lekarze dentyści w Polsce – charakterystyka demograficzna. Stan w dniu 31.12.2017 roku", choć liczba cudzoziemców czuwających nad zdrowiem Polaków rośnie, to jest to wzrost marginalny. W 2017 roku prawo wykonywania zawodu lekarza miało 433 cudzoziemców, o 17 więcej niż rok wcześniej. Jak podaje NIL, osoby te stanowiły 0,3 proc. wszystkich lekarzy.
Współczynnik liczony jako przyrost liczby cudzoziemców mających pozwolenie wykonywania zawodu lekarza do ich liczby według stanu za 2016 wyniósł 0,04.
Grafika: Sławomir Mróz/PTWP
Podobnie wyglądała sytuacja w przypadku lekarzy dentystów. Prawo wykonywania tego zawodu w 2017 r. miało 146 cudzoziemców, czyli o 2 osoby więcej niż rok wcześniej. Stanowili oni 0,4 proc. wszystkich lekarzy dentystów.
Zaś współczynnik wzrostu w ich przypadku wyniósł prawie, że nic - 0,01. W tym gronie (lekarzy jak i stomatologów) największą liczbę stanowią lekarze z Ukrainy, dalej są Białorusini oraz Niemcy.
Natomiast chętnych nie brakuje. Jak wynika z danych NIL, w 2017 r. do egzaminu z języka polskiego przystąpiło 245 cudzoziemców, 50 proc. więcej niż rok wcześniej (163 osoby). Jednak w praktyce prawo wykonywania zawodu - głównie przez lekarzy spoza krajów UE - zdobywa niewiele osób.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzi są różne, zależne od tego, kogo zapytamy. Lekarze cudzoziemcy, którzy starają się o prawo wykonywania zawodu, widzą je zupełnie inaczej niż przedstawiciele Izb Lekarskich w Polsce.
Kebab, kasa, restauracja
- Jestem młodym lekarzem z Egiptu, moja żona jest Polką. Ukończyłem jeden z najlepszych uniwersytetów medycznych w Kairze. Zdecydowaliśmy się przeprowadzić do Polski. Od tego czasu uczyłem się języka polskiego, zdałem egzamin ze znajomości języka polskiego w Naczelnej Izbie Lekarskiej, zapłaciłem dużo pieniędzy za nostryfikację. Podszedłem do testu, ale nikt z przystępujących do egzaminu go nie zdał. - to jedna z wielu historii, jakimi dzielą się w sieci cudzoziemcy chcący pracować w polskich szpitalach.
Mam żonę, dom i rodzinę. Chcę zostać tutaj, ale czuję, że system nostryfikacji nie szanuje nas ani naszej ciężkiej pracy. Wymaga on dużej poprawy i obawiam się, że zmarnuję tu więcej lat i pieniędzy i nic się nie zmieni. Zawsze mogę wrócić do Egiptu lub przenieść się do USA lub innego kraju UE, ale dlaczego? Nauczyłem się języka polskiego i robiłem wszystko, aby pracować tutaj. Chcę zostać endokrynologiem. Polska ma niedobór lekarzy, chociaż ja i setki młodych lekarzy tracimy lata, siedząc w domu lub pracując w Biedronce czy restauracjach. Co mam robić? Pracować w kebabie? - pyta internauta.
Lekarze cudzoziemcy nie kryją żalu z powodu zagmatwania i czasochłonnych przepisów, jakim muszą podołać, chcąc legalnie wykonywać zawód w Polsce. Wskazują też na innym problem - pieniądze.
Czytaj więcej: Ile tak naprawdę zarabiają pielęgniarki w Polsce?
Lista wymogów do spełnienia i kroków do wykonania w drodze po prawo wykonywania zawodu lekarza w naszym kraju jest bardzo skomplikowana. Jak tłumaczą nam w NIL, jest ono przyznawane osobie, która spełnia ustawowe wymagania związane z:
- posiadaniem odpowiednich kwalifikacji zawodowych;
- posiadaniem pełnej zdolności do czynności prawnych;
- posiadaniem odpowiedniego stanu zdrowia;
- nienaganną postawą etyczną;
- odpowiednią znajomością języka polskiego;
- ważnym prawem pobytu na terytorium Polski (wymóg dot. obywateli państw nie należących do Unii Europejskiej).
W 2017 r. do egzaminu z języka polskiego przystąpiło 245 cudzoziemców, 50 proc. więcej niż rok wcześniej (163 osoby). fot. shutterstock
Tym samym dyplom lekarza wydany przez inne państwo niż państwo członkowskie Unii Europejskiej musi zostać uznany w Polsce za równoważny, czyli przejść nostryfikację. Ponadto cudzoziemcy muszą zdać egzamin z języka polskiego (zadania nie są proste, skupiają się na słownictwie medycznym) czy – tak jak absolwenci polskich uczelni – zdać Lekarski Egzamin Końcowy (LEK) oraz odbyć staż podyplomowy.
Aktualne przepisy stanowią, iż cudzoziemiec spoza UE taki staż ma odbyć na podstawie umowy cywilnoprawnej, w której określa się zakres wzajemnych zobowiązań na czas jego trwania. - Taka umowa może więc nie przewidywać wynagrodzenia za pracę jako stażysta - zależy to od ustaleń stron - słyszymy w NIL. W praktyce oznacza to, że cudzoziemcy spoza krajów UE muszą przez rok odbyć staż w ramach wolontariatu.
Dla wielu młodych ludzi, którzy chcą rozpocząć w Polsce swoją karierę zawodową, znalezienie pieniędzy na utrzymanie się przez rok w naszym kraju jest niemal niewykonalne.
Ukrainiec Maksym, dziś laryngolog pracujący w jednym z warszawskich szpitali, by zarobić na życie pracował jako ochroniarz w jednym z centrów handlowych w Warszawie.
- Rodzina pomagała mi, ile mogła, ale nie byli w stanie utrzymywać mnie i siebie. Przecież to ja wyjechałem do Polski, żeby im pomagać finansowo - opowiada. Cały czas zastanawia się, czy Polskę stać na to, by mając tak wielkie braki kadrowe wśród lekarzy, tym spoza krajów członkowskich UE rzucać tak olbrzymie kłody pod nogi.
Płacić, zmniejszyć?
Zdaniem dr. Wojciecha Domki, prezesa Okręgowej Izby Lekarskiej w Rzeszowie, to nie bezpłatny staż jest problemem. - Z tego, co wiem, lekarze spoza krajów UE nie radzą sobie ze zdaniem LEK-u. Zaznaczę, że aby otrzymać pozytywny wynik, wystarczy odpowiedzieć właściwie na 56 proc. pytań. To nie jest wygórowany próg - komentuje prezes OIL w Rzeszowie.
- Myślę, że jeżeli dyrektor szpitala ma problem z kadrą lekarską i miałby pewność, że młody lekarz będzie w przyszłości pracował przez jakiś czas w jego szpitalu, byłby gotowy zapłacić mu za staż. - Tylko że tej pewności nie ma, bo egzamin, z którym dość dobrze radzą sobie lekarze, którzy zdobywali wiedzę na uniwersytetach medycznych znajdujących się w krajach UE, sprawia wiele trudności lekarzom, którzy postawili na placówki zlokalizowane poza Unią - zaznacza.
Z drugiej strony nie jest wiedzą tajemną, że w wielu krajach UE żadnych bezpłatnych rocznych staży staży nie ma, a lekarze cudzoziemcy bardzo chętnie, z sukcesami i licznie tam pracują.
Dr Domka pytany o możliwość otwarcia się na lekarzy spoza UE, mówi tak: - Każdy lekarz ma prawo osiedlić się i pracować w dowolnie wybranym kraju. Musi jednak bezwzględnie spełnić wszystkie obowiązujące w danym państwie kryteria.
Absolutnie nie popieram jakiegokolwiek zmniejszenia wymogów, gdyż może to doprowadzić do pogorszenia jakości usług oferowanych w polskich placówkach ochrony zdrowia, co niekorzystnie odbije się na zdrowiu pacjentów. Wszystkich kolegów, z każdego zakątka świata, którzy spełnią polskie wymogi i otrzymają prawo wykonywania zawodu w naszym kraju, przyjmiemy bardzo serdecznie do naszej korporacji - dodaje.
Odnosząc się do kwestii stażu: - Nie demonizujmy sprawy stażu, a zastanówmy się, jak ewentualnie pomóc kolegom lekarzom, którzy ukończyli studia poza UE, zdać nasz państwowy egzamin. Jednym z rozwiązań mogą być kursy przygotowujące do tegoż egzaminu. Jeśli uda nam się rozwiązać ten problem, pomyślimy o kolejnych etapach, w tym o stażu - podsumowuje.
Wspomina też o lekarzach specjalistach. W Polsce specjalizacja np. w zakresie laryngologii trwa 6 lat. Tymczasem np. na Ukrainie dwa lata. - Czy wiedza, jaką zdobywa lekarz w Polsce i na Ukrainie, jest taka sama? Nie sądzę - dodaje.
Czytaj więcej: Rejestr Asystentów Medycznych: Ruszył system wspierający pracę lekarzy
Dr Marek Stankiewicz, rzecznik prasowy Lubelskiej Izby Lekarskiej, pytany o rozbudowane formalności, jakie muszą pokonać lekarze spoza UE, mówi : - W ten sposób chronimy pacjentów i ich bezpieczeństwo zdrowotne. Bo nie bardzo wiemy, jakie wymagania obowiązują studentów medycyny i stomatologii na uczelniach Białorusi czy Ukrainy, a powiem z doświadczenia, że bywa bardzo różnie - komentuje w rozmowie z PulsHR.pl.
Zaznacza też, że procedura uzyskania prawa do wykonywania zawodu lekarza dotyczy nie tylko cudzoziemców spoza krajów UE, ale również Polaków, którzy zdecydowali się na studia lekarskie np. we Lwowie, Mińsku czy Koszycach.
Stankiewicz przypomina też, że te wymagania są nieubłagane nawet w przypadku doświadczonych lekarzy spoza krajów UE.
- Kilka lat temu pracę w Warszawie rozpoczynała doświadczona kardiolog z Kijowa, która miała tytuł naukowy doktora i ogromne doświadczenie zawodowe. W Polsce przechodziła całą tę ścieżkę, łącznie z rocznym stażem. Te wymagania nie są wymysłem polskiego samorządu lekarskiego czy ustawodawcy, ale są one narzucone przez UE. Bo jeśli lekarz otrzyma prawo wykonywania zawodu w Polsce, to bez problemu może wyjechać za pracą do Niemiec czy Francji. A żaden kraj nie chce, aby jego obywateli leczyły osoby, o których wiedzy, umiejętności i doświadczeniu niewiele wiadomo - wyjaśnia.
Odnosząc się do bezpłatnego stażu, przyznaje, że w jego opinii tę procedurę dochodzenia do uzyskania prawa wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty można by było skrócić do 4-6 miesięcy, ale nie całkowicie zlikwidować. - To minimalny czas na weryfikację ich wiedzy i umiejętności w praktyce szpitalnej i klinicznej, co jest przecież żywotnym interesem chorego człowieka. A nie jakiejś wydumanej obrony monopolu na pracę dla polskich lekarzy - mówi.
Czytaj więcej: "Nie można oczekiwać, że płace w służbie zdrowia będą regulować mechanizmy wolnorynkowe"
Z kolei przedstawiciele Śląskiej Izby Lekarskiej uważają, że proces nostryfikacji lekarzy spoza UE powinien ulec znacznemu uproszczeniu.
- W jego trakcie młodzi lekarze zza naszej wschodniej granicy winni otrzymywać wynagrodzenie zbliżone chociażby do wynagrodzenia lekarzy stażystów. Oprócz nauki, decydujące znaczenie dla takiego lekarza ma czas spędzony przy łóżku chorego, praktyka i doświadczenie, których nabywa pod czujnym okiem lekarza specjalisty. I to właśnie lekarz, pod którego skrzydłami jest młody medyk z Białorusi czy Ukrainy, po takim przeszkoleniu powinien dać rękojmię, że ten lekarz jest już gotowy, by samodzielnie pracować w Polsce i na przykład rozpocząć specjalizację - komentuje Alicja van der Coghen ze Śląskiej Izby Lekarskiej.
Jak dodaje, proces dokształcenia takich lekarzy powinien być skierowany przede wszystkim na różnice programowe występujące na studiach. Do uzupełnienia byłaby na przykład między innymi farmakologia, orzecznictwo, analityka medyczna czy geriatria. Każdy lekarz, który chce przyjechać do Polski i pracować, powinien być indywidualnie traktowany.
W opinii ŚIL zmiany musiałyby nastąpić także w kwestiach formalnych.
- Teraz za proces nostryfikacji dyplomu odpowiedzialne są uniwersytety. Lepszym rozwiązaniem byłoby przerzucenie tego obowiązku na duże izby lekarskie. Prowadziłyby one procesy nostryfikacyjne przy pomocy pracowników naukowych delegowanych przez uczelnie. Jeśli egzamin, który teraz jest stosunkowo drogi, lekarz zza wschodniej granicy zdałby w danej izbie lekarskiej i zadeklarował pracę na jej terenie, to wtedy można by było także pomyśleć o zmniejszeniu tej odpłatności. To ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę niedobory kadrowe w polskiej ochronie zdrowia - podsumowuje Alicja van der Coghen.
KOMENTARZE (1)