- RynekZdrowia.pl/JS
- •19 sty 2018 21:49
Na protest młodych lekarzy patrzę jak na zmianę pokoleniową i zderzenie oczekiwań młodego pokolenia z systemem, którego podwaliny zostały zorganizowane w latach pięćdziesiątych ub. wieku - twierdzi Ewa Borek, prezes Fundacji My Pacjenci.

Młodzi lekarze zderzyli się z archaicznym systemem i doprowadzili do najpoważniejszego kryzysu w ochronie zdrowia, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Kryzysu, którego nie uda się rozwiązać w sposób prosty, ponieważ oczekiwania wychodzą daleko poza proste zwiększenie płac i uderzają w podwaliny tego systemu.
Protest młodych lekarzy obala kilka mitów, które zostały zbudowane po to, żeby system mógł trwać i chronić interesy grup zmierzających do utrzymania status quo. Ma on większą szansę przyczynić się do oczekiwanej przez pacjentów transformacji systemu niż dotychczasowe strajki pielęgniarek czy lekarzy rodzinnych z Porozumienia Zielonogórskiego.
Mit I - łóżka szpitalne nas wyleczą
Młodzi lekarze zakomunikowali, że ważny jest dla nich work life balance i nie będą pracą ponad siły rozwiązywali problemu niezaspokojonych potrzeb zdrowotnych.
Ich postawa nie dziwi, zwłaszcza jeśli zdamy sobie sprawę, że 75% pracowników ochrony zdrowia to kobiety. Młode pokolenie nie jest kolejną generacją tytanów pracy. Wychowane w dobrobycie chce zachować równowagę między życiem rodzinnym i pracą i uważa, że czas wolny jest ważniejszy niż pieniądze. Dlatego nie chcą pracować w nocy i brać dodatkowych dyżurów. Pomysł z wymawianiem klauzuli opt-out uderzył nie w pracę dzienną w poradni, ale właśnie w szpitalne dyżury.
Czy w kraju, w którym jest poważny nadmiar łóżek szpitalnych i niedobór lekarzy i pielęgniarek możliwe jest takie zorganizowanie pracy nocnej, żeby leczenie szpitalne było bezpieczne?
Młodzi lekarze obalają mit, że przy tym niedoborze personelu uda się obsadzić dyżury w nadmiernej liczbie szpitali i oddziałów (na 100 000 mieszkańców przypadają w Polsce 663 łóżka szpitalne, podczas gdy średnia dla krajów UE wynosi 515 łóżek) i że będzie to bezpieczne dla pacjentów. Nie będzie.
Droga i ”kadrochłonna” medycyna interwencyjna koncentrująca się w szpitalach nie jest do utrzymania na dłuższą metę. Lekarze mają tu wsparcie pacjentów, którzy wolą się leczyć w poradniach, w domu, a jeśli w szpitalach, to w trybie jednodniowych hospitalizacji, które nie generują potrzeby dyżurów.
Więcej przeczytasz tutaj.



KOMENTARZE (0)