Planujesz właśnie powiększyć zespół i szukasz retail jedi, new media guru czy social media trailblazer? Pomyśl, czy nie napisać nazw stanowisk po polsku... Jak wskazują wyniki badania InterwievMe, aż 82 proc. kandydatów nie wie, co kryje się pod wymyślnymi nazwami. W efekcie aż 53 proc. z nich nie aplikuje do pracy po lekturze oferty...
Wyniki ankiety pokazują, że dla ogromnej większości (86 proc.) badanych oferty pracy to nie tylko obietnice bez pokrycia, ale też często bardzo niejasne słownictwo, w tym przede wszystkim anglojęzyczne lub zbyt wymyślne nazwy stanowisk. Okazuje się, że aż 82 proc. ankietowanych nie rozumie wszystkich nazw stanowisk, zawartych w ofertach pracy.
- Oznacza to, że ogromna większość z nas, przeglądając ogłoszenia o pracę, czasami nie ma pojęcia, czego one dotyczą. Stosując wymyślną nazwę stanowiska, pracodawca ryzykuje, że oferta zostanie ominięta - komentuje Marta Rojewska, autorka badania i ekspertka kariery w InterviewMe.
Jak dodaje, oczywiście kandydaci mogą z łatwością sprawdzić, co oznacza enigmatyczna nazwa użyta w ogłoszeniu. Wystarczy przecież spojrzeć na zakres obowiązków i wymagania. Ale oznacza to tak naprawdę stratę czasu kandydata.
- A czas jest kluczowy. Przecież większość osób chce szybko znaleźć nowe zatrudnienie. Przygotowanie dokumentów aplikacyjnych zajmuje od kilku do kilkunastu godzin, szczególnie gdy dopasowuje się CV i list motywacyjny do konkretnej oferty pracy. Jeśli więc nazwa stanowiska lub treść samego ogłoszenia o pracę nie oddają wystarczająco roli przyszłego pracownika, wprowadza się kandydata w błąd. I marnuje się swój oraz jego czas - zauważa Rojewska.
Efekt? Aż 53 proc. kandydatów zrezygnowało z aplikowania po ofercie, która zawierała obco brzmiącą nazwę stanowiska. - Autorzy ogłoszeń podejmują zatem spore ryzyko, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jeszcze do niedawna aż 64 proc. pracodawców miało problem ze znalezieniem odpowiedniego pracownika - zauważa Rojewska.
Także dr Grzegorz Zarzeczny, językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego, współtwórca Pracowni Prostej Polszczyzny, przestrzegał w rozmowie w PulsHR.pl przed nieprzemyślanym sięganiem po obcobrzmiące nazwy stanowisk. Może ono wyjść firmom bokiem... Szczególnie, kiedy o pracowników trudno i wiele firm decyduje się zatrudniać osoby bez doświadczenia, które chce przeszkolić.
- Jeśli mamy do czynienia z sytuacją, w której kandydat nie wie, co dokładnie oznacza nazwa stanowiska, na jakie aplikuje, to z punktu widzenia komunikacji możemy mówić o dużym błędzie - uważa językoznawca. - Zniechęcony może w ogóle nie wysłać swojego CV. W ogłoszeniach o pracę chodzi przecież o to, żeby potencjalny kandydat szybko zorientował się, że oferta jest skierowana do niego.
fot. Pixabay, grafika: PTWP
O szybkim zorientowaniu się nie możemy mówić w przypadku ogłoszenia o pracę na stanowisko CGA Manager, Corporate Government Affairs, ECC. A to po prostu kierownik ds. komunikacji i relacji zewnętrznych na kraje Europy Środkowo-Wschodniej...
Inaczej wygląda sytuacja, kiedy możemy założyć, że osoby aplikujące na dane stanowisko znają jego nazwę. Dobry przykład to CEO. Śmiało możemy założyć, że osoby aplikujące na stanowisko prezesa firmy muszą spełniać szereg wymogów. Jednym z nich z pewnością jest umiejętność posługiwania się językiem angielskim.
- Kluczem do umiejętnego stosowania nazw stanowisk jest dobre zaadresowanie oferty pracy - mówi dr Zarzeczny. I zaznacza, że jeśli tworzymy ogłoszenie, które ma trafić do szerszego grona odbiorców, lepiej postawić na rodzime słownictwo. - Wtedy nawet jeśli dokładnie nie znamy znaczenia danego wyrazu, z samej budowy słowotwórczej jesteśmy w stanie wyciągnąć pewne informacje - wyjaśnia ekspert.
Myląca nazwa
Badanie InterviewMe pokazało też, że 79 proc. przebadanych osób jest zdania, że nazwy stanowisk zawarte w ofertach pracy są mylące. W efekcie zaburzona zostaje komunikacja między poszukującymi pracy a pracodawcami. Respondenci InterviewMe wskazali - aż 66 proc. - że oferty pracy w Polsce powinny być napisane po polsku. Jednocześnie 78 proc. badanych deklaruje, że ich stanowisko pracy ma polską nazwę.
- Enigmatyczne nazwy stanowisk zawarte w ofertach pracy rzadko już dziwią. Podobno powstały po to, by zainteresować milenialsów i zachęcić ich do aplikowania do pracy. Pytanie jednak, czy takie metaforyczne określenia są w ogóle dla kogoś zrozumiałe. Wyniki naszej ankiety pokazują, że większość szukających pracy — bez względu na wiek, płeć czy wykształcenie — zupełnie nie orientuje się w dziwnym, acz modnym, HR-owym nazewnictwie stanowisk - mówi Rojewska.
Przykłady? Talent Delivery Specialist - 70,21 proc. badanych nie rozumie, co to znaczy. Przy czym, wśród młodych ludzi (do 23. roku życia) znaczenia tej nazwy nie zna 62 proc. badanych, a wśród osób powyżej 55. roku życia aż 78 proc. Media Distribution Officer - 64,12 proc. badanych nie wie, co to znaczy. Wśród młodych ludzi (do 23. roku życia) znaczenia tej nazwy nie zna 45 proc., a wśród osób powyżej 55. roku życia - aż 77 proc.
Jednak najwięcej osób nie orientuje się, jakie stanowisko pracy kryje się pod nazwą retail jedi - to aż 84,56 proc. badanych. Wśród młodych ludzi (do 23. roku życia) to aż 79 proc. badanych, a wśród osób powyżej 55. roku życia - 90 proc. W grupie badanych, dzielonych ze względu na zarobki, 89 proc. zarabiających poniżej 2500 brutto miesięcznie i 77 proc. zarabiających najwięcej (ponad 4500 złotych brutto miesięcznie) nie wie, czym jest stanowisko retail jedi...
Czytaj więcej: "Uprzejmie informuję, iż...", "Pragnę nadmienić...", czyli jak nie pisać CV
- Wspomniane nazwy stanowisk są niezrozumiałe nie tylko ze względu na to, że są sformułowane po angielsku, ale również dlatego, że zawierają słowa z innego rejestru znaczeniowego. Jedi, ninja czy guru to określenia, które może brzmią atrakcyjnie, ale nie mówią nic o miejscu w hierarchii firmy. A nazwy stanowisk mogą być ważnym narzędziem wyrażania tożsamości zawodowej, a nawet redukować stres zawodowy i wyczerpanie emocjonalne pracowników. Niektóre firmy eksperymentują, pozwalając zatrudnionym samym tworzyć ich własne nazwy stanowisk - podkreśla Rojewska.
Badanie pokazało, że częściej wybieramy standardowe, ale jasno brzmiące nazwy opisujące funkcję pełnioną przez pracownika. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest stanowisko sprzątaczki, które najwidoczniej niesie ze sobą negatywne skojarzenia, skoro większość badanych preferuje określenie specjalista do spraw utrzymania czystości.
- Kandydaci preferują jasne i proste nazwy stanowisk, które w mig pozwolą im zrozumieć, na czym będzie polegać przyszła praca. I mimo że artysta kanapkowy brzmi bardziej finezyjnie, dla większości naszych respondentów nazwa tego stanowiska wydaje się przekombinowana - podsumowuje ekspertka InterwievMe.
Nie tylko nazwa
Oprócz nazwy stanowiska to właśnie opis obowiązków jest kolejnym elementem treści ogłoszeń o pracę, brzmiącym dla kandydatów niezrozumiale i zniechęcającym ich do aplikowania. Aż 69 proc. ankietowanych przyznało, że pomijają oferty pracy, w których zakres obowiązków jest opisany niejasno.
- Badanie wykazało, że Polacy chcą znajdować w ofertach pracy dużo więcej informacji niż obecnie. Poprzednie badania przeprowadzone przez InterviewMe wykazały, że w ogłoszeniach o pracę najbardziej brakuje nam m.in. szczegółów o wynagrodzeniu (aż 81 proc. ankietowanych zwróciło na to uwagę), benefitach czy możliwościach rozwoju w danych firmie. Brak takich wiadomości sprawia, że kandydaci nie mają pełnego obrazu swojej przyszłej roli w firmie i deklarują, że czują się traktowani po macoszemu - komentuje Wojciech Martyński, ekspert kariery w InterviewMe.
Wyniki badania pokazały, że jeśli oferta pracy zawiera niejasną listę obowiązków, nie odpowie na nią 69 proc. kandydatów. Kandydaci chcą, aby stanowisko było określone w jak najbardziej czytelny sposób, bo przecież nikt nie chce zatrudnić się w ciemno.
Niespełnione obietnice
Badanie InterwievMe uwypukliło jeszcze jedną istotną kwestię. Okazuje się, że większość z nas uważa, że pracodawcy obiecują gruszki na wierzbie. Aż 86 proc. respondentów nie ufa temu, co zapewnia przyszłemu zatrudnionemu ogłoszenie o pracę. Kandydaci podchodzą sceptycznie do tego, co oferują pracodawcy i nie wierzą w spełnienie obietnic zawartych w ofercie.
- Zupełnie nie ufamy też firmom, których nazw nie znamy. W tym przypadku 82 proc. respondentów wyraziło sceptyczne nastawienie wobec nierozpoznawalnych na rynku pracodawców. Co ciekawe, aż 55 proc. badanych wysyła CV do tych firm, których nazwy rozpoznaje. Jedynie 22 proc. respondentów nie zwraca uwagi na to, czy kojarzy w jakiś sposób nazwę potencjalnego przyszłego pracodawcy - wymienia dalej Rojewska. I podsumowuje: - Wyniki naszego badania pokazują, jaką siłę oddziaływania ma dobrze zbudowana marka. Potwierdza to również badanie firmy Glassdoor, w którym stwierdzono, że oferty pracy firm, których kandydaci nie znają, są przez nich pomijane. Znana marka zwiększa aż o 40 proc. szanse, że potencjalny pracownik będzie się o pracę starać.
KOMENTARZE (3)