28 kwietnia to wywalczony przez związki zawodowe Światowy Dzień Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy. Z danych GUS wynika, iż wzrosła w 2017 r. liczba ciężko poszkodowanych w pracy.
Wedle statystyk wstępnych, jakie opublikował Główny Urząd Statystyczny (GUS) w marcu br., w 2017 r. "liczba poszkodowanych w wypadkach przy pracy, zgłoszonych na formularzu "Z-KW Statystyczna karta wypadku", wyniosła ogółem 88 330 osób i była o 0,5 proc. większa niż w ub. roku". Liczba ta zawiera w sobie wszystkie zgłoszone zdarzenia kwalifikowane jako wypadki w pracy, w tym te niezagrażające życiu i zdrowiu.
GUS podkreśla, że mimo niewielkiego wzrostu ogólnej liczy wypadków, zmalała liczba poszkodowanych przypadająca na 1000 osób pracujących - to tzw. wskaźnik wypadkowości. Wynosił 7,07 w 2016 r., w roku ubiegłym był niewiele niższy - 6,84.
Spośród 88 330 poszkodowanych w ciągu ubiegłego roku, 87 400 osób uległo wypadkom przy pracy ze skutkiem lekkim (o 0,2 proc. więcej niż w 2016 r.), 661 osób doznało obrażeń kwalifikowanych jako ciężkie obrażeniami ciała (analogicznie o 42,5 proc. więcej), wypadkom śmiertelnym uległo 269 osób (o 12,6 proc. więcej niż w 2016 r.). Tym wszystkim, którzy przy pracy doznali uszczerbku na zdrowiu, poświęcony jest dzisiejszy dzień.
W sobotę, 28 kwietnia, przypada Światowy Dzień Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy.
To święto, ogłoszone w 2003 r., inicjowały Międzynarodowej Organizacji Pracy i Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). W prace u początku stulecia włączyła się także Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych (ITUC), a idea sięga początku lat 90. I choć wydaje się naturalnym, by dzień był obchodzony powszechnie, tylko w 19 krajach świata oficjalnie uznaje się go święto. Polska jest w gronie dziewiętnastki od 9 lipca 2003 r., kiedy Sejm RP podjął stosowną uchwałę.
Dzień ten obchodzony jest zwłaszcza przez związki zawodowe, a jego symbolem jest paląca się świeca.
Rośnie liczba ciężko poszkodowanych, to zły znak
Jak podkreśla w rozmowie z PulsHR.pl Paweł Pawlik, ekspert Koalicji Bezpieczni w Pracy z DHL Parcel, w statystykach GUS trzeba położyć nacisk na wzrost liczby ofiar z ciężkimi obrażeniami ciała. Przytoczyliśmy już tę wartość - o 42,5 proc. więcej niż w 2016 r.
- Kluczem do analizy tych danych jest fakt, że wskaźnik wypadkowości, czyli liczby wypadków na 1000 osób pracujących, spadł - mówi nam Paweł Pawlik. - Oznacza to, że na rynku jest coraz więcej inwestycji i powstaje coraz więcej miejsc pracy, a to „wahnięcie” jest prawdopodobnie wynikiem niezgłoszenia wszystkich wypadków lekkich.
Teraz zostało nam poczekać na kolejne analizy 2017 r., które niebawem przedstawią Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP) czy Państwa Inspekcja Pracy (PIP). - Niezależnie od tego, czy dane GUS-u możemy interpretować jako optymistyczne, czy pesymistyczne, pamiętajmy, że wypadków przy pracy nie da się wyeliminować całkowicie - dodaje.
Cztery rodzaje pracowników
W raporcie Koalicji Bezpieczni w Pracy „Bezpieczeństwo pracy w Polsce 2016” udało się wyodrębnić cztery grupy pracowników fizycznych i umysłowo-fizycznych, z czego najliczniejsza (57 proc.) była grupa określona mianem „zdystansowanych”. Są to ludzie, dla których bezpieczeństwo w pracy, choć stosunkowo istotne, nie zawsze stawiane jest na pierwszym miejscu. Przykładowo, wielu z nich mając do wyboru wyższe bezpieczeństwo lub wyższe wynagrodzenie wybrałoby pieniądze.
Druga grupa to „formaliści” - osoby, dla których bezpieczeństwo jest istotną wartością. W szczególności ważne są dla nich procedury. Znają je i są gotowi ich pilnować. Stanowili w badaniu około 25 proc.
Trzecia grupa, „spragnieni wiedzy” (17 proc. badanych) to ambasadorzy BHP. Przywiązują dużą wagę do bezpieczeństwa i doskonale rozumieją potrzeby edukacji. Wręcz promują bezpieczeństwo w miejscu pracy.
Ostatni to „ryzykanci” (ok. 1 proc.) - osoby wykonujące prace fizyczne, obarczone większym ryzykiem i prawdopodobnie w dużej mierze działające w „szarej strefie” zatrudnienia. Ryzykanci nie zważają na bezpieczeństwo, brakuje im w tym zakresie wiedzy i niestety na co dzień narażają swoje zdrowie.
Wypadki są wszędzie, za oceanem, w Azji, w Polsce
Jak dodaje amerykański Departament Pracy, najbardziej niebezpieczne zajęcie to wycinka drzew - co roku ginie jedna na tysiąc osób wykonujących tę czynność w USA. Wysokim ryzykiem odznacza się także praca w rybołówstwie (przemysłowym). Agenda rządu USA podkreśla też, że zawód pilota nie należy do bezpiecznych.
Jeszcze raz powołajmy się na GUS. Co piąty wypadek w 2016 r. miał miejsce w biurach, placówkach naukowych i szkołach lub zakładach usługowych. Najczęstszą przyczyną obrażeń jest nieprawidłowe zachowanie się pracowników (60 proc. wszystkich wypadków). Dopiero na kolejnych miejscach plasują się niewłaściwy stan czynnika materialnego (8,4 proc.) oraz jego nieodpowiednie użytkowanie (7,3 proc.).
Najbardziej tragiczne wypadki w nowożytnej historii pracy
Jakkolwiek bardzo chcielibyśmy zachowywać zasady BHP, jak bardzo chcielibyśmy wdrażać i dbać o procedury, niestety nie wszystkich wypadków w pracy uda się uniknąć. Oto kilka przykładów, które zapisały się czarnymi literami w historii pracy.
Bangladesz, rok 2013
Najtragiczniejsze w skutkach bywały katastrofy całych zakładów produkcyjnych. W kwietniu 2013 r. świat obiegły zdjęcia zawalonej hali produkcyjnej z Azji Południowej, w Bangladeszu. W tragedii zginęło blisko tysiąc osób. Zawinił zarządca nieruchomości. Jak później donosiła Associated Press (AP), ignorował informacje o złym stanie technicznym budynku. Co więcej, dobudował kondygnacje, które w ogóle nie powinny się znaleźć na konstrukcji.
Indie, Bhopal, rok 1984
W azjatyckim mieście 3 grudnia w oparach gazu zginęły dwa tysiące osób. Duża część ofiar wydarzenia w mieście Bhopal to pracownicy zakładu chemicznego, w którym doszło do wycieku gazu. Powikłania tego wydarzenia miały dotknąć nawet 15 tysięcy osób.
USA, Teksas, rok 2013
By nie ograniczać się do Azji, w której w krajach zaludnionych stereotypowo myśli się o BHP, jako o balaście prowadzenia biznesu, przytoczymy przykład z USA. W największym stanie Ameryki, w Teksasie, pięć lat temu doszło do nieprawidłowego przechowywania azotanu amonowego. W magazynie firmy West Fertilizer doszło do wycieku tej chemicznej substancji, która zabiła 14 osób (w tym pracowników), a raniła 160. Niestety wśród ofiar znaleźli się także ratownicy niosący pomoc, strażacy.
Francja, Courrières, rok 1906
W historii zapisał się też wypadek w Francji. W kopalni węgla położonej na wschód od miasta Lenz 10 marca 1906 roku zginęło 1060 górników. Do katastrofy doszło od zapłonu metanu.
Jak podaje portal history.com: „Płomienie wydobywały się z każdego wyjścia kopalni. Poparzyły wielu pracowników - ogień trawił kompleks podziemnych tuneli kopalni przez wiele godzin, dogaszany był jeszcze kilka dni. Chcąca nieść pomoc grupa ratowników w liczbie 40 nie wyjechała na powierzchnię. Ciała wszystkich ofiar wydobywano przez kolejne tygodnie”.
Najbardziej nietypowy wypadek w historii pracy
Warto też przytoczyć najbardziej nietypowy wypadek w historii medycznego dokumentowania obrażeń, jakie dotknęły ludzi. Mowa o przypadku Phineas'a P. Gage'a z 3 września 1848 r. Gage był nadzorcą budowy kolei żelaznej. W pobliżu miasteczka Cavendish w stanie Vermont w USA wykonywał swoje obowiązki, przygotowując materiał wybuchowy do kontrolowanej eksplozji. Posługiwał się przy tym metrowej długości prętem. On sam nie był w stanie dokładnie zrelacjonować okoliczności wypadku. Wiemy z badania zdarzenia, że musiało dojść do eksplozji, która wyrzuciła pręt z dużym impetem w stronę głowy poszkodowanego.
Phineas P. Gage na portrecie wraz z prętem, który przebił mu głowę. Portret zidentyfikowano i przypisano do Gage dopiero w 2009 r. Portret znajduje się w Muzum Anatomicznym w Warren USA, źródło: wikipedia.org/CC BY-SA 3.0
Gage przeżył, mimo że narzędzie przebiło na wylot jego czaszkę i jak pocisk przeleciało jeszcze 30 m. Przypadek został dokładnie opisany przez lekarzy i uchodzi za cud. Gage co prawda doznał zmian w osobowości, które oceniono jako konsekwencje wypadku, ale do 1860 r. żył normalnie. Kontynuował pracę, choć już nie na kolei. Do końca życia zachował pręt. Został z nim pochowany. W 1867 ciało ekshumowano a pręt wyjęto z grobu, są w zbiorach Muzeum Anatomicznego na Uniwersytecie Harvarda.
Czytaj także: Wybiorą najlepszego behapowca
KOMENTARZE (0)