W grudniu ub.r. resort zdrowia odebrał od producenta dentobusy. Teraz są u wojewodów, ale bez lekarzy, którzy mieli się zgłaszać od lutego we wszystkich oddziałach NFZ. Spośród 40 tys. dentystów zaledwie kilku zgłosiło się do konkursów na leczenie dzieci, a w aż siedmiu województwach nie zgłosił się nikt.

W październiku ub.r. resort zdrowia ogłosił cztery przetargi, każdy na dostawę czterech dentobusów. A ponieważ chciał, by zaczęły jeździć już od początku 2018 r., warunkiem było dostarczenie pojazdów w grudniu.
Znalazła się firma, która temu zadaniu sprostała. To spółka Zeszuta z Warszawy; zgłosiła się do wszystkich czterech przetargów, oferując za każdym razem cenę o 3,7 tys. zł niższą niż 1,5 mln zł, które chciało wydać ministerstwo.
"Gazeta Wyborcza" zapytała NFZ, ile wpłynęło ofert od stomatologów. Jak twierdzi "GW", nie uzyskała informacji z części oddziałów Funduszu. W województwach podlaskim i pomorskim pochwalono się liczbą dwóch ofert. W Wielkopolsce i na Śląsku było tylko po jednej ofercie.
W siedmiu oddziałach funduszu, m.in. w Lublinie, Opolu i Bydgoszczy, nie wpłynęła żadna oferta. Rozpisano tam kolejne konkursy.
Jak tłumaczy dr Leszek Dudziński, dentysta i wiceprzewodniczący Naczelnej Izby Lekarskiej, dentobusy to nietrafiony pomysł. Wskazuje na niski ryczałt na użytkowanie samego pojazdu - od 7 do 8 tys. zł ma starczyć na opłacenie kierowcy, paliwa, ewentualnie noclegu, jeśli dentysta pojedzie do odległej miejscowości. Zwraca też uwagę, że dentobusem trzeba jeździć według harmonogramu ustalonego z NFZ, co nie pozwala m.in na kontynuację leczenia.


KOMENTARZE (0)